Część 65. Sierpień - wrzesień 1943. Wicia.

253 39 25
                                    


Matka i major wracają wieczorem. Słyszę zamieszanie w holu, a potem coś przedziwnego, jakby kwilenie dziecka, ale dobiegające z dołu. Dziwne, bo Adaś o tej porze zwykle już mocno śpi. Zaciekawiona, wychodzę do korytarza, pokonuję kilka stopni schodów, kucam i zerkam przez balustradę. Na środku holu stoi mały chłopczyk, nie starszy od Adasia, w śmiesznym, marynarskim ubranku. Trze oczy i popłakuje.

- Ma mokre spodnie – odzywa się major.

- Widzę przecież – odpowiada matka cierpko.

Major podnosi na mnie wzrok:

- Dlaczego nie śpisz jeszcze o tej porze, Wiktorio?

Prostuję się i schodzę na dół.

- Kto to taki? - pytam, wskazując dziecko.

- Nieładnie jest pokazywać palcem, Wiciu. Ma na imię Martin – wyjaśnia matka. - Zostanie z nami przez jakiś czas. Stracił rodziców i trzeba się nim zaopiekować.

- Chodź – wyciągam do niego rękę. - Pokaże ci moje zabawki.

Mały ani drgnie.

- Na zabawę dziś już za późno. Trzeba go umyć i przebrać. I nakarmić – mówi matka.

- To już nie moja rola – wtrąca major oschle. - Dobranoc.

Na schodach mija się ze zbiegającą na dół Ewą.

- O, mój Boże! – wykrzykuje moja siostra, po czym dodaje półgłosem, ze złością. - Jednak to zrobił...

Mały spogląda na Ewę i zaczyna beczeć jeszcze głośniej.

- Spokojniej, przestraszyłaś go – strofuje matka Ewę, biorąc dziecko na ręce. - Miał dzisiaj nadmiar wrażeń. Trzeba go umyć, ja się tym zajmę, a ty przynieś mi ręcznik i jakąś koszulkę Adasia. A potem skocz do kuchni, niech Celina ugotuje owsianki.

- Tak, mamo – mruczy Ewa i zawraca na górę.

- Jak długo z nami zostanie? - dopytuję, idąc za matką.

- Ty rzeczywiście powinnaś już spać, Wiciu – upomina mnie matka, zerkając przez ramię.

Niezrażona, podążam za matką do łazienki. Po chwili pojawia się Ewa z niezbędnymi rzeczami.

- Powinnaś była nie zgodzić się, mamo – wyrzuca półgłosem.

- Powiedzmy, że miałam cokolwiek do powiedzenia – odpowiada matka.

- Rainer był przeciwny, nigdy by na to nie pozwolił, major specjalnie wysłał go do Lublina - peroruje Ewa.

- Naprawdę sądzisz, że on liczyłby się ze zdaniem Rainera? Bóg mi świadkiem, boję się, że wyniknie z tego jakieś nieszczęście. Nie powiedział mi, co zamierza zrobić z chłopcem, kiedy już nie będzie potrzebny.

Przez chwilę matka i Ewa mierzą się nawzajem wzrokiem, a potem zawieszają strapione spojrzenia na chłopcu. Wzdychają równocześnie.

- Gdzie położymy go spać? - dopytuje Ewa rzeczowo.

- Dziś będzie spać u mnie, trochę już do mnie przywykł, a ja i tak nie zmrużę oka – przyznaje matka.

- Śliczny jest – dodaje Ewa z nikłym uśmiechem.

- Tak, jak mały aniołek.


Nazajutrz Martin zaznajamia się z resztą domowników. Umyty, uczesany i przebrany faktycznie wygląda jak mały aniołek ze świątecznych kartek, jakie otrzymywaliśmy przed wojną i które moje siostry zbierały, wklejając do dużego zeszytu. Najedzony i wyspany już nie płacze, tylko rozgląda się niepewnie wokoło wielkimi, chabrowymi oczami. Nic nie mówi.

Duch (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz