Leżąc wieczorem w łóżku na bieżąco myślałam o tym, co uczyniłam dzisiejszego dnia. Odpyskowałam nieznanemu przyjacielowi Wilsona. Super Olivia masz teraz przerąbane u niego. A może zapomniał? Nie no odpyskowałam mu trochę ostro, ale może ma sklerozę i nie pamięta? Tak właśnie ze mną jest. Najpierw robię - później myślę.
- Olivia! - usłyszałam skrzypiący i piszczący głos Grace. Od razu się we mnie zagotowało i zacisnęłam dłonie w pięści. Od mojej "ucieczki" z domu na noc nie odezwałam się do niej, ani słowem. Ona do mnie też. Założyłam na uszy moje złote słuchawki i puściłam muzykę. To jedyna rzecz, która potrafi mnie uspokoić.
Nagle poczułam jak ktoś wyszarpuje mi słuchawki z uszu i zachacza kilometrowymi tipsami o twarz. Nademną sterczała czerwona ze złości Grace, patrząc na mnie z nienawiścią.
- Co ty sobie myślisz gówniaro! - krzyknęła uderzając mnie w policzek. Moja głowa obkręciła się w prawą stronę na co zareagowałam złością. Nie czułam bólu bo nie raz miałam takie uderzenia na sparingach. Przywaliłam tej krowie z pięści nie zważając, że się przewróciła od siły uderzenia.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj! - krzyknęłam jej prosto w twarz, a ona dotykała tylko swojego nosa.
Nagle do pokoju wparował Alfie. Najpierw spojrzał na mnie, później na Grace.
- Co tu się do cholery dzieje! - krzyknął i podbiegł do mnie dotykając delikatnie mojego policzka.
- Zapytaj się tej zdziry! - krzyknęłam patrząc na podnoszącą się krowę.
- Liv spokojnie! - powiedział stanowczo brat i złapał mnie za nadgarstki, abym nie mogła zrobić żadnego ruchu.
Oddychałam głęboko, odliczając w myślach do dziesięciu. Nie powinnam, a wręcz nie mogłam się denerwować. To mogłoby skończyć się tragedią. Albo gorzej.
- Co za szmata! - krzyknęła w moją stronę ta tleniona blondyna, a ja zaczęłam się szarpać. Właśnie stało się to czego najbardziej się obawiałam. Miałam napad agresji.
***
Po raz kolejny siedziałam w biało-szarym gabinecie pani psycholog. Pachniało tu tak jak w szpitalu. Chorymi, lekami i białymi kitlami lekarzy. Ubrana w czarną koszulę w kratę i białe jeansy pani Brown siedziała przy lakierowanym, nieskazitelnie wyczyszczonym biurku, przyglądając mi się zza okularów.
- Skąd dzisiejsza złość pani Moore? - Zapytała lekarka wyjmując z szuflady notes, a ja założyłam ręce na piersi.
- Grace Wattson-Moore. Mówi to coś pani? - zapytałam z ironią patrząc w lustro które zajmowało całą ścianę za Panią Brown.
Moje zazwyczaj szeroko otwarte brązowe oczy, były teraz przymrużone i wyblakłe. Naturalny róż na policzkach zniknął, a zastąpił je odcień startej kredy. Zaciskałam wargi myśląc nad tym co Alfie sobie teraz myśli, siedząc na korytarzu i czy Adien już tu jest. Nie lubiłam ciągać go tutaj czy w inne rejony miasta. Ladowałam tu przeważnie dwa-trzy razy na miesiąc, ale i tak po wizycie rzygałam tym pomieszczeniem.
- Twoja macocha? - Zapytała dalej notując. Prychnęłam.
- To zwykła szmata, a nie macocha! - powiedziałam dosadnym tonem nie przejmując się wyzwiskiem, którego użyłam.
- Nie mów tak. Napewno jest w niej jakaś dobra cecha. Ale ty jej nie odkryłaś. Najwidoczniej twój ojciec zobaczył w niej to coś - uśmiechnęła się lekko, a ja wybuchnęłam kpiącym śmiechem.
- Ona widzi w ojcu tylko kasę, a za jego plecami bzyka się z innymi facetami - przewróciłam oczami, a lekarka westchnęła ciężko.
- No dobrze zejdźmy z tego drażliwego - odchrząknęła - tematu. Co ci się stało w policzek? Jest cały czerwony i widać na nim ślady paznokci - kobieta zamrszczyła brwi patrząc świdrującym spojrzeniem na mój policzek.
CZYTASZ
He Loves That Bad Princess
Teen FictionKsiążka zawiera błędy! "Nathan przyłożył mi palec do ust, przeciągając go po mojej całej dolnej wardze. Wzięłam większą dawkę powietrza do płuc. Patrzyłam na niego nic nie mówiąc, bo nie mogłam wykrztusić ani słowa. Dlaczego tak na niego reaguję? ...