R28:

238 8 0
                                    

W końcu udało mi się dokończyć tę część. Do tego wpadłam na nowy wątek w tej opowieści i tak to już jest ze mną... ;P Gdyby nie te moje pomysły to już bym była za połową tego opowiadania albo nawet je kończyła, ale ważne że w końcu się udało. Mam nadzieję, że mimo długiej przerwy, jakoś to wszystko wyszło z sensem. Miłego czytania :)

Tak więc, kiedy tylko wyszli ze szpitala, Zoe odrazu zaniepokojona zaczęła się dopytywać Lorenzo.
-I co o czym wczoraj rozmawialiście? Powiedział Ci coś istotnego?
-Nie, Zoe. To były tylko zwykłe, najzwyklejsze męskie sprawy.-powiedział. Cieszył się, że nie miał racji.
-Słuchaj Lorenzo, ty napewno wiesz. Musisz mi powiedzieć. Dziś jak do niego weszłam to schował jakiś skrawek papieru za poduszkę.
-Zoe, ja nic nie muszę. Gabo to mój brat i nie mogę zdradzać jego tajemnic, bez jego wiedzy. Nawet tobie. Gdyby było o co się martwić, powiedziałbym Ci. Ale teraz musisz zaufać Gabo.
Tymczasem w szpitalu, Gabo naprawdę miał dość już tego miejsca. Wszyscy byli dla niego mili, ale wolałby znów noce spędzać na boisku, czyli tam gdzie czuje się najlepiej. Wygrzebał się z łóżka. Noga go już mniej bolała. Jednak tym razem nastolatek wziął sobie do serca słowa pielęgniarki. Wyjrzał zza drzwi, żeby sprawdzić czy żaden pracownik szpitala nie chodzi po korytarzu. Kiedy nikogo nie zauważył, wyszedł ze swojej sali i powoli kuśtykając poszedł w tylko sobie znanym kierunku, a Martina zaraz za nim. Słyszała jak Gabo gada sam do siebie i martwiła się, że jego stan zaczął się pogarszać.
-Idiota! Jak mogłem o tym nie pomyśleć.
Gabo kierował się jakby do pokoju pielęgniarek już brał kule kiedy usłyszał znany mu głos. Nie był jednak tak jak zwykle przepełniony jadem.
-No, ładne mi badania. A teraz powiedz mi, co ty tak naprawdę kombinujesz.-powiedziała za śmiechem Martina.
-Co ty tu robisz?-zapytał. Prosił przecież przyjaciół o spotkanie na 18, a teraz wpakował się w bagno na własne życzenie.
-Proszę Cię, jestem genialna w wymyślaniu intryg. Może i Lorenzo i Zoe zdołałeś nabrać, ale jak to mówią swój swego pozna. Teraz tylko pytanie co jest twoją intrygą?-mówiła wciąż rozśmieszona
Nastolatek ciężko westchnął. Wiedział, że będzie musiał jej zaufać.
-Jak już musisz wiedzieć, to choć do mojej sali. Opowiem Ci.-powiedział i zaczął iść.-No chodź, nie będziemy tu sterczeć. Tym bardziej, że zaraz ma się zacząć obchód, a ja miałem dzisiaj nigdzie nie wychodzić z łóżka. Na swoje słowa usłyszał tylko jakieś prychnięcie. Kiedy Martina usiadła już na krześle, a Gabo położył się na łóżku, uniosła niecierpliwie brew. Tym razem to Gabo się roześmiał.
-Poprostu szykuję dla was pewną niespodziankę, ale pewne rzeczy wymknęły się spod kontroli.-powiedział nastolatek
-Konkrety, co to za niespodzianka? Dlaczego narażasz swoje zdrowie?-dopytywała
Brązowowłosy zdziwiony wyciągnął, zapisaną kartkę spod poduszki i podał dziewczynie.
-"RZECZY POTRZEBNE DO IMPREZY"-przeczytała na głos-Co poczekaj, ale jaka impreza? Nic nie rozumiem.-dziewczyna jeszcze mniej rozumiała. Gabo wiedział, że to jest ten moment, w którym odkrywa wszystkie karty. Ma wszystko, albo nic.
-Bo widzisz, to jest ostatni dzwonek przed wakacjami. Wiele z nas się rozjedzie. Nie będziemy się widzieć przez następne dwa miesiące. Chciałem dla pewnych osób zorganizować imprezę, taką pożegnalną, ale brakuje mi kilku rzeczy i wychodzi na to, że sam sobie jednak nie poradzę.-powiedział
-Nie mogę uwierzyć, że nikomu tego nie powiedziałeś. Przecież masz przyjaciół i dziewczynę. Pomogą Ci.
-Niezupełnie. Powiedziałem o tym Lorenzo, ale nie chciał mi pomóc. Sam nie ogarnę tego wszystkiego. Nie chcę się poddać.
-W takim razie ja Ci pomogę.-zaoferowała dziewczyna.
-Ale naprawdę? Dlaczego chcesz to zrobić, przecież mnie nie lubisz?-dopytywał chłopak
-Gabo to nie tak, że Cię nie lubię. Ja poprostu pogubiłam się w tym wszystkim. Z Lorenzo mieliśmy poważny kryzys, a ja poprostu myślałam, że chcesz go tylko dla siebie. Lorenzo jest dla mnie bardzo ważny i nie chciałam go stracić.
-Nigdy, nie chciałem was ze sobą skłucić. Wiesz, nawet kiedy przyzwyczaisz się do myśli, że nie jesteś jedynakiem i masz ojca, nie jest łatwo. Lorenzo czuje się za mnie bardzo odpowiedzialny. Zwłaszcza teraz, kiedy masz ojciec zachował się jak dupek. Chce, żeby mi niczego nie brakło. Mimo wszystko za nim tęskni. Mi łatwiej to było zaakceptować, bo Diego znałem niecały rok, a dopiero od sześciu miesięcy wiedziałem, że jest moim ojcem. Lorenzo znał go całe życie. Kiedy dostał propozycje od inwestorów był zdołowany. Chciał, żeby przy podejmowaniu decyzji był tata. Radziłem mu, żeby szedł szedł za głosem serca, ale bałem się, że podejmie złą dla siebie decyzję. Nie mam żadnych kontaktów w świecie piłki. Mogłem się mylić. Dlatego nasza więź jest dla nas tak ważna. Oboje czujemy się za siebie odpowiedzialni.
-Nie wiedziałam, że tak to przeżywa...
-Wiesz, mi niektórych rzeczy też nie powiedział tak wprost, ale znam go tyle, żeby wyczuć jego emocje.
Rozmowę dwójki nastolatków przerwał lekarz, który wszedł do sali.
-O dobrze, że ktoś w końcu usidlił tego młodego. Bałem się, że cię tu nie zastanę, a podobno masz problem z nogą. Pokaż mnie ją.
Lekarz kiedy oglądał nogę Gabo, komentował jak to miał w zwyczaju.
-Nie ma żadnego złamania, ani skręcenia. Mięśnie są lekko napięte, a to znaczy że masz się nie przemęczać. Ale będziesz żył. Dobrze więc sprawa wygląda tak: nic ci nie jest. Wystarczy, że się rozchodzisz i będziemy mogli się pożegnać. Ale jak narazie nie chcę, żebyś się przemęczył. Chcę, żebyś dziś, jeszcze leżał, a jutro powoli, powtarzam powoli się rozchodził. Młody lekarz był dumny ze swojego podopiecznego. Nie miał jeszcze nawet 17 lat, a w życiu wiele przeszedł. Co prawda medyk nie znał całej historii życia pacjenta, ale wiedział, że jest synem Diego Guevary, że został porzucony przez ojca, jak jego brat. Chłopcy mieli na tyle głęboką więź, że nie było wątpliwości, że nawet lepszą niż czasem rodzone rodzeństwo. Miał tu na myśli siebie i swoją siostrę. Nie pamiętał ile już ze sobą nie rozmawiali. U niego w rodzinie konflikt gonił konflikt. Ciężko mu było się z tym pogodzić, ale lubił patrzeć na Lorenzo i Gabo. Zazdrościł im. Kiedy lekarz wyszedł już z sali, zostawiając nastolatków samych, młodszy zapytał się koleżanki:
-Może i jesteś genialna w tworzeniu intryg, ale jak sama powiedziałaś swój swego pozna, tak więc pytanie brzmi: co cię skłoniło do pomocy?
-Po pierwsze zrozumiałam, że źle cię oceniłam. Nie chcesz mi go odebrać, a poznać swoje korzenie i ja to bardzo szanuje. Dodatkowo jesteś ważny dla Lorenzo, a on jest ważny dla mnie mimo naszego kryzysu.
-Wyczuwam, że jest coś jeszcze.-powiedział zaciekawiony Gabo
-Tak masz rację. Wiesz moja mama od tak nigdy nie zmienia zdania. A od tak pozwoliła mi jednak jechać do Europy i pozwoliła zabrać mi ze sobą Lorenzo. Nie rozumiałam co się zmieniło. Rozmawiałam z nią dzisiaj.-tłumaczyła dziewczyna.
-No tak, jasne. Prosiłem ją, żeby tego nie robiła. No, ale cóż. Mleko się rozlało, więc nie ma co zaprzeczać. Tak, rozmawiałem z twoją mamą na ten temat.
-Nie rozumiem dlaczego to zrobiłeś. Traktowałam cię źle, a ty i tak mi pomogłeś.-dziwiła się Martina.
-Kiedy odkryłem, że mój ojciec chce mnie jedynie wykorzystać, zrozumiałem. Zrozumiałem, że mój brat chciał dla mnie jak najlepiej. Wybaczyłem mu, że zatailiście kto tak naprawdę jest moim ojcem. Wtedy w pewnym sensie mnie to ocaliło. Im dłużej byłbym Diego, tym trudniej byłoby mnie wyrwać z jego szponów. Więc skoro wybaczyłem mu, nie widziałem powodów, aby nie wybaczyć tobie. Zauważyłem, że coś jest nie tak między tobą i Lorenzo, uznałem że jesteś już wystarczająco pokrzywdzona i poszedłem porozmawiać z twoją mamą by zmieniła zdanie. Cieszę się, że tak się stało. Tym bardziej dlatego co przeszedłem.
-Gabo... Ja nie wiem co powiedzieć. Masz w sobie tyle dobroci...
-Dobra, koniec tego rockliwiania. Mam dla ciebie pewną propozycję. Poprostu zostańmy przyjaciółmi. To wszystkim ułatwi życie.-zaproponował Gabo. Jego babcia zawsze mu powtarzała, aby żył tak, żeby niczego nie żałował. I teraz w obliczu śmierci doświadczył tych słów na własnej skórze. Martina uśmiechnęła się od ucha do ucha i oboje się przytulił-Dobra idziesz ze mną?-zapytał siadając na łóżku.
-Dokąd ty chcesz iść, nie miałeś dzisiaj leżeć w łóżku? - zapytała zdziwiona dziewczyna
-Miałem, nie miałem. To nie ma znaczenia. Mam 16 lat, a za ścianą są kilkuletnie dzieci, niektóre nawet śmiertelnie chore. Chcę im pomóc zapomnieć chociaż na chwilę, gdzie są. Jeśli nie chcesz, możesz wrócić do domu.-wytłumaczył chłopak.
-To bardzo miłe z twojej strony, ale nie wiem czy to nie przegięcie. Miałeś leżeć, a co jeśli coś Ci się stanie i wpłynie to na ciebie, albo na twoją karierę.-mówiła nieprzekonana dziewczyna. Widząc jednak upartą postawę przyjaciela-Widzę, że tę cechę masz z bratem opanowaną do perfekcji. Dobra, pójdę z tobą. Jak tylko źle się poczujesz, masz mi powiedzieć i od razu wracamy.
Gabo zawsze, niósł pomoc innym. Kiedy dzisiaj zobaczył te dzieci na korytarzu obiecał sobie, że coś dla nich zrobił. To były tylko dzieci. Jak sam zauważył niektóre z nich nieuleczalnie chore. Oprócz poprawy humoru dzieciom Gabo obiecał sobie sprawdzić coś jeszcze. W ten sposób Gabo zyskał sympatię Martiny-nigdy się nie poddając i okazując swój dobroduszny charakter.

O11ce-No Importa El Camino Que Tomemos, Siempre Estaremos Juntos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz