Część 67. Wrzesień - październik 1943. Wicia.

236 41 10
                                    

Następnego ranka budzi mnie Ewa, chwytając mocno za ramiona i potrząsając raz za razem, jakbym była szmacianą lalką:

- To twoja wina! Ty diablico, potworze, zła dziewucho! To twoja sprawka! Sczeźniesz w piekle, ty mała morderczyni! - wrzeszczy.

Ewa potrząsa mną tak mocno, że zaczyna boleć mnie głowa.

- Przestań, co ty wyprawiasz! - krzyczy matka.

Wpada do pokoju i odpycha Ewę, która z histerycznym szlochem ląduje na krześle naprzeciwko mojego łóżka.

- Wszystko w porządku, Wiciu? - dopytuje matka, pochylając się nade mną i głaszcząc moje ramiona.

- Tak, mamo – zapewniam nieszczerze, łykając łzy.

Matka odwraca się i doskakuje do Ewy:

- Co cię opętało? Czym ci Wicia zawiniła?

- Miała się nim zajmować, tymczasem przepędziła go, bo im przeszkadzał w zabawie – łka Ewa. - Brygida wszystko wyznała panu Solmanowi.

- Miała się nim zajmować?! - powtarza oburzona matka. - Dziesiątki razy prosiłam cię, byś nie zostawiała Adasia pod opieką Wici! To jeszcze mała dziewczynka.

- Skończyła osiem lat! Byłam młodsza od niej i niańczyłam Ninę – protestuje Ewa.

- To były inne czasy, spokojne, a po domu zawsze kręciła się Rózia. Czemuś nie oddała Adasia pod opiekę kogoś starszego? Chociażby Niny?

- Bo, bo... - Ewie załamał się głos. - Nina jest nieuważna, a w pokoju zawsze ma porozkładane te wszystkie igły, szpilki, guziki... Bałam się, że Adaś połknie, udławi się... O, Boże! Jak ja mam teraz żyć?

- Guziki, oczywiście – powtarza matka głucho i z impetem rusza do pokoju obok. Otwiera drzwi bez pukania.

- Nina? To twoje? - zagaduje.

Zerkam ciekawie, ale nie widzę, co matka pokazuje Ninie

- Nie, na pewno nie. Może majora? Wygląda mi na guzik mundurowy – wyjaśnia Nina rzeczowo.

- Na Boga, mamo, Adaś nie żyje, a ty szukasz właściciela guzika! - wybucha Ewa, zrywając się z krzesła

Matka zawraca do niej:

- Ewuniu, dziecko moje – podchodzi do mojej zrozpaczonej siostry i obejmuje ją ramionami, wbrew jej protestom.

Ewa wyrywa się jeszcze przez chwilę, ale matka nie odpuszcza. W końcu ich szamotanina dobiega końca, Ewa opada z sił i wtula się w matkę, zanosząc się spazmatycznym szlochem.

- Ewuniu – przemawia matka łagodnie, głaszcząc moją siostrę po głowie. - To nie wina Wici, ani twoja. Byłaś dla Adasia dobrą matką, oddałaś mu swoje serce. Przez ten krótki czas, który przyszło mu spędzić na tym ziemskim padole, był szczęśliwy i kochany, pomimo wojny i ogromu cierpienia wokoło. Śmierć miał szybką, nie cierpiał. Musimy teraz zająć się nim, przygotować do ostatniej drogi.

- Nie dam rady – łka Ewa.

- Ależ oczywiście, że dasz radę, a ja ci pomogę. Wieloma rzeczami trzeba się zająć. Jan posłał po pastora do Lublina, pochówek trzeba zorganizować szybko – tłumaczy matka.

Ewa pozwala matce, by wyprowadziła ją z mojego pokoju. Wciąż zdenerwowana, kulę się, obejmuję kolana ramionami. Nina stoi w progu i patrzy na mnie.

- Czy to ja zawiniłam? - dopytuję rozpaczliwie, choć od mojej bezwzględnej siostry nie spodziewam się słów pocieszenia.

- Nie, głupia. Był rozbisurmaniony i wciąż psoty chodziły mu po głowie – mówi Nina niespodziewanie łagodnie, siadając obok mnie na łóżku. - Stryj powiedział, że spadł z drabiny prowadzącej na strych i głową uderzył w cokół balustrady bocznych schodów. Rozbił głowę i umarł.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz