13.

8.9K 221 61
                                    

Nathan wziął głęboki oddech, siadając przy pomocy Arona. Popatrzył na mnie i zaczął mówić.

- Pewnie ten dom wydaje ci się dziwny. Są kraty w oknach, kamery i te wszystkie zabezpieczenia. Nie było nas miesiąc, znikamy, mamy przy sobie zawsze broń. No, więc... Poznałaś już pewnie tatę i mamę Arona. Oni przyjaźnią się z moimi, Maxa i Scotta rodzicami. I wszyscy razem tworzą mafię. Handlują nielegalnie bronią, narkotykami i tak dalej. Ogarniają przemyt tego wszystkiego. Sprowadzają to. My — wskazał na siebie i Arona — jak i Scott i Max, też w tym siedzimy. Pomagamy im i przejmujemy to już teraz. Robimy masę takich akcji, jakiej byłaś świadkiem wczoraj. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - Zapytał na koniec swojej wypowiedzi drżącym głosem, a ja oniemiała siedziałam na fotelu.

Oni wszyscy... handlują bronią, narkotykami... to możliwe? Czy ja śnię? To stąd te wszystkie zniknięcia, dziwne zachowania... teraz to wszystko układa się w całość.

Automatycznie zaniemówiłam. Nie mogłam tego do siebie dopuścić. To niemożliwe... takie rzeczy dzieją się tylko w filmach przecież! Dlaczego ja się w coś takiego wpakowałam? Dlaczego raz nie ugryzłam się w język? Dlaczego wsiadłam do tego czarnego auta?

Przypomniałam sobie Alfiego z pistoletem w dłoni. On też brał w tym wszystkim udział?

- Czy... czy Alfie... - brunet zacisnął usta w wąską linię.

- Kiedyś. Odłączył się od nas. Ze względu na... Ciebie — powiedział poważnym tonem, a ja odwróciłam od niego wzrok.

Moja głowa filtrowała wszystkie informacje. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że mój brat..., że Nathan i Aron..., że oni wszyscy to robią. W oczach zebrały mi się łzy. Wstałam z miejsca, pomrugałam kilka razy, aby je odgonić, i popatrzyłam na nich. Siedzieli jak dzieci skarceni przez nauczycielkę. A ja patrzyłam na nich jak na uczniów. Złych uczniów.

Wyszłam z pokoju, idąc do mojego. Wygrzebałam jakieś ciuchy z szafy i ubrałam je. Następnie zbiegłam po schodach i omijając, wszystkich wyszłam z domu. Ochroniarze pytali mnie o coś, ale nie zwróciłam na nich uwagi. Po prostu szłam do auta. Odpaliłam je i pojechałam przed siebie.

***

Okrążyłam dalsze okolice kilkanaście razy. Łzy spływały po moich policzkach cały czas, aż ich zabrakło. Nie wiem, dlaczego tak reaguję. Chociaż może to normalne. Dowiadując się, że twój brat rozprowadzał po kraju dragi, handluje bronią i tak dalej, nie jest prosto.

Zjechałam na bok, aby nie wjechało we mnie żadne auto Zgasiłam silnik, i położyłam głowę na kierownicy.

Jak mam teraz żyć ze świadomością, że moje w zasadzie — bliskie osoby — robią takie rzeczy? Mam się tak po prostu przyzwyczaić? Do tego, że mój brat nosi przy sobie broń i Bóg wie co jeszcze?

Moje rozmyślania przerwało, pukanie w szybę auta. Podniosłam głowę spoglądając za okno, a tam zobaczyłam mundurowego*.

Zajebiście

- Dzień dobry. W tym miejscu jest pani zagrożeniem na drodze. Pani płakała? - Zapytał podejrzliwie policjant, a ja spojrzałam na niego jak na wariata.

- A nie widać? - odpowiedziałam, trochę bardziej ostro niż chciałam.

- Widać. Proponuję, abyś zjechała z drogi, i zatrzymała się na poboczu. Wtedy nikomu nic się nie stanie — powiedział z miłym uśmiechem, przyglądając mi się dokładnie, a ja uniosłam leciutko kącik ust.

- Dzięki za radę — powiedziałam oschle, a policjant zaśmiał się.

- Zły dzień? - Zapytał, a ja pokiwałam głową.

He Loves That Bad Princess Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz