R14:

218 11 5
                                    

-Halo, Isabelle przepraszam, że tak późno, ale mamy tu sytuację kryzysową. Przyjedź jak najszybciej.-szybko zreferowała panna Griselda
-A co się stało?-zapytała zaspana. Wiedziała, że kiedy dyżurna dzwoni po 24 coś jest nie tak. Dlatego z pośpiechem wstała z łóżka, przebrała się i popędziła do auta. Kiedy dotarła do IRS-u drzwi szkoły otworzyła jej nauczycielka literatury. Miała dość zmartwioną minę.
-To co się stało?-zapytała zaniepokojona i zmartwiona dyrektorka. Wtedy do pokoju dyrektorki weszło czterech chłopców. Jedna mina gorsza od drugiej. W tej chwili kobieta naprawdę się zaniepokoiła, ale to czego się dowiedziała zwaliło ją z nóg i w ogóle ją to zaskoczyło. Niestety w negatywnym sensie.
-Gabo zniknął. Od kilku godzin nie ma z nim kontaktu. Chłopcy zaniepokoiła się tym i przyszli. Najpierw zadzwonili do Lorenzo czy tam go nie ma. Lorenzo jednak powiedział, że jego brat wyszedł przed 20. Od ponad czterech godzin nie ma odezwu.-szybko zreferowała Griselda
-Chłopcy dzwoniliście do niego?-zapytała dyrektorka
-Oczywiście, pani dyrektor.-odpowiedział Ricky
-No, to ja nie widzę innego wyjścia jak poinformowania policji. Jest środek nocy. Do tej pory już dawno powinien dać znać.-powiedziała Isabelle
-No tak, pani dyrektor. Tylko policja zgłoszenia przyjmuje po 24 godzinach.-powiedział Martin.
-Tak zdaję sobie z tego sprawę, ale będą musieli zająć się tą sprawą odpowiadam za was i moim obowiązkiem jest to zgłosić. Nie odejdę z komisariatu dopłuki mnie nie wysłuchają i nie zaczną go szukać.-powiedziała twardo i nieustępliwie dyrektorka placówki.-Pewnie policja będzie chciała porozmawiać z uczniami, jednak ze względu na późną godzinę nie pozwolę, by to odbyło się teraz. Nie chcemy szerzyć paniki.-powiedziała mądrze kobieta.
-No dobrze, to w takim razie chłopcy, niech idą spać. Jest późno muszą wypocząć.-powiedziała Griselda
-Pani dyrektor, Gabo to mój brat czy mogę jechać z panią?-zapytał najstarszy z nastolatków
-No nie wiem, Lorenzo.-powiedziała niezdecydowana kobieta.
-Proszę, pani dyrektor. Czuję się odpowiedzialny za brata. Bardzo mi zależy. Nie zasnę spokojnie dopóki nie upewnię się, że z Gabo wszystko w porządku.-prosił chłopak
-No dobrze widzę, że zależy wam wszystkim.-powiedziała widząc determinację wymalowaną na twarzach tych młodych ludzi, nawet Martina.-Jednak wszystkich wziąć nie mogę. Proponuję, aby Dede, Ricky i Martin zostali z profesor Griseldą. A my z Lorenzo, pojedziemy na komisariat i jak tylko czegoś się dowiemy, damy znać.-przedstawiła swój plan dyrektorka. I choć nie wszyscy zadowoleni, to podopieczni musieli się podporządkować.
Tak więc Lorenzo z dyrektorką poszli do jej samochodu i pojechali.
-Tak, naprawdę to przykro mi z powodu waszego ojca.-zaczęła Isabelle
-Och... Nic nie szkodzi pani dyrektor. Ja się do tego przyzwyczaiłem. Martwię się o brata. Może miał jakiś problem, a ja w ogóle z nim o tym nie rozmawiałem. Nie wiedziałem jak się z tym czuje.-tłumaczył nastolatek
-Nie martw się. Jestem pewna, że znajdziemy Gabo całego i zdrowego-pocieszała kobieta. Choć wtedy nie wiedziała, że w tym momencie Gabo walczy o każdy oddech. Oszczędza siły i ma ich coraz mniej. Z każdym kolejnym krokiem jest coraz bardziej zmęczony. Także do zdrowia mu daleko.
-No, to jesteśmy na miejscu.-zakomunikowała dyrektorka, kiedy dotarli na miejsce.
Tam oboje opowiedzieli im o tym, że Gabo zniknął i nie ma z nim kontaktu od kilku godzin. Policja przesłuchała Lorenzo, a potem Isabelle. Funkcjonariusze stwierdzili, że w tym wieku budują hormony. Może uciekł do dziewczyny. Albo się z kimś pokłucił i Lorenzo nie było nic nic wiadomo.
-Dobrze, panie kimisarzu w takim razie ja przy panu zadzwonię do trenera chłopców, niech on sprawdzi czy w pokoju córki nie ma jej chłopaka czyli Gabo.-powiedziała zajadliwie.
-Niech pani się nie trudzi to nic nie zmieni. Zobaczy pani. Rano, chłopak się znajdzie i będzie cały i zdrowy.-zbagatelizował sprawę funkcjonariusz prawa. 
-Niech pan chociaż obdzwoni szpitale. Chcemy mieć tylko pewność, że nic mu nie jest.-błagała Isabelle.
-Niestety, sprawy zaginięć przyjmujemy po 24 godzinach. Nic więcej nie mogę zrobić, przykro mi.-mówił komisarz
-Jeśli coś się stanie temu chłopcu, to będzie pana wina.-powiedziała oskarżycielsko Isabelle.-Chodź Lorenzo, idziemy, nic tu po nas-powiedziała dumnie kobieta zwracając się do swojego ucznia.

W TYM SAMYM CZASIE:

Gabo właśnie dochodził bardzo chwiejnie do swojej szkoły. Kilka razy się przewrócił, ale za każdym razem się podnosił. Zaczynał mieć mroczki.  przed oczami. Nie musiał wcale widzieć, aby wiedzieć że dotarł na miejsce. Tylko jak miał wejść do budynku, skoro wszystkie drzwi o tej porze były zamknięte. To wszystko było trudne. Zdawał sobie sprawę, że stracił sporo krwi. Ledwie doszedł do budynku. Oparł się o ścianę budynku. Już jest. Dotarł. Teraz wystarczy tylko wejść. Idąc opierał się o ścianę. Rękoma wymacał pierwsze okno jakie mu się nstrafiło. Było dość wysoko. Było uchylone. Teraz musiał jedynie podeprzeć się rękoma o parapet odeprzeć się od ziemi pchnął okno i wejść. Łatwo powiedzieć, trudno zrobić. Po kilku nieudanych próbach, w końcu mu się udało. "Nareszcie w domu"-pomyślał chłopak. Jednak po kilku próbach, nie miał siły na wylądowanie na obu nogach. Poleciał więc na łeb, na szyję. Wiedział już, że dopadł już go kres jego sił. Nie chciał się poddawać. Zaczął się czołgać i przy tym zaczął jęczeć i sapać. Nie wiedział w jakim jest pomieszczeniu, ale podejrzewał, że nie jest to sypialnia. Inaczej współlokatorzy napewno by się obudzili z powodu hałasów. Nie miał już siły. Miał wrażenie jakby tonął. Nie miał sił walczyć. Chciał pozwolić ponieść się tej sile.
-Ale jutro będą mieć miny. Juz nie mogę....-mówił ktoś i nagle urwał. Głos wydawał się być znajomy, ale dochodził z oddali.
-Słyszeliście?-zapytał drugi głos
-Tylko mi nie mów, że wierzycie w tę historię o duchu Palosiego (nie wiem czy dobrze napisałam to nazwisko)?-zapytał drwiąco.
-Nie czekaj poświeć na lewo.... Jezus Maria!-krzyknęło kilka głosów.
Gabo chciał powiedzieć, że potrzebuje pomocy, ale nie dał rady.
-Zadzwońcie na pogotowie.-ktoś rozkazał.
-Co ty chcesz za to beknąć? Powiążą nas, że jesteśmy z przeciwnej drużyny i jeszcze nas o to oskarżą.
Jednak Gabo nie słyszał już niczego innego, ponieważ ciemność pochłonęła go całkowicie.

Żyję po to, aby żyć. Nie chcę umierać, a chyba mnie to spotyka. Mam 16 lat.  No tak w końcu "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz". Każda chwila się liczy, ma znaczenie... każdy gest, każdy oddech... to cud. Przyjechałem do Buenos Aires, aby doskonalić moją pasję. Przyjechałem tu narażając moją przyjaźń z Felipe. Nie przypuszczałem, że poznam tu mojego ojca, a tym bardziej brata. Nie przypuszczałem, że wygram mistrzostwa regionalne i kontynentalne. Sukcesy... porażki... wiele tego doświadczyłem. To może być historia każdego z nas. Popełniłem błędy. Uczyłem się na nich. I finalnie wygrałem. Nie miałem siły ochronić moich bliskich i za to będę sądzony...  

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
No jakoś tak mnie wena naszła, napisałam drugi rozdział dziś. Dajcie znać. Podoba wam się? Mam nadzieję, że ta historia nie stała się nudna. No dobra, do następnego 😆

O11ce-No Importa El Camino Que Tomemos, Siempre Estaremos Juntos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz