epilogue

9.4K 251 240
                                    

*kilka tygodni później*

- Powiesz mi w końcu co się wtedy pomiędzy wami wydarzyło? - spytał Jack. - Czy dalej będziesz to trzymać w sobie i nikomu o tym nie mówić?

- Nie chcę o tym rozmawiać - burknęłam, odwracając się do niego plecami. To nie tak, że co noc przez to wszystko płakałam. Wcale za nim nie tęskniłam. Wcale nie chciałam go zobaczyć. Wcale.

Teraz jest już lepiej. Nie myślę o nim tak często, jak wcześniej. Ale nadal za nim tęsknię. Nadal go potrzebuję. Chciałabym z nim chociaż porozmawiać. Ale nie mogę. Zniknął, jak kamień w wodę. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na smsy. Nic. Zero kontaktu. Nawet do chłopaków się nie odzywa, choć przez pierwsze dwa tygodnie wakacji jeszcze do nas przychodził. Nie schodziłam wtedy na dół. Nawet jeśli bardzo chciałam. Jack nawet parę razy mnie wołał, żebym przyszła, ale ja nie chciałam. Nie chciałam na niego patrzeć. Nie wiedziałabym, jak mam się do niego odezwać.

Jack westchnął głośno.

- Okej, może kiedy indziej o tym pogadamy. Nie będę cię zmuszać - dziękuję. - A jak się czujesz? Jest lepiej?

- Tak, jest okej. Nie martw się o mnie - odpowiedziałam. - Dam sobie radę.

- No dobrze - odparł i przytulił mnie. - Ale pamiętasz, że możesz ze mną pogadać, jeśli będziesz miała jakiś problem?

- Od kiedy ty się taki opiekuńczy zrobiłeś - zaśmiałam się. - Naprawdę jest okej. Lepiej powiedz mi, jak ci idzie z Ali.

- Jest świetnie - mówiąc to, uśmiechnął się. - Coraz lepiej.

- Mogę już wam zamawiać salę weselną? - spytałam, a ten zaczął się śmiać i uderzył mnie w ramię. - To bolało!

- Nie, nie możesz - odpowiedział. - Za pół godziny się spotykamy, więc niestety muszę cię opuścić - westchnął niby zasmucony i pocałował mnie w czoło. - Trzymaj się. Jak coś to pisz.

- Jasne. Miłego! - krzyknęłam za nim, kiedy wyszedł z mojego pokoju i zamknął drzwi.

- Dzięki! - odpowiedział z korytarza. I znów zostałam sama. Znów pogrążę się w myślach. Jak zawsze, kiedy dom jest pusty. Z drugiej strony, uwielbiam, kiedy jestem sama w domu. Uwielbiam tę ciszę, która mnie ogarnia. Żadnego hałasu. Żadnych rozmów. Kocham to.

Cameron nie odzywa się już od prawie półtora miesiąca. Nie wiem, co się z nim dzieje. Zresztą, nikt nie wie. Po prostu się od nas odciął. Dla niego już nie istniejemy. I to boli najbardziej.

Łudziłam się, że może jeszcze dojdziemy do porozumienia. Chciałam z nim o tym pogadać, ale się bałam. Bałam się spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim. Wiem, że cholernie go zraniłam. Ale zrobiłam to, co wtedy uważałam za stosowne. Teraz tego cholernie żałuję.

Nie sądziłam, że będzie mi go tak cholernie brakowało. Czułam się, jakbym straciła najważniejszą osobę w swoim życiu.

Bo tak jest.

Nie chciałam, żeby tak wyszło. Kiedyś cały czas układałam sobie w głowie różne scenariusze tego, jak będzie wyglądało nasze wspólne życie. Jak dojdzie do tego, że on odwzajemni moje uczucia, jak ja się zachowam, kiedy się o tym dowiem. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w jednym momencie moje życie legnie w gruzach. Gdyby nie Matt... gdyby on na mnie nie napadł, byłoby kompletnie inaczej.

Co prawda, źle zrobiłam, że ukryłam przed Camem swoją chorobę i nie miałam w planach mu o niej mówić. Chciałam dobrze. Chciałam go uchronić, chociaż teraz nie wiem sama, przed czym. To był duży błąd. Ale nie chciałam, żeby on się o niej dowiedział. Przynajmniej na razie. I na pewno nie w taki sposób, w jaki się o niej dowiedział.

mistake || c.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz