Część 86. Marzec - kwiecień 1944. Paulina.

290 27 37
                                    

Tadeusz przeciągnął się, podłożył sobie ramię pod głowę i łypnął okiem w kierunku łóżeczka, w którym spał Martin:

- A jego bękartowi nadal matkujesz – wypomniał.

Tamtej nocy w swym zuchwalstwie przekroczył wszelkie granice. Wziął mnie w lamusie, na stojąco, bez słowa wyjaśnienia, niczym zwykłą dziewkę, a ja mu na to pozwoliłam, co więcej – przystałam na to z ochotą.

Dopiero potem, kiedy już zaspokoił swoją chuć, przystąpił do słownej ofensywy, zarzucając mi obłudę, przewrotność i wykorzystywanie go do swoich celów. Nie ulegało wątpliwości, że ktoś - prawdopodobnie pani Wanda - doniósł mu o mojej zażyłości z Geistem.

- Byłem tylko zabawką dla pani ze dworu? - wyrzucał mi Tadeusz z goryczą. - Do tego byłem ci potrzebny? By wzbudzić zazdrość w tym hitlerowskim skurwysynu?

A ja, skołowana i zakłopotana, tłumaczyłam się przed nim potulnie niczym wiarołomna żona, a na koniec, by go udobruchać, zaprosiłam do mojej sypialni.

Ale wzmianka o Martinie rozsierdziła mnie na dobre i obudziła we mnie lwicę:

- Zostaw dziecko w spokoju – warknęłam.

- Nie widzisz, że stałaś mu się potrzebna, bo trzeba niańczyć jego bękarta?

- Kimże ty jesteś, że w ogóle żądasz ode mnie wyjaśnień? - zarzuciłam wyniośle.

- No właśnie, kimże? - podjął.

- Zwykłym złodziejem i kryminalistą! - wybuchnęłam.

Tadeusz z wrażenia podniósł się do pozycji siedzącej.

- Geist ci o tym powiedział?

- Gorzej, Geist przyniósł na to dowód! - wyrzuciłam. - Nawet Jan nie mógł tego dokumentu zakwestionować, pomimo że jak wiesz, jest człowiekiem ostrożnym w wyrażaniu osądów.

- Jakiego dokumentu, do wszystkich diabłów? - syknął, chwytając mnie za nagie ramię.

- Nakazu aresztowania.

Tadeusz prychnął i opadł na poduszkę.

- To było dawno temu, byłem młody i głupi – mruknął.

- Czyli nie zaprzeczasz? - drążyłam.

- Nie zaprzeczam.

- Kiedy zabawiałeś się z Zośką, też byłeś młody i głupi? - zaatakowałam ponownie.

Westchnął.

- To było zaraz po moim przyjeździe do Niewiadowa. Nawet mi się nie śniło, że spojrzysz na mnie łaskawszym okiem. Gdzie mi tam było do pani Krauss. Wojna zmienia ludzi.

- Zwykle na gorsze – spuentowałam cierpko. - Lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu?

- Paulino - chwycił mnie za oba ramiona. - Pokochałem cię – powiedział z zapałem.

A potem puścił mnie, odrzucił kołdrę, wstał i zaczął się ubierać.

Siedziałam, oszołomiona, okrywając się kołdrą po brodę.

Kochał mnie...

Lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu...

Podobno decyzja o ewakuacji Niemców z Lublina wisiała w powietrzu. Albrecht odjedzie, żołnierze ze stutzpunktu również, albo co gorsza otrzymają rozkaz, by się bronić...

Jan konsekwentnie odsuwał w czasie ostateczny termin opuszczenia Niewiadowa.

Jeśli to prawda, że AK dogaduje się z Sowietami, że wspólnie stoczyli już niejedną potyczkę z Niemcami w lubelskich lasach, to z Tadeuszem mamy szansę przetrwać. Ocalić Niewiadów.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz