ROZDZIAŁ 6:Radosna nowina i przeprosiny

338 15 13
                                    

-O czym ty znowu mówisz?
-Jakbyś mi ciągle nie przerywał, to wkońcu bym Ci wytłumaczył o co chodzi.-powiedział ze śmiechem Gabo-Jesteś gotowy na tą informację?-zapytał
-Tak, jestem gotowy dawaj.
-Ale napewno?-droczył się młodszy
-Dobra, zdecyduj się, albo mi mówisz, albo nie. Z tobą to czasem gorzej niż z kobietami zanim się zdecydujesz. Czasami aż się zastanawiam czy mi ufasz.-mówił lekko rozdrażniony Lorenzo
-Zluzuj, zgrywy sobie tylko robię.-uspokajał starszego-Przecież Ci ufam. Mówię Ci naprawdę o wszystkim istotnym i nieistotnym w moim życiu. A wracając do tematu, to rozmawiałem z babcią i zgodziła się, o ile twoja mama też się zgodzi, abyś spędził te wakacje razem ze mną, u mnie w Álamo Seco.-powiedział radośnie Gabo
-Czekaj, ale mówisz serio? Nie zgrywasz się?-dopytywał się Lorenzo.
-Jasne, że nie robię. Rozumiem, że czasem jestem denerwujący, szczególnie dla Ciebie. Lubię się z tobą droczyć, ale jesteś naprawdę bardzo ważną osobą w moim, życiu bracie. Nie mógłbym żartować z takich rzeczy. Poza tym naprawdę chcę z tobą spędzić te wakacje.-mówił Gabo
-Woooow. Oprócz mojej matki, która przyjechała tu dla mnie, po tej sytuacji z ojcem nikt nie zrobił niczego, takiego dla mnie, dzięki.-podziękował wdzięczny bratu Lorenzo. Po tej wypowiedzi zapanowała cisza. Nastolatek nienaumyślnie wspomniał o ojcu. W ten sposób od tego wydarzenia podczas finału między braćmi panowała niepiśmienna umowa, że nie będą rozmawiać o ojcu, a starszy nastolatek w tym momencie ją przerwał. Ta cisza była ironiczna. Dzięki tej osobie zostali braćmi. Jego osoba nie napawała ich dumą. Nikt im tego nie wytykał, ale i tak było to dla nich lekko żenujące.
-Przepraszam-powiedział Lorenzo
-Za co? -zdziwił się Gabo
-Za ojca. Odkąd go poznałeś, nie pokazywał się od najlepszej strony, a jeśli tak w którymś momencie to była to tylko zwykła gra. Wiem, że nie jest to dla Ciebie zaskoczeniem, ale kiedyś taki nie był. Może nie miał za wiele czasu dla mnie, nawet kiedy po rozwodzie rodziców, przyjeżdżałem do niego na weekendu, ale wieczory to był nasz czas. Kiedy u niego byłem uczył mnie zasad gry w piłce nożnej. Rozgrywaliśmy mini mecze. Zawsze dawał mi fory. Naprawdę wtedy szczerze się śmiał. Potem wyjechał do Europy, a nasz dobry kontakt zaczął się walić. Miał dzwonić do mnie każdego wieczora i opowiadać. To był pierwszy raz kiedy nie dotrzymał obietnicy mi danej. Mama twierdziła , że nie jest to pierwszy raz. Z tego powodu sie z nim rozwiodła. Brak dotrzymywania danych obietnic i zero odpowoedzialności mojego ojca doprowadziły do mojej niepełnej rodziny. Potem zacząłem wchodzić w wiek dojrzewania. Byłem typowym buntownikiem-rebelem. Buntowałem się przeciwko wszystkiemu. Dość szybko wszedłem w ten wiek. Kiedy ojciec wrócił, do tej pory nie mam pojęcia jak to się stało, że zamieszkałem z ojcem. Dlatego Cię przepraszam.-powiedział ze skruchą Lorenzo wycierając oczy. Chłopak, mimo że był naprawdę wściekły na ojca, wciąż go kochał.
-Okejjj... Ale wciąż nie czaje.-powiedział Gabo mało rozumiejąc
-Chciałem powiedzieć, że podczas gdy ja miałem naprawdę szczęśliwe weekendy, ty zastanawiałeś kto jest twoim ojcem i dlaczego Cię zostawił. Dlatego chcę Cię bronić. Nie zwrócę Ci lat z ojcem, ale mogę przejąć po nim odpowiedzialność.-wytłumaczył
-Oj Lor.-westchnął głęboko Gabo.-Nie winię Cię za to. To nie jest twoja wina, tylko ojca. Poza tym każdy zasługuje na drugą szansę, a ja cieszę się, że Cię poznałem i że że miałeś takiego ojca. Ja miałem babcię, Felipe, jego rodziców i innych mieszkańców miasteczka. Wszyscy tam jesteśmy jak jedna, wielka rodzina. To znaczy prawie wszyscy.-poprawił się młodszy z chłopaków po chwili namysłu
-Co masz na myśli mówiąc prawie?-zapytał zaciekawiony Lorenzo-zawsze myślałem, że Álamo Seco to zgrane miasteczko-powiedział naprawdę zdziwiony
-Bo tak jest. No z małymi wyjątkami. Sam zobaczysz.-powiedział młodszy, na co starszy wzruszył jedynie ramionami.
-Dobra idę do toalety i wiesz, jestem już podgłodniały, może zrobimy coś do jedzenia?-Zapytał Lorenzo
-Dobry pomysł, ale wiesz myślę, że będę już wracał do internatu. Innym razem napewno zjemy razem. Będziemy mieć jeszcze mnóstwo okazji.-odpowiedział młodszy
-Już? Już wracasz?-zapytał się młodszego
-No, powtórzę sobie geografię. Jutro Olivia robi nam zaliczenie. To już ostatnie w tym roku. No i prawdą jest, że spędzam ostatnio trochę mniej czasu z Dede i Rickiem.-wytłumaczył chłopak biorąc do ręki telefon i odblokowując go.-O, chłopaki z drużyny robią dziś o 18:00 konkurs na komsoli... O kurde...-wymsknęło się chłopakowi
-Co się stało?-zapytał zaniepokojony Lorenzo. Starszy z chłopaków, domyślił się po minie drugiego, że jest coś nie tak. Jednak Gabo nie zwracał już uwagi na słowa brata. Tylko natychmiastowo wybierał numer do babci.
-Halo, babcia? Co się stało?-pytał spięty Gabo, Lorenzo był bardzo ciekawy co się stało i czy może jakoś pomóc. Bardzo polubił Amelię. Była dla niego jak rodzina. No i bał się o brata. Bardzo chciał posłuchać co się stało, ale nagle do drzwi ktoś zaczął się dobijać. Było za wcześnie, aby mama wróciła z pracy, zresztą przecież zawsze miała przy sobie klucz. Nigdy jej się nie zdarzyło zapomnieć. Zresztą przecież, gdyby tak było drzwi byłyby otwarte kiedy dotarł tu z Gabo. Komuś widać naprawdę bardzo się spieszyło, żeby dostać się do domu Guevarów, ponieważ dzwonek wciąż dzwonił i dzwonił. Tak więc Lorenzo poszedł otworzyć drzwi, tak by dzwonek nie przeszkadzał podczas rozmowy młodszemu bratu. Kiedy jednak podszedł do drzwi i je otworzył bardzo szybko pożałował.

O11ce-No Importa El Camino Que Tomemos, Siempre Estaremos Juntos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz