Część 37. Grudzień 1942. Wicia

259 38 6
                                    


Jest sylwestrowe przedpołudnie. Matka stoi przed lustrem w nowej, koronkowej sukience - to znaczy sukienka nie jest nowa, tylko Nina naprędce ją przerobiła. Jest bardzo piękna - przedwojenna, misternie wykonana, w kolorze herbacianych róż, wygląda trochę jak suknia ślubna. Wiem, że należała do mojej babki.

Z jakiegoś powodu zaraz po świętach matka zdejmuje żałobę, znów zaczyna nosić kolorowe sukienki i więcej się uśmiechać. I choć wszystko wskazuje na to, że sylwestrowy wieczór matka spędzi w zwykłej sukience, w ostatniej chwili z pomocą przychodzi stryj, wynajdując w kufrze z pamiątkami suknię po mojej babce, o dziwo zachowaną w świetnym stanie i nie tkniętą przez mole.

Żałuję, że nie jestem starsza i nie będę mogła brać udziału w przyjęciu. Chciałabym mieć koronkową sukienkę w kolorze herbacianych róż i pić wino z wąskich kieliszków. Wydaje mi się to takie eleganckie.

- Wyglądasz wspaniale – chwali matkę stryj Jan.

Matka uśmiecha się kokieteryjnie i okręca się wokół swojej osi.

- Twoja matka miała doskonały gust – chwali.

- Moja matka miała garderobę godną księżnej – poprawia stryj Jan. - Żałuję teraz, że nie zatrzymałem innych jej sukni. Ewa i Helena mogłyby mieć równie piękne kreacje na dzisiejszy wieczór.

Matka wydyma usta:

- Heleny dziś nie będzie – mówi.

- Myślałem, że przyjedzie popołudniu, ze sturmbannfuhrerem.

- Nie, postanowiła zostać w Lublinie.

- Oczywiście – stryj markotnieje. - Ktoś musi zostać na dyżur w szpitalu.

- Raczej chciała spędzić ten wieczór z tym swoim... Maksymilianem... och, zawsze zapominam jego nazwiska – matka macha ręką niedbale.

- Maksymilianem? - powtarza stryj niepewnie.

- Tak. Ten doktor, który przyjeżdżał do Niny. Pamiętasz? Spotykają się.

- Nie wiedziałem – odzywa się stryj. - Nie miałem pojęcia.

- No cóż, Helena jest dorosła i nie musi tłumaczyć się nam z każdej miłostki.

- Oczywiście, z całą pewnością – przyznaje stryj powoli, dziwnym głosem. - To coś poważnego?

- O to sam musisz ją zapytać – odpowiada matka lekko. - Choć znając niestałość Heleny, wstrzymałabym się z szykowaniem posagu. W Krakowie bywała bardzo kochliwa.

A potem wykonuje jeszcze jeden obrót przed lustrem i dodaje:

- A teraz muszę cię przeprosić, Janku. Chcę się przebrać, by pójść dopilnować przygotowań do kuligu.

Kulig!? To już dzisiaj! Oczywiście! Klaskam w dłonie z radości. Stryja ta perspektywa nie ekscytuje, bo kieruje się do drzwi wyraźnie zasmucony.

- Mamo – odzywam się niepewnie, bo ten pomysł od dawna chodzi mi po głowie, ale nie jestem pewna, jak zostanie przyjęty. - Czy Brygida mogłaby pojechać z nami?

- Z nami? - stryj zatrzymuje się w progu.

- Czy Brygida mogłaby wziąć udział w kuligu? - poprawiam.

Matka patrzy, zdumiona:

- Przecież jej nie lubisz – podsuwa bezlitośnie.

Stryj uśmiecha się szeroko:

- Ależ oczywiście, Wiciu, to doskonały pomysł. Na pewno sprawimy jej tym wiele radości.


Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz