𝟻. 𝙽𝚒𝚔𝚝 𝚗𝚒𝚎 𝚙𝚛𝚘𝚜𝚒 𝚘 𝚙𝚘𝚖𝚘𝚌

3.3K 209 50
                                    

Trzymając się schematów, jesteśmy w stanie dotrwać do końca swojego życia. Oczywiście trzeba też przystosować się do nagłego biegu, a może lepiej to nazwać wyścigiem szczurów? Tego tak naprawdę nie wiem. Miałam zaledwie szesnaście lat, a nawet nie potrafię nazwać czy doświadczyć podstawowych uczuć. Jedyne co w życiu przeżyłam, to uczucie smutku, kiedy zostałam nazwana zadufaną francuską, uczucie irytacji, kiedy codziennie musiałam mówić pedagogowi, że normalnie się zachowuje, ale on myśli inaczej. Ale było to jedyne co poznałam.

Codzienne procedury pozwalały mi zachowywać pozory tego co każdy chciał widzieć. Dla większości byłam zadufaną nastolatką, dla nauczycieli byłam nad wyraz uzdolniona, dla mojej mamy byłam samotną duszą, która chce za wszelką cenę wyjechać że Stanów. Za to dla mojego taty i rodzeństwa byłam osobą, której można powiedzieć wszystko, dlatego znałam więcej sekretów niż CIA i FBI razem wzięte.

Jednak ja nadal nie wiedziałam, kim naprawdę jestem. Za wszelką cenę chciałam zostać naukowcem, może tworzyłabym jakieś roboty albo maszyny... tego nie wiem. Z drugiej strony, ujawniała się we mnie chęć zrobienia czegoś, co koliduje z moimi starannie ułożonymi schematami. Jednakże, zawsze kiedy przytrafiała mi się taka okazja, zawsze zrezygnowałam z tego typu rzeczy. Takie rzeczy naprawdę mnie irytowały, nawet w mojej osobie.

Stojąc wśród rówieśników, którzy w ogóle nie zastanawiali się nad swoimi błędami czy sukcesami, czułam się obco. Było to uczucie, jakbym była w ciemnej jaskini, mając w zanadrzu tylko wypalającą się świeczkę. Nie widziałam nikogo, kto mógłby dać mi inne źródło światła, a wyjścia wcale nie było.

Tym razem byłam na korytarzu, mijając tych, których tak bardzo nienawidziłam. Oczywiście nic mi nie zrobili, ale ich poziom inteligencji w zupełności wykluczał wszelką sympatię w ich stronę. Dotarłam do swojej szafki, mając zakodowane w pamięci ostatnie wydarzenia, otworzyłam szafkę mając na dłoniach czarne, skórzane rękawiczki.

Widziałam, że mogło to wydawać się dziwne. W końcu na dworze było dwadzieścia stopni Cecyliusza, ale nie mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości.

Zresztą, czym jest słabość? Przecież to tylko brak wytrzymałości, która wynika z niedoskonałości, a takowa powinna być natychmiast likwidowania. Nikt o zdrowych zmysłach nie pozwoliłby sobie na takie coś, było to nieodpowiedzialne i niedopuszczalne.

- Nie jest ci za gorąco? - spojrzałam kątem oka na postać, która nagle pojawiła się przy mojej osobie.

- A ty... to kto? - przyznam, że nigdy nie widziałam tej osoby na własne oczy.

- Lee Joshua, poznaliśmy się w poniedziałek. Kojarzysz? - natychmiast zaprzeczyłam ruchem głowy. - Nie?

- Może tak... O co chodzi? - schowałam potrzebne książki do plecaka, zamknęłam szafkę i spojrzałam na kolejnego przedstawiciela rasy, czy jak kto woli odmiany mongoloidalnej.

- Mike, kazał przekazać, że go dzisiaj nie będzie na waszej lekcji, bo jest chory.

- Jest w rzeczywistości chory czy tylko na jakiś czas, tak niespodziewanie i nagle? - założyłam plecak na plecy i spojrzałam z wyczekiwaniem na posłańca parodii złego chłopca.

- Wow. W ogóle nie zrozumiałem co powiedziałaś, weź coś jeszcze powiedz. - roześmiał się, a później szeroko uśmiechnął, pokazując swoje jak mniemam zdrowe zęby.

- Naprawdę jest chory czy musiał gdzieś iść? - ponowiłam pytanie, bo moja cierpliwość naprawdę w tej chwili była mikroskopijna.

- Musiał pójść? - jego ton głosu w stu procentach był pytający.

Bad ReputationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz