Jak na koniec pierwszej połowy grudzień, było ciepło, oczywiście to "zimy" nigdy nie będą takie same jak w Europie. Nie lubiłam zimy, minutowych temperatur i śniegu, ale brakowało mi tego, gdy przez większość czasu tutaj świeciło słońce. Chciałam zobaczyć zmiany pogodowe.
Staliśmy oparci o czarny Chevrolet. Samochód stał po drugiej stronie drogi, gdzie nasza dwójka piła ciepłą herbatę z papierowych kubków i patrzyła się na dzieciaki idące na lekcję przez szkła okularów przeciwslonecznych.
- Nie przyjdzie. - mruknął Mike, popijając zieloną herbatę. - Została mu minuta.
- W takim razie wie co go czeka. - przeniosłam swój wzrok z powrotem na plac przed szkołą.
Doskonale widziałam swojego brata, który faktycznie "szedł" w towarzystwie jakiejś drobnej dziewczyny. Oczywiście, nie powiedziałam Frankowi co zrobiliśmy i gdzie byliśmy. Zupełnie nic nie wiedział o naszej tajnej misji. Jak dla mnie tak powinno zostać na bardzo dawno.
Zegarek na moim nadgarstku poinformował, że jest już ósma rano. Gdy przestał pikać zza rogu ulicy szedł rudzielec ze swoją bandą. Nie wyglądał tak samo jak wczoraj, znaczy... nie wyglądał już na takiego typowego cwaniaczka. Był taki jak dziewięćdziesiąt procent dzieci w tej szkole. Mimo swojego wyglądu, szedł pewnie, ba zupełnie jak na wybiegu, w końcu to były jego tereny. Zawołał mojego brata, tym zmusił go do zatrzymania oraz przykuł uwagę większości dzieciaków.
Znacznie się spięłam i mocniej złapałam swój kubek, gdy rudzielec podszedł do Franka otaczając tym go swoją paczką. Trwało to z pięć minut, aż w końcu zauważyłam już uścisnęli swoje dłonie. Nagle Vincent odwrócił się i zaczął się rozglądać, gdy jego wzrok zatrzymał się na nas, lekko kiwnął głową i odszedł do środka szkoły.
Spojrzałam na Henderson'a, który również na mnie patrzył, lekko się do niego uśmiechnęłam i weszłam do środka jego samochodu. Byłam z siebie niezwykle zadowolona. Zapięłam pasy i grzecznie poczekałam na przyjaciela.
- Masz jakieś plany po szkole? - zapytał gdy uruchomił samochód.
- Niestety. Moja mama koniecznie chce żebym miała sukienkę na sylwestra. - jeknełam nie zadowolona. - A dlaczego pytasz?
- Tak jakoś. - mruknął i wyjechał na drogę.
***
Stałam przed witryną sklepu, gdzie stały manekiny ubrane w różnego rodzaju sukienki. Jednak jak dla mnie, żadna nie była ładna(?) chyba tak mogę to nazwać. Jedna była cała pokryta w srebrnych cekinach, druga miała okropnie żółty kolor. Niestety mój bark optymizmu nie przeszkadzał mojej rodzinie.
Nie rozumiałam tego, bo w końcu mogłam coś założyć starego z szafy, skoro tak bardzo chcieli abym poszła na ten bal. Jednak to im nie wystarczyło, przynajmniej nie mojej mamie, która zaciągnęła wszystkie swoje dzieci do galerii handlowej w misji znalezienia najstarszej potomkowi Corleone sukienki.
Poczułam pociągnięcie za nadgarstek i tak zostałam zaciągnięta do kolejnego sklepu z odzieżą. Moje oczy prawie dostały oczopląsu, gdy nagle dokoła mnie znajdowało się tyle kolorów. Naprawdę współczułam tym, którzy tu pracowali. Rozglądałam się z dość nieprzenikliwa mimiką, tak powoli, dość starannie. Za to reszta mojej rodziny dopadła do różnych wieszaków niczym lwice polujące na zebrę.
CZYTASZ
Bad Reputation
أدب المراهقينZnacie tę opowieść gdzie jest bad boy i kujonka? Świetnie. Teraz poznacie lekko zmieniają wersję. Ta opowieść jest o próbie znalezienia prawdziwego siebie. Nie ważne, że jesteś dobry czy zły, bo wątpliwości z pytaniem "kim naprawdę jestem?" zawsze z...