Część 49. Marzec 1943. Wicia

246 43 7
                                    


Z początkiem marca przychodzi odwilż, wielkie roztopy, które grożą podtopieniem zapasów, zgromadzonych w piwnicach i ziemiankach. Znów wszyscy mają ręce pełne roboty.

Tymczasem Niemcy zaczynają w Niewiadowie budowę stutzpunktu – w błyskawicznym tempie powstaje ogrodzenie z drewnianych bali, rowy strzeleckie dookoła ogrodu i podwórza, bunkry z bali przysypanych ziemią, umocnione stanowisko dla broni maszynowej oraz drewniana wieżyczka obserwacyjna. Na podjeździe i w rejonie gazonu panuje nieopisany bałagan, walają się ciężkie bale drewna. Żołnierze robią gruntowne porządki w niezamieszkałych czworakach, skąd, ku naszej uciesze, wyrzucają stertę niepotrzebnych rzeczy, a następnie podpalają te rupiecie. Imponujące ognisko pali się pół dnia, strzelając iskrami na wszystkie strony, wywołując nasz zachwyt i szczere przerażenie dorosłych, że od ognia zajmie się dwór.

Cała ta budowa mogłaby być dla mnie i Brygidy kolejną fascynującą przygodą, gdy nie fakt, że co ranek do Niewiadowa przybywają więźniowie – grupa wychudzonych, obdartych mężczyzn. To oni wykonują najcięższe prace, poganiani przez okrutnego i wrzaskliwego strażnika. Pani Celina i Zośka co dzień dokarmiają ich zupą z mięsem i ziemniakami, ku niezadowoleniu ich nadzorcy. Wynoszą przed dom duży kociołek i rozlewają do metalowych misek.

- Zu gut – ocenia strażnik, częstując się zupą bezpośrednio z kociołka.

A potem kopie w miskę najbliżej siedzącego więźnia, wytrącając mu ją z ręku i wylewając zawartość. Biedak rzuca się na kolana i wyjada rękoma to, co nie wsiąkło w ziemię.

Sprawa kończy się interwencją stryja, który argumentuje, że najedzeni więźniowie pracują szybciej i wydajniej.


Wreszcie prace dobiegają końca, więźniowie znikają, a żołnierze stają się nieodłączną częścią krajobrazu Niewiadowa. Jest ich cały pluton, a dowodzi surowy, starszy sierżant, który, jeśli wierzyć opowieściom jego żołnierzy, służył w poprzedniej wojnie. Wartownicy czuwają dookoła posesji przez dzień i noc, a dwa razy dziennie żołnierze odbywają zbiórki przed czworakami. Obserwuję ich z początku nieśmiało, z ukrycia, a potem już bezczelnie, robiąc do nich śmieszne miny. Wreszcie zaczynam ich zaczepiać i z nimi rozmawiać. Większość z nich to młodzi chłopcy, nie starsi od Ewy i przyznać muszę, że wszyscy zachowują się grzecznie wobec mnie i Brygidy, którą również biorą za Niemkę. Jesteśmy „panienkami ze dworu". Nieco gorzej ma Nina, która zaokrągliła się i wyrosła przez zimę, wygląda teraz całkiem kobieco i od pierwszych dni staje się obiektem westchnień jednego z młodych kaprali, który zaczepia ją dość natrętnie, wykrzykując pod jej adresem komplementy, co Ninę niemiłosiernie irytuje. Do Ewy natomiast nikt nie ma śmiałości, czy to z uwagi na dziecko, czy dlatego, że to "narzeczona pana podporucznika" – jak mawiają żołnierze, wywołując na twarzy Ewy rumieniec zakłopotania.

Jakby żołnierzom mało było wiecznie niezadowolonego i bez przerwy ich dyscyplinującego sierżanta, na porannych zbiórkach często pojawia się major Geist, wzbudzając w żołnierzach jeszcze większy popłoch niż podstarzały sierżant. Zresztą sierżant też pręży się na widok majora, gdy ten pojawia się na apelu, wędruje wzdłuż równego rządku żołnierzy, zarzucając niechlujstwo i nieporządek, co poniekąd ma swoje uzasadnienie, bo większość z tych chłopaków faktycznie prezentuje się dość kiepsko.

Major pełni teraz funkcję kogoś na kształt samozwańczego zarządcy Niewiadowa. Spędza w domu więcej czasu, ślęczy nad księgami rachunkowymi, regularnie wizytuje wraz ze stryjem magazyny, spichlerz, cukrownię, browar, rzeźnię, młyn, kuźnię, tartak i stolarnię. Czasem zagląda nawet do obory i chlewika.

Któregoś razu w niedzielę major, chyba tylko po to, by ostatecznie pognębić młodych żołnierzy, urządza coś na kształt zawodów strzeleckich. Za cele mają służyć stare, dziurawe i poobijane naczynia z kuchni, pozawieszane na płocie. I faktycznie, większość chłopaków z plutonu strzela nie najlepiej, podczas gdy major, lewą ręką, zdejmuje „swój" garnek z płotu bez większego trudu. Tyradę majora o nieudolności i braku samodyscypliny, przerywa pojawienie się podporucznika Dietricha, który z marszu, nie zatrzymując się nawet zestrzeliwuje z płotu wszystkie po kolei garnki, które się na nim zostały. Majorowi najwyraźniej nie przypada to do gustu, bo zaraz potem nakazuje podporucznikowi umyć samochód, a popołudniu widzę, jak biedak robi to jeszcze raz, bo major podobno dopatrzył się jakiś uchybień w wykonanej pracy.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz