17. Czego oczy nie widzą...

1.4K 107 29
                                    

Patrzyłam się na jego zdenerwowaną twarz. W końcu ruszył się z miejsca i usiadł na moim krześle przy biurku. Wciąż milczał, a ja nie byłam pewna czy tego nie usłyszał od mojej mamy. Gdy bardziej się przypatrywałam się jego twarzy tym bardziej widziałam podobieństwo jego wyrazu twarzy, gdy zostaliśmy zamknięci w areszcie - na jego twarzy widniało przerażenie.

W zasadzie to do tego czasu mówiłam tylko raz co tak naprawdę stało się w Europie i co tak zmieniło moją psychikę. Gdybym może wcześniej może poprosiła o pomoc, byłabym zupełnie inną osobą.

- Moja mama mówiła ci, dlaczego mam takie ataki? - musiałam się upewnić, że nie będę mówiła tego bez sensu. Ten jednak zaprzeczył ruchem głowy. - Wiem, pytałeś się i to nie raz, ale chyba tobie się to należy.

Było trudno wrócić do tych nieprzyjemności sprzed trzech lat. Znowu znalazłam się nad Tamizą, gdy wracałam z ostatnich zajęć do tymczasowego domu. Mimo mojej obawy przed rówieśnikami postanowiłam przejść się z nimi, w jak to określili "fajne miejsce". Byliśmy niedaleko wejścia do metra, zadziwiające było to, jak wielu ludzi przechodzi tędy w ciągu kilku minut. Był lekki wiaterek, ale nie przeszkadzał on zbytnio w końcu był marzec, a Londyn tego dnia był wyjątkowo piękny. Spojrzałam w niebo, które było lekko zachmurzone, ale nie zapowiadało się na opady deszczu.

Moi koledzy byli zaabsorbowani obejrzanym przez nich filmem "To" i to właśnie było tematem ostatnich dni. Osobiście nie widziałam tego filmu, ale czytałam książkę, która budziła we mnie niepokój, który próbowałam rozsądnie sobie wytłumaczyć. W końcu kto normalny zabija dzieci, nawet jeśli jest to jakiś demon.

Szliśmy sobie spokojnie, gdy dwóch chłopców zauważyło, że po drugiej stronie robione są roboty drogowe pod powierzchnią. Natychmiast ogłosili, że tam się wybieramy. Uważnie patrzyli czy nie ma jakiejś starszej osoby, która zwróciłaby uwagę, czy po prostu pogoniła bandę dziesięciu nastolatków. Na szczęście nikogo takiego nie było. Każdy z nas zaglądał do środka ogrodzonej dziury, która okazała się studzienką kanalizacyjną, a raczej jej podobnym kształtem. Właz nie był założony, a podłoże wokół było zapadnięte. Był to dziwny widok. Nie długo trzeba było czekać, aż jeden z przywódców grupy wpadł na pewien zabawny w swojej prostocie pomysł, który już niedługo miał przynieść wręcz tragiczne skutki.

- Hej, Pennywise, jeśli istniejesz chodź i mnie złap! - wykrzyknął i skoczył z miejsca nad wielką dziurą. Patrzyłam się z dużym strachem i obawą na to co robił. - No chodźcie, mówiłem wam, że on nie istnieje. Skaczcie!

Poczułam jak coś mokrego dotyka mojego nosa, spojrzałam na niebo i zauważyłam ciemne chmury z których zaczął padać deszcz. Wróciłam wzrokiem na moich towarzyszy, już ostatnia osoba skoczyła nie licząc mnie. Gdy zauważyłam jak Diana, prawie wpada do dziury, wystraszyłam się, a to była sprawka mokrego podłoża.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. - powiedziałam z przerażeniem w oczach i głosie.

- Imelda nie bądź cykorem!

- Cykor, cykor! - zaczęli się naśmiewać.

Wzięłam głęboki oddech i odbiłam się od śliskiego podłoża. Mój uśmiech szybko zamienił się w krzyk, gdy okazało się, że nie doskoczyłam na drugą stronę i nie zdążyłam złapać się ani drogi, ani ich dłoni. Kolanem uderzyłam o betonową ścianę studzienki. Krzyknęłam z bólu i przerażenia, ten czyn sprawił, gdy wpadłam w śmierdzącą i brudną wodę, zachłysnęłam się, gdy cała w niej zanurkowałam. Poziom wody był naprawdę wyskoki po przedpołudniowej ulewie. Przez mój szok i ból, nie zdarzyłam się złapać chropowatej ściany, przez co kawałkiem popłynęłam z nurtem ścieków.

Bad ReputationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz