Część 88. Kwiecień 1944. Paulina

250 29 8
                                    

Rozumiałam gniew i rozpacz Janka, gdyż mną targały podobne uczucia. Moja ukochana, pierworodna córka – piękna, inteligentna, tak piękna i inteligentna, że zastępowała mojemu mężowi żonę... Czy kiedykolwiek uwolnię się od tej myśli? Czy kiedykolwiek jej wybaczę?

I czy wybaczę sobie?

Teraz muszę ją ratować – myślałam gorączkowo.

Jan uparł się, by jechać do Lublina. Sam udał się do siedziby gestapo, mając jakieś złudne nadzieje, mnie stanowczo zakazał pokazywać się Richterowi na oczy.

Miałam nadzieję, że Geist wrócił już do Lublina, więc udałam się do budynku magistratu. Zaskoczył mnie panujący tam nieporządek i chaos. Weszłam, praktycznie przez nikogo nie legitymowana. Wreszcie udało mi się zaczepić jakąś młodą urzędniczkę na korytarzu.

- Nikogo z wyższych szczeblem urzędników dziś już nie będzie – poinformowała mnie. - Wszyscy świętują w hotelu Lublinianka.

Co takiego świętują? – pomyślałam z irytacją. - Zbliżający się nieuchronnie koniec naszego świata?

Czekał mnie spacer, ledwie kilka przecznic, dzień był ciepły i przyjemny, a dokładną lokalizację budynku znałam z czasów wizyty gubernatora i niefortunnego bankietu, na który zabrał mnie Geist. Ledwie rok minął i tak wszystko się zmieniło – rozmyślałam. Ku mojej ogromnej uldze, dostrzegłam zaparkowany nieopodal hotelu samochód Albrechta, jak również Rainera, który znudzony czekaniem, polerował karoserię auta.

Rainer również mnie zauważył i podszedł się przywitać.

- Stało się coś złego, Rainerze – powiedziałam.

- Z panną Ewą i dzieckiem? - zapytał, blednąc.

- Nie, Helena została aresztowana. Z jakim dzieckiem, na litość boską? - podjęłam, zdumiona.

W ten nietypowy sposób dowiedziałam się się o ciąży Ewy.

- Głupcze skończony! - natarłam na Rainera.

Z drugiej strony odetchnęłam z ulgą, że złe samopoczucie Ewy, bladość i brak apetytu, które obserwowałam przez ostatnie tygodnie, to zwykłe dolegliwości początku ciąży.


Stanęłam w progu hotelowej restauracji i zdębiałam. Było wczesne popołudnie, a na moich oczach rozgrywała się zwykła, pijacka orgia. W zadymionym wnętrzu prostytutki z obnażonymi biustami kleiły się do mężczyzn w porozpinanych mundurach, jedna z nich, podciągając sukienkę aż po same biodra i eksponując nagie pośladki, śpiewała, niemiłosiernie fałszując „Lili Marleen".

Przypomniałam sobie tamten wieczór, gdy sama śpiewałam „Lili Marleen" i ogarnęła mnie fala mdłości.

A potem dostrzegłam Geista i odetchnęłam z ulgą. Siedział samotnie w rogu pomieszczenia i popijał szampana z wąskiego kieliszka. Nie widział mnie, wzrok miał utkwiony gdzieś w oknie. Ruszyłam w jego stronę. Podniósł na mnie wzrok dopiero w chwili, gdy stanęłam przed nim.

- Dzień dobry – odezwałam się grzecznie, ale oschle. - Możemy gdzieś spokojnie porozmawiać?

- Ach, pani hrabina, nie może pani wytrzymać beze mnie nawet kilku dni? – zakpił, ostentacyjnie klepnął w pośladek przechodzącą obok kelnerkę, która zacisnęła zęby na ten gest, ale niesiona przez nią taca z kieliszkami ani drgnęła.

Geist wziął jeden kieliszek z tacy i podał mi:

- Radziecki – wyjaśnił. - Ale nie najgorszy. Trzeba się przyzwyczajać.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz