Część 54. Kwiecień 1943. Paulina

231 42 11
                                    


Wracałam ze stolarni pogrążona w rozmyślaniach - dla rosnącego jak na drożdżach Adasia potrzebowaliśmy nowego łóżeczka.

Kiedy podniosłam wzrok, z przerażeniem odkryłam, że przed domem stoi wojskowa ciężarówka i osobowy samochód. Decyzję musiałam podjąć w okamgnieniu.

Zamiast pobiec do domu, przyśpieszyłam kroku w kierunku czworaków. Sierżant Blanck siedział przed budynkiem i najspokojniej w świecie dłubał źdźbłem trawy w zębach, z kompletną obojętnością przyglądając się żołnierzom, wysypującym się z samochodów.

- Proszę mi pomóc – szepnęłam, oddychając ciężko.

Podniósł na mnie znużone spojrzenie i uśmiechnął się nieznacznie. Jego oczy otaczała siateczka zmarszczek.

- Coś pani przeskrobała? - podjął, wskazując ruchem głowy na zamieszanie na podjeździe.


Wpadłam do sieni pełna najgorszych obaw. Na środku holu stał obersturmfuhrer Gunther Richter i wydawał rozkazy. Żołnierze rewidowali dom, niszcząc i demolując. Jan nadaremno usiłował ich powstrzymać. Blanck najspokojniej w świecie zaoferował pomoc. Nie wiedziałam, czy mogę mu ufać, ale też nie miałam większego wyboru. W duchu modliłam się, by Geist wrócił wcześniej do domu i by Zośka zdążyła na czas.

Richter nie pozwolił mi skorzystać z telefonu. Wchodząc schodami na piętro zauważyłam Ewę tuląca do siebie owiniętego kocykiem Adasia. Ale Richtera nie interesowało dziecko. Wiedział, czego szuka, bo z miejsca zażądał klucza do wejścia na boczne schody. Ociągałam się, jak długo mogłam. Wracając na górę dostrzegłam Wiktorię zanoszącą się płaczem. Trzymała w ramionach swoją ukochaną lalkę - spojrzałam na nią z przerażeniem, lalka miała rozbite pół twarzy.

Trzęsącymi się rękami otworzyłam drzwi, żołnierze wbiegli na boczne schody.

- Sprawdzić strych i oficynę – nakazał Richter.

Rozbiegli się. Po dłuższej chwili dwóch zeszło ze strychu, kręcąc przecząco głową. Głupiec z pana, obersturmfuhrerze – pomyślałam z satysfakcją. Ale moja radość trwała tylko chwilę. Dwóch innych przyprowadziło z oficyny Solmana.

- Zabieramy go na przesłuchanie – zarządził Richter.

- Nie – rzuciłam się jak lwica. - To nasz magazynier, nie zrobił nic złego.

- Okaże się.

Wróciliśmy do holu. Cała akcja zajęła Richterowi może pół godziny, w trakcie której dom został przewrócony do góry nogami. Wiktoria płakała. Brygida szarpała się, wołała ojca i usiłowała wyrwać przytrzymującej ją pani Celinie. Jan był blady jak ściana.

I wtedy drzwi otworzyły się niespodziewanie i stanął w nich Albrecht Geist. Z wrażenia mało nie upuścił swojej teczki.

- Was ist los?!

- Herr sturmbannfuhrer – Richter zesztywniał. - Właśnie zakończyłem rewizję. Tego człowieka zabieramy.

Geist obdarzył Solmana przelotnym spojrzeniem i zrobił krok w kierunku Richtera.

- Dlaczego ja nic o tym nie wiem?! - zagrzmiał.

- Porozmawiajmy na osobności – zaszczebiotał Richter.

Przeszli do salonu. Słyszałam tylko zadawane przez Geista podniesionym głosem pytania „Co tu się dzieje? Co to ma znaczyć?" i fragmenty odpowiedzi Richtera: „donos, informacja, zbiegły przestępca"

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz