R30

172 5 0
                                    

Uwielbiam piosenkę z mediów. Możecie ją znać, jeśli ktoś oglądał "Teen wolf".

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nikt nie zdołał zareagować. Wszyscy przez chwilę stali niczym posągi, wrośnięte w ziemię, niedowierzając co się właśnie stało. Zoe, Lorenzo i Martina po otrzeźwieniu, faktycznie chcieli biec za sprawczynią całego tego zamieszania. Niektóre dzieci zaczęły płakać, a ich piękny sen o pięknym dzieciństwie prysł jak bańka mydlana, tak szybko jak się pojawił. Lekarze i pielęgniarki także zaczęli się powoli rozchodzić do swoich zadań. Wszystko zaczęło wracać do normy. Lorenzo był zły na brata. Miał leżeć w łóżku, a zachował się bardzo nieodpowiedzialnie. Gabo poczuł sączącą się powoli z nosa krew. Przyjaciele pomogli mu wstać i zaprowadzili do lekarza, aby wykluczył coś poważnego.
-Zoe, Martina, możecie mnie na chwilę zostawić z bratem.
Dziewczyny kiwnęły głowami i wyszły bez szemrania. Zoe patrzyła nieufnie na Martinę. Gabo może i lepiej się z nią dogadywał, ale blondynka nie ufała starszej koleżance.
-Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny?! Przecież miałeś leżeć, a nie szaleć z piłką. Rozumiem, że tęsknisz za sportem, ale wytrzymaj. Jeszcze niedawno nie wiadomo było czy przeżyjesz. Obiecaj, mi że nie będziesz szaleć.
-Ale Lorenzo to nie chodziło o mnie. Miło mi, że się o mnie martwisz, ale to tylko krew z nosa.-próbował wytłumaczyć Gabo
-Mam gdzieś o co chodziło, musisz teraz uważać. Masz przecież 15 szwów na brzuchu, straciłeś dużo krwi, a co by było gdyby szwy puściły? Wiesz jak poważny byłby twój stan, gdybyś znowu zaczął krwawić. Wiesz jakbym się czuł, gdyby znów coś ci się stało?-starszy z braci był nieugięty
-Przestań biadolić, przecież nic mi nie  jest.-Gabo machnął ręką na zmartwienia Lorenzo.
-A, więc to moje gadanie to dla ciebie jedynie biadolenie? Nie no fajnie wiedzieć, tylko tak się składa, że to ja jestem twoim starszym bratem i masz się mnie słuchać.-nakazał brunet
-Starszym, ale tylko o rok. Umiem o siebie zadbać, a ty nie będziesz mi rozkazywał, nie jesteś moim ojcem.-Gabo przypadkowo,  w przypływie złości wspomniał o Diego. Kiedy tylko wypowiedział te słowa pożałował ich, ale czasu nie mógł już cofnąć.
-Dokładniej mówiąc to ponad 1,5 roku, ale czy to ważne. Nie jestem, ani nie będę. Nie mam takiego zamiaru, ale ktoś musi trzymać Cię w ryzach, jeśli ty tego nie potrafisz. Mamy dawcę nasienia, nie ojca. Przemyśl to.-powiedział smutny Lorenzo, ale starał się nie okazywać, że słowa brata go zraniły. Gabo to jednak wyczuł. Na tym polegała ich więź. Nawet, kiedy byli na siebie wściekli i chcieli pourywać sobie łby nawzajem, byli braćmi i potrafili wyczuć nastrój drugiego. Lorenzo już miał odejść, ale zatrzymał go skruszony głos Gabo.
-Poczekaj, przepraszam.
Starszy z braci głęboko westchnął. Wystarczyło, że Gabo przeprosił,  a z niego uchodziła cała złość. Cieszył się, że to Gabo jest jego bratem.
-Ja też przepraszam, nie powinienem na ciebie naciskać. Poprostu się o ciebie boję. Oprócz matki jesteś moją jedyną rodziną.
Po tych słowach chłopcy wpadli w swoje objęcia, klepiąc się bratersko po plecach.
-Kocham cie, bracie.-wyznał Gabo.
Nie musiał tego mówić, Lorenzo o tym wiedział. Czasami są takie sytuacje w życiu, że nie potrzeba mówić ani słowa. Brunet kiwnął jedynie głową, a Gabo zrozumiał,  że w słowniku Lorenzo to znaczyło to samo.-Wiesz, że kiedyś będziemy musieli pogadać o ojcu?-zapytał Gabo
-Kiedy tylko będziesz gotowy.-odpowiedział starszy Guevara.
-Chodźmy z tąd chcę wam coś pokazać.-powiedział Gabo.
Odprowadził ich wzrokiem zdziwiony lekarz. Nigdy nie widział takiego rodzeństwa. W jednej chwili mają ochotę się wziąć za łby, a w drugiej "Kocham cie, bracie". Chłopcy, kiedy wyszli z sali, zobaczyli czekające na nie dziewczyny. Gabo zaprowadził ich najpierw do świetlicy. Po dobrym humorze dzieci nie było śladu. Jedni byli smutni, drudzy znudzeni,  jeszcze inni siedzieli w samotni. Potem nastolatek pokazał im gabinet zabiegowy. Praktycznie każde z dzieci, przebywających w tej części korytarza płakało,  na koniec Gabo pokazał przyjaciołom najsmutniejszą część oddziału, część onkologiczną. Natknęli się na salę dziewczynki z kącika i jej siostry. Mała była wtulona w starszą, która głaskała ją po głowie.
-Pokazałem wam coś, co dla nas nie mieści się w głowie,  dla tych dzieci jest codziennością. Nie miałem zamiaru szaleć, ale chciałem choć na chwilę odwrócić uwagę tych dzieci od tych wydarzeń, od tego co muszą przeżywać tutaj. Dziewczynka jak tylko zobaczyła Gabo, nieśmiało pomachała mu rączką, uroczo się uśmiechając, na co nastolatek jej odmachał. Wyłapało to uważne oko jej starszej siostry. Podeszła do drzwi i wyszła na korytarz. Dość długo przypatrywała się czwórce przyjaciół po czym prychnęła pod nosem.
-Mogę z tobą chwilę porozmawiać, czy twoi ochroniarze mi nie pozwolą?-zapytała
Lorenzo, Zoe i Martina wzdrygnęli się i zostawili drogę dziewczynie do Gabo. Na to zachowanie, jedynie się roześmiała, niestety nie był to wesoły śmiech. Dopiero teraz spostrzegli, że jest od nich kilka lat młodsza.
-Obiecuję, że nic mu nie zrobię, zaufajcie mi.
-Żartujesz sobie, nic o tobie nie wiemy i mamy ci zaufać, po tym jak uderzyłaś mojego brata. Nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji. Gabo jeszcze niedawno walczył o życie,  a ty mogłaś go zabić.
Dziewczyna wydawała się być niewzruszona, tym że może zostać ukarana za swoje zachowanie.
-Dla mojej siostry walka o życie to codzienność. Poza tym bez przesady nikomu jeszcze nigdy mały strzał nie zaszkodził. Ale okej, jak tak bardzo mi nie ufasz, zostań z nami, ale tylko ty.-zastrzegła, widząc źr Zoe i Martina tez chcą się wkręcić.
-Oczywiście, przykro nam z powodu twojej siostry, ale to że ona tak ma, nie znaczy, że mój brat też musi. Dlatego za grosz ci nie ufamy.
Gabo jednak szybko przerwał dalszą dyskusję.
-Dobra,  koniec wystarczy. Ta decyzja należy do mnie i tylko do mnie. Lorenzo sam byś tak zrobił, gdybyś myślał że jestem w niebezpieczeństwie. Wysłuchajmy jej. Dziewczyny, poczkajcie w moim pokoju.-dziewczyny chciały zaprotestować, ale po nieugiętym spojrzeniu Gabo, zrozumiały,  że nic nie wskórają. Skierowały się więc do pokoju chłopaka, natomiast pozostała trójka usiadła na krzesełkach, wystawionych na korytarzu pod każdą salą.
-A więc, rozpieszczone was z gnojki, co? Myślicie, że jak macie pieniądze, to możecie wszystko? Wydaje wam się,  że jesteście nadludźmi i jak zobaczycie małą kilkulatkę to możecie się nią pobawić jak jakąś zabawką i potem, jak się znudzi, to możecie rzucić ją w kąt? Ale po co wam to? Dla zabawy, z litości? Nie wiecie co to prawdziwe życie. 15 lat w domu dziecka, 6 lat robienia za matkę, dla chorej na nowotwór siostry. No a wy? Wy jakie macie życie?
-14 lat życia jako sierota, wychowywany przez babcię. 10 miesięcy temu odnaleziony ojciec, przepraszam dawca nasienia, traktujący nas jedynie jak inwestycje. Owszem, coś tam o życiu wiem. Nie chciałem skrzywdzić twojej siostry. Chciałem poprawić jej humor.-wyjaśnił Gabo. Dziewczyna siedziała oszołomiona. Okazało się,  że chłopak którego wzięła za bogatego gogusia jest bardzo podobny do niej.
-Przepraszam.-powiedziała skruszona.-Jestem Vallery, moja siostra to Rosia. Dokonałeś czegoś, czego do tej pory nie udało się nikomu innemu. Dziękuję.-powiedziała wdzięczna. Ona także jako ta starsza siostra chciała jak najlepiej dla swojej siostry. Kiedy zobaczyła kogoś nieznajomego w pobliżu, najważniejszej dla niej osoby, zareagowała instynktownie.
-Ja jestem Gabo, a mój starszy brat to Lorenzo.

O11ce-No Importa El Camino Que Tomemos, Siempre Estaremos Juntos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz