Część 60. Czerwiec - lipiec 1943. Paulina

300 36 18
                                    


Tamtej nocy czuwałam przy Ninie, która spała zaskakująco spokojnie. Helenę odesłałam do łóżka, bo sama ledwie trzymała się na nogach. Nad ranem jednak zmógł mnie sen i usnęłam w fotelu. Obudziło mnie zamieszanie i odgłosy rozmowy dobiegające z dołu. Żandarmeria wojskowa – pomyślałam. Nina spała. Z trudem rozprostowałam nogi, poprawiłam włosy, okryłam się wełnianą chustą i zeszłam na dół. Zdumiona odkryłam, że żandarmi właśnie odjeżdżają.

Geist stał na werandzie w towarzystwie Jana, palił i mrużył przekrwione oczy od rażącego słońca. On również wyglądał tak, jakby tej nocy nie spał zbyt wiele.

- Paulino – Jan ujął moją dłoń. - Już po wszystkim.

- Aresztowali go? - podjęłam.

- Zabrali trupa – mruknął Geist głucho, nie patrząc na mnie. - Sauer powiesił się w nocy.

Musiałam oprzeć się o kolumnę, by nie upaść.

- Popołudniu mam pociąg, a muszę się jeszcze spakować – dodał Geist obojętnym tonem. - Zanim wyjadę, pomówię w Lublinie z kim trzeba, aby nikt więcej państwa w tej sprawie nie niepokoił. Proszę zatroszczyć się o córkę.

Zdeptał niedopałek papierosa butem i zawrócił do domu.

- Ależ... - zaczęłam i urwałam, patrząc na Jana bezradnie.

Jan przybrał dziwny, zacięty i bolesny wyraz twarzy. Oboje mieliśmy świadomość, że Sauer nie powiesił się sam.

Zerwałam się i pobiegłam za Geistem.

- Panie sturm... Albrechcie! - zawołałam.

Zostawił otwarte drzwi do swojego pokoju, więc weszłam bez pukania. Nie odwracając się do mnie, wszedł do sypialni, wyciągnął z szafy walizkę i rzucił ją na łóżko.

- Albrechcie – szepnęłam. - Pan to zrobił?

Wtedy się odwrócił. Myślałam, że spojrzy na mnie z gniewem, ale tak się nie stało. Patrzył łagodnie, z bezgranicznym smutkiem. Z mojego gardła wydobył się szloch, którego nie zdążyłam stłumić. Podszedł i stanął naprzeciwko mnie, bardzo blisko.

- Tak jest lepiej dla wszystkich – powiedział półgłosem.

To ja go do tego popchnęłam – myślałam gorączkowo. - Obarczając odpowiedzialnością za to zdarzenie. Chciałam śmierci Sauera. Właściwie to chciałam dla niego czegoś jeszcze gorszego. Albrecht zrobił to dla mnie.

Chciałam mu podziękować i zaczęłam paplać bez sensu o tym, ile jestem mu winna.

Spojrzał na mnie niechętnie, z gniewem:

- Nic nie jest mi pani winna - powiedział dość obcesowo. - Proszę to sobie zapamiętać.

Poczułam się zażenowana.

- Przepraszam – szepnęłam. - Powiedziałam panu ostatnio wiele gorzkich słów.

- Nie będziemy o tym rozmawiać – uciął cierpko.

- Ależ ja muszę to powiedzieć. Byłam wobec pana niesprawiedliwa...

- Nie chcę już o tym słuchać – burknął i wrócił do pakowania.

Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na plecach. Zesztywniał i wyprostował się.

- Spokojnej podróży, Albrechcie – powiedziałam.

- Dziękuję – mruknął.

Wyszłam pośpiesznie.


Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz