Część 50. Marzec 1943. Paulina

253 44 8
                                    


W miarę, jak powstawał stutzpunkt, uświadamiałam sobie coraz dotkliwiej, że obdarto nas z prywatności, spokoju i wygody. Okolice dworu zostały oszpecone bezpowrotnie, a gwar, pokrzykiwania i rechotliwy żołnierski śmiech miały odtąd stale nam towarzyszyć.


W tamtych dniach stałam się trzymać z dala od Geista, uświadamiając sobie, że muszę uczynić wszystko, by wybić sobie z głowy mój niedorzeczny afekt do niego. Niestosowną namiętność, która niosła ze sobą wyłącznie bolesne upokorzenia.

W ciągu ostatnich miesięcy Geist wielokrotnie bardzo jednoznacznie wyrażał zainteresowanie moją osobą, by zaraz potem brutalnie i obcesowo mnie odtrącić.

Bawił się ze mną w specyficzną grę, niczym kot upolowaną myszą.

Ranił mnie, ale dla niego nie miało to najmniejszego znaczenia.


Tamtej wiosny Geist spędzał w Niewiadowie więcej czasu niż dotychczas. Doglądał prac, strofował żołnierzy. Pomimo to nie obyło się bez wielkiego bałaganu i niegroźnych, na szczęście, wypadków.

Szczególnie przykry był widok więźniów, których żołnierze wzięli sobie do najcięższych prac. Grupka wychudzonych ludzi – cieni, w zbyt lekkim jak na wczesnowiosenne chłody odzieniu. Pracowali ponad siły. Celina i Zośka rozdawały im ciepły posiłek, co z miejsca spotkało się z protestem ich nadzorcy, który uważał, że wystarczy, jeśli jadają rano i wieczorem. Patrząc na nich, mogłam sobie wyobrazić, jak nędznie owe posiłki wyglądały. Ostatecznie do sprawy wtrącił się Jan, co koniec końców doprowadziło do spięcia z Geistem.

- To przestępcy! – argumentował Geist, przechadzając się po gabinecie, wyraźnie wzburzony. - A pan chce ich karmić równie dobrze, jak domowników?

- Pragnę jedynie, by stutzpunkt jak najszybciej powstał – mruknął Jan, najspokojniej w świecie czyszcząc fajkę.

- Mamy podobne cele, panie Krauss – zapewnił Geist. - Tylko dążymy do nich innymi drogami. Moja jest szybsza.

- W latach dwudziestych dwór przeszedł gruntowny remont i przebudowę – zaczął mówić Jan. - Majster i robotnicy byli dobrze karmieni i sowicie wynagradzani. Prace, które w innych dworach zajmowały lata, przeprowadziliśmy w ciągu kilku miesięcy.

- Pan przeprowadził? - podjął Geist podejrzliwie.

- Nie, oczywiście, że nie. Byłem wówczas dzieckiem, znam tę historię z opowiadań.

- Ja również z opowiadań znam przeróżne fantastyczne historie o mojej rodzinie – Geist uśmiechnął się z wyższością. - Nie we wszystkie wierzę. Za kilka dni więźniowie przestaną być potrzebni i nie będą już kłuć w oczy, ani bić w pana poczucie humanizmu. Ach, jeszcze jedno. Chętnie ponownie zajrzałbym do ksiąg majątku.

Jan zdębiał.

- Już pan to robił – przypomniałam. - I nie dopatrzył się pan żadnych uchybień.

- W zeszłym roku. Od tamtej pory, jak mniemam, wiele się zmieniło.

- Dlaczego pan tak sądzi? - drążyłam niestrudzenie. - Czyż nie wspominał pan o konieczności obdarzenia się wzajemnym zaufaniem?

- Kontrola to najwyższy stopień zaufania – oświadczył Geist bezczelnie, z szerokim uśmiechem.


Tamtego popołudnia, kiedy kolumna więźniów ostatecznie opuszczała Niewiadów, zastałam Zośkę z nosem przy szybie, zalewającą się łzami.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz