Część 73. Grudzień 1943. Wicia

223 30 10
                                    

Budzi mnie hałas. Coś jakby piskliwy, kobiecy okrzyk, a może to tylko trzaśnięcie drzwiami? Przynajmniej mam takie wrażenie, ale jak to bywa w chwili, gdy zostajemy brutalnie wyrwani ze snu, trudno jest nam z całym przekonaniem określić, czy hałas zdarzył się na jawie, czy był tylko częścią sennego mamidła. Słyszę niknący odgłos kroków na schodach – ciężkich, pośpiesznych. Jedyną osobą, która nocą chodzi po domu jest cierpiąca na bezsenność pani Wandzia – lecz ona porusza się bezszelestnie, jak kot, nie naruszając spokojnego snu domowników. Coś się stało, teraz już jestem o tym przekonana. Może Martin znów zachorował? Mój pokój spowijają egipskie ciemności. Siadam na łóżku i w tym momencie drzwi gwałtownie się otwierają. Jakaś drobna postać w dwóch susach jest przy moim łóżku, słyszę drżący głos Niny:

- A ta sobie śpi jak aniołek! Wstawaj, Wicia! Szybko! Nic nie słyszałaś? Major przyszedł po matkę i zaciągnął siłą na dół. Bóg jeden wie, co zamierza zrobić. Idź za nimi, prędko!

W pierwszej chwili dębieję. Nie, to niemożliwe – myślę. - Nina znów coś zmyśla, knuje. A potem dopada mnie wspomnienie, które zagrzebałam gdzieś w odmętach niepamięci – bolesne i niechciane. Mama klęczy na śniegu, a major mierzy do niej z pistoletu.

To przeze mnie.

Co ja zrobiłam...

- Wstawaj, pośpiesz się – powtarza Nina gorączkowo.

Zniecierpliwiona moim ociąganiem się, chwyta mnie za ramiona i brutalnie wyciąga z pościeli.

Po ciemku nie mogę znaleźć kapci. Ponaglana przez Ninę, wychodzę na korytarz w wełnianych skarpetach i samej koszuli nocnej. Ślizgam się na wypastowanych schodach. Od sieni bije lodowaty chłód. Nina podąża za mną.

W holu ciemność rozprasza poblask bijący z lewego skrzydła domu. To w sąsiadującej z salonem bibliotece pali się naftowa lampa. Skradam się przez ciemny salon, drzwi do biblioteki są uchylone. Dochodzą stamtąd odgłosy rozmowy, właściwie kłótni, bo matka i major perorują podniesionymi głosami:

- Gdyby sprawa dotyczyła którejś z pani córek, starałby się być wyrozumiałym. Ale kobieta w pani wieku, na której ciążą obowiązki i powinności matki, która powinna świecić dobrym przykładem - przemawia major. - Doskonale pani wie, jakie są prawne konsekwencje Rassenschande, co grozi niemieckiej kobiecie, która oddała się Polakowi...

- Janku, czy to musi odbywać się w ten sposób? - apeluje matka do stryja piskliwym głosem. - To żenujące.

Stryj milczy.

- Herrgott, każdy inny, ale ten polski furman! - wybucha major.

- Tadeusz Solman nie jest furmanem!

- To nieokrzesany prostak! Założę się, że nawet w alkowie nie zdejmuje tych ubłoconych buciorów, smród nieumytych stóp byłby nie do zniesienia.

- A pan za kogo się uważa? Za potomka cesarza Wilhelma?! Przypomnę panu sytuację, kiedy pijany w sztok zwalił się pan do mojego łóżka, na własne ubłocone buty nie zwracając najmniejszej uwagi!

Stryj Jan chrząka:

- Moi kochani - odzywa się łagodnie, z pobłażaniem. - Czy jesteście pewni, że ta bardzo osobista rozmowa powinna odbywać się w obecności mojej skromnej osoby, a nie.. właśnie... za zamkniętymi drzwiami alkowy?

- Na zbyt wiele sobie pan pozwala! Nie życzę sobie podobnej poufałości z pańskiej strony! - warczy major.

- Bóg mi świadkiem, że w tej przedziwnej sytuacji dobre wychowanie mnie zawodzi. Wyciągnął mnie pan z łóżka w środku nocy, żeby...

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz