𝟸. 𝙹𝚎𝚍𝚎𝚗 𝚞𝚌𝚣𝚢𝚗𝚎𝚔 𝚍𝚘𝚋𝚛𝚎𝚐𝚘 𝚗𝚒𝚎 𝚌𝚣𝚢𝚗𝚒

4.5K 258 149
                                    

Piątek. Czy to nie cudowny dzień? Ostatni dzień męczarni szkolnej, niestety też oznacza początek domowej zmory. Idąc korytarzem, zauważyłam, że jest on w połowie pusty, a o tej porze powinien być pełny od rozwydrzonych rówieśników.

Jakie to czasy nastały, że nie było w tej szkole ludzi?

Idąc w głąb długiego korytarza, usłyszałam krzyki, które wydobywały się przez otwarte okno. Będąc na tyle znudzona wyjrzałam przez szybę i zobaczyłam, że trybuny przy boisku były naprawdę wypełnione, a boisko od futbolu było wypełnione zawodnikami. Jednak dzisiaj nie było żadnego meczu, będąc na tyle zaintrygowana ruszyłam na zewnątrz. Im bliżej tego harmideru byłam, tym było głośniej i żałowałam, że w ogóle tam szłam.

Przystanęłam w bezpiecznej odległości od boiska i ludzi. Jak się zorientowałam był trening zawodników i cheerleaderek, a ta hałastra chciała sobie popatrzeć na wysiłek innych. Czy to czasem nie jest jedna z wielu odsłon niewolnictwa?

Znając całą sytuację ruszyłam z powrotem do budynku edukacji. Jak wiecie, a przynajmniej przypuszczam, budynek do którego niestety uczęszczam, był naprawę ogromną placówką. Trzy piętra, z trzydziestu nauczycieli, do tego reszta personelu i około tysiąca uczniów. No nie powiem imponująca liczba.

Idąc na lekcje fizyki, niestety byłam zmuszona przejść obok sali matematycznej. Nadal miałam uraze do nauczyciela, jednak ten nie wydawał się zbytnio tym przejęty. Drzwi od przeklętej klasy były otwarte, nie było to dość niezwykle, ale kiedy przechodziłam z sali matematycznej wyszedł chłopak, który z czystym impetem wpadł na mnie i przez to upuściłam książki.

- Emm... Przepraszam? Ale chyba istnieje coś takiego, jak pierwszeństwo chodzenia? - nadal nie podniosłam podręczników, bo chciałam jak najszybciej wyjaśnić tę sytuację.

- Słucham? - naprawdę się zdziwił, a to było przecież absurdalne.

- Zanim się wychodzi z klasy, to trzeba popatrzeć czy ktoś czasem nie wychodzi. - poprawiłam okulary, które spadały mi z nosa.

- Sorry. - bąknął i ruszył w stronę boiska.

Odprowadziłam go mordującym wzrokiem i dopiero teraz raczyłam pozbierać swoje rzeczy z podłogi. Do czego to doszło, żeby wszyscy sobie wchodzili w przestrzeń osobistą?

Kątem oka zobaczyłam, jak przeklęty matematyk rozmawia z kolejnym półmozgiem.

Świetnie, może to zbawienie dla naszej ludzkości?

A nie, jednak nie. Był to ten rasowy "zły" chłopiec, który udawał jaki on nie jest.

Czy to nadeszła godzina naszej zguby?

Mojej tak, bo właśnie wdepnęłam w gumę do żucia butem. Ludzie to jednak niewychowane bydło i dzikusy. Tak trudno wyrzucić śmieci do śmietnika, który jest co dwadzieścia metrów?

Stałam jak sparaliżowana, zastanawiając się co powinnam zrobić. Obstawiałam dwie opcje, pierwsza to szybka utylizacja butów, a druga to zdjęcie buta i usunięcie tego ohydztwa. Co jak co, ale szkoda było mi tych butów, a bez gumowych rękawiczek i chusteczki higienicznej tego nie usunę. Tak więc, stałam z nogą uniesioną do kroku. Na pewno wyglądałam śmiesznie, a kto by nie wyglądał?

Może jakaś supermodelka?

- Wszystko w porządku? - obróciłam głowę w lewą stronę i zobaczyłam drobną blondynkę, oczywiście miała na sobie mundurek w barwach szkoły, czyli żółto- czarny i włosy związane w kucyk.

- Nie. - odparłam szczerze.

- W takim razie, w czym mogę ci pomóc? - jak się nie myliłam, chodziła ze mną na fizykę.

Bad ReputationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz