R19:

243 11 7
                                    

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM. WYJAŚNIA FILMIK ZAMIESZCZONY W MEDIACH.
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Następnego dnia Isabelle odbierała wiadomości od zaniepokojonych rodziców uczniów. Obawiali się oni o bezpieczeństwo swoich dzieci. Niektórzy nawet grozili, że zabiorą swoje dzieci ze szkoły. IRS przeżywał, nie raz tego typu groźby. Tylko w tym przypadku został zaatakowany uczeń i był w poważnym stanie. Co gorsza, sprawą zainteresowały się media. Wywęszyły aferę i nie chciały tak łatwo zrezygnować. Patrzyli każdemu na ręce. Stan Gabo nie poprawiał się. Lekarze po ciężkiej operacji wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej. Na korytarzu stali zawsze Lorenzo, Zoe, Ricky, Dede i Felipe. Ku zdumieniu wszystkich często wpadał również Martin, nieraz także Francisco i Isabelle. Sytuacja zdołowała wszystkich. Wiele się zmieniło. Członkowie drużyny chodzili wyjątkowo przygnębieni. Isabelle dużo myślała o czasie kiedy jej ojciec trenował drużynę Jastrzębi. Zastanawiała się co by on zrobił na jej miejscu. Przypominała sobie czasy kiedy przyjaźniła się z ojcem Gabo i Lorenzo oraz z Francisco. Dałaby wiele by wrócić do tamtych czasów. Czasów, w których liczyła się tylko ich trójka. Potem, ten wypadek na boisku Diego. Chłopak obwinił Francisco o koniec kariery i przyjaźń nie przetrwała. Po twarzy Isabelle spływały łzy. Kobieta nawet nie zauważyła kiedy się pojawiły. Tego dnia z lekcji zerwał się Martin i przybył do szpitala. On nigdy nie uciekał z lekcji to nie było w jego stylu. Kiedy przyszedł skład był taki sam. Nastolatek domyślił się, że znajomi musieli nocować w szpitalu. Dede i Ricky ledwo trzymali się na nogach. Oczy same im się kleiły. Zoe drzemała,  z głową ułożoną na ramieniu Lorenzo. Córka trenera i brat poszkodowanego zbliżyli się, odkąd nastolatka rzuciła się z pięściami na chłopaka. Oczywiście nie pod względem romantycznym. Jednak nieufność z ich strony została zastąpiona obopólnym wsparciem. I tak w ciągu trzech dni zaprzyjaźnili się. Ricky także bardzo martwił się o przyjaciela. Dlatego codziennie przebywał przed drzwiami OIOM-u. W dodatku denerwowało go to całe zbliżenie Lorenzo i Zoe. Choć nigdy nie powiedział tego na głos. Teraz kiedy zobaczył ten jakże uroczy i w jego mniemaniu romantyczny obraz, coś w nim pękło.
-Jak mogłeś znów zawieść Gabo? On, ci ufał, a ty? Ty go znów zdradziłeś!-wyrzucał z siebie chłopak podchodząc do Lorenzo.
-Możesz jaśniej? O co ci chodzi?-zapytał zdezorientowany Lorenzo podnosząc się, aby dorównać, a nawet przewyższyć Rickiego. Zapomniał przy tym o Zoe, dziewczyna tracąc grunt pod głową, rozbudziła się.
-Jak śmiecie przebywać tu, pod jego salą mizdrząc się do siebie? To jest zdrada. Po tobie, Lorenzo jeszcze się tego spodziewałem. Ale po tobie Zoe? Jesteś dziewczyną Gabo, jak mogłaś w tym czasie, kiedy twój chłopak jest na OIOM-ie zarywać do jego brata?! To twoja wina! Twoja! Gdybyś odprowadził go pod IRS nie byłoby tej sytuacji! -krzyczał rozgoryczony Ricky. Wszystko stało się bardzo szybko nim ktokolwiek zdążył zareagować, pięść młodszego nastolatka trafiła na nos starszego. Ricky wiedział, że nie wygra z Lorenzo, dlatego gardę ustawił od razu do obrony. Martin i Felipe chcieli odciągnąć przyjaciół od siebie, ale Lorenzo ich powstrzymał. Pochylił się jedynie do ucha meksykanina i wyszeptał, tak by tylko on mógł to usłyszeć.
-Wierz w to co chcesz, ale nigdy, ale to przenigdy nie zrobiłbym tego Gabo. Natomiast co do mojej winy masz rację. Mogłem go odprowadzić.-mówił spokojnie starszy z nastolatków i po tych słowach najzwyczajniej w świecie zaczął kierować się w nieznanym nikomu kierunku.
-A ty dokąd?!-zawołała za przyjacielem Zoe.
-Potrzebuję chwili.-powiedział martwym głosem kapitan Jastrzębi oddalając się.
-Brawo Ricky, jesteś zadowolony? Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że ja coś do Lorenzo?-pytała zła, idąc w stronę, w którą odszedł Lorenzo
-Zoe, daj mu chwilę. On pewnie musi się przewietrzyć.-powstrzymał dziewczynę Martin.
Po tej niezręcznie sytuacji, nastała pełna napięcia cisza. 
Kiedy Lorenzo wyszedł na zewnątrz otoczyła go chmura dziennikarzy. Padało wiele pytań z każdej strony, a chłopak w tym nagłym zainteresowaniu jego osobą czuł się osaczony. Zaczął się przedzierać. Sam nie wiedział, w którą stronę idzie. Chciał jednak jak najszybciej wydostać się z tego zamieszania.
-Jak myślisz kto stoi za atakiem na twojego brata?
-Czy władze IRS-u chcą zatuszować całą sprawę?
-Czy z atakiem ma coś wspólnego twój ojciec?
-W IRS-ie dzieje się źle, dyrekcja stwarza jakieś środki ostrożności?
-Dlaczego dyrekcja nie reaguje na takie akty agresji?
Od tego wszystkiego Lorenzo dzwoniło w uszach. Jednak w końcu udało mu się wydostać i uciec z tego roju pszczół. Wiedział już gdzie się udać. Postanowił pójść do ogrodów szpitalnych. Zamiast usiąść spokojnie na ławce, zaczął kopać wszystko co wpadło mu pod nogi. Do tego zaczął wydawać jakieś dziwne dźwięki. Było to coś pomiędzy krzykiem, a piskiem. W jednej sprawie Ricky miał rację.  On tutaj zawinił. Mógł przecież pójść z Gabo. Mógł zapobiec tym całym ekskapadom nocnym brata. Przecież to jiebezpieczne. A Gabo był tylko chłopcem. Tylko zwykłym chłopcem. Lorenzo nie mógł go stracić i zrobiłby wszystko, aby jego brat jak najmniej cierpiał. To on. To, Lorenzo odpowiadał za brata. Nastolatek nie zdawał sobie sprawy, że jest obserwowany przez sześć par oczu.
-Rany, nigdy go takiego nie widziałem. -odezwał się Dede.
-Dziwisz mu się? Właśnie ktoś mu zarzucił, że kręci z laską swojego brata, i że to on jest winny na atak Gabo. Chyba każdy by się wkurzył. Po za tym Lorenzo zawsze był wybuchowy.-powiedział Martin
-No, masz rację. Dobra, chyba pójdę go uspokoić, zanim zrobi coś sobie albo zniszczy ogród i go wywalą.-powiedział Dede
-Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale ja wierzę, że Gabo sobie poradzi. Jest silny, nawet nie zdajecie sobie sprawy.-wtrącił Felipe. Wierzył w przyjaciela
-Tak naprawdę, jeszcze nawet ci nie podziękowałem za uratowanie mu życia.-powiedział Dede-To dlatego wciąż tu przychodzisz, prawda? Wierzysz, że się obudzi?
-A ty nie? Z tego jak znam Gabo, on nigdy się nie poddawał.
-Wierzę, ale bardzo się boję.-powiedział Dede
Wiedział po sobie jak i po Rickim, że bardzo przeżywa tę sytuację i najzwyczajniej w świecie się boi. Przyjaciel trochę bardzo przesadził, oskarżając Zoe i Lorenzo o zdradę. Dlatego Dede postanowił wyjaśnić to z bratem przyjaciela. Nie przepadał za swoim kapitanem, ale szanował Gabo. I ze względu na przyjaciela postanowił dać szansę Lorenzo. Poszedł więc tam gdzie wybuchowy nastolatek niszczył wszystko co stało mu na drodze.
-Wiem, że nie jestem Gabo, aby uspokoić Cię jednym moim spojrzeniem, ale proszę Cię, zrób to dla niego.-powiedział spokojnie i poważnie Dede. Oba te słowa, nie pasowały do charakteru lokowanego.
Starszy z nastolatków po chwili krótkiego namysłu usiadł na ławce.
-Zrobił się niezły bałagan, co?-zroagaił rozmowę Dede, na co Lorenzo wzruszył tylko ramionami.-Słuchaj, nie miej za złe Rickiemu tego co powiedział, on poprostu się boi.
-A ja to niby nie?-powiedział opryskliwie Lorenzo. Nie chciał dać po sobie znać, jak bardzo dotknęły go słowa młodszego kolegi.
-Nie rozumiesz. Do pewnego momentu była tylko nasza trójka: Gabo, Ricky i ja. Niekiedy dołączała Zoe. To my wspieraliśmy Gabo. Nigdy byśmy nie przypuszczali, że możesz być z nim spokrewniony. Potem nagle dowiedział się, że jesteś jego bratem. Zaczęliście coraz więcej czasu spędzać razem. Czuliśmy się niepotrzebni. To nie tak, że nie cieszyliśmy się jego szczęściem, ale nic już nie było takie samo. Praktycznie tylko noce spędzał w pokoju. Czuliśmy się odepchnięci, a Ricky, Ricky to bardzo przeżył. Myśleliśmy, że chcesz nam go zabrać.-tłumaczył Dede
-To nie tak, że chciałem go wam zabrać. Chciałem poprostu poznać bliżej mojego brata. Czułem się odpowiedzialny za to, że ja miałem ojca, a on nie. Potrzebowałem czasu, żeby to wszystko zaakceptować. A teraz? Teraz, nigdy sobie nie wybaczę, że go nie odprowadziłem do internatu.
-Nie powinieneś się zadręczać. Nie teraz. Wiesz, ty siedzisz tu praktycznie cały czas. My z Rickim chodzimy do szkoły. Jesteś nie tylko brstem Gabo, ale także kapitanem drużyny. Potrzeba tej siły, którą nam dawałeś, przed każdym meczem. Gabo mimo, że dopiero niedawno poznał Ciebie jako swojego brata, to jednak nie zmieniłby swojej przeszłości. Miał wspaniałą, babcię, a brata zastępował mu Felipe. Był szczęśliwy i tylko to się liczy nie ma co tego roztrząsać. Ważne, że udało wam się odnaleźć...
I znów rozmowa na tak poważny temat, intymny wręcz, została przerwana przez osobę postronną. Tą osobą okazał się Martin.
-Słuchajcie, nie chcę wam przeszkadzać, ale mamy problem. Stan Gabo się pogorszył.-powiedział na jednym wydechu. Nie dokończył jeszcze zdania, a chłopcy już pędzili w stronę sali, gdzie leżał ich przyjaciel. Kiedy dobiegli, wokół sali kręciło się mnóstwo ludzi:lekarzy w białych kitlach, pielęgniarek i pielęgniarzy biegnących do sali.
-Co się stało?-zapytał lekko zdyszanym i drżącym z emocji głosem Lorenzo
-Siedzieliśmy tu z Zoe, wyjaśnialiśmy tę.... no wiesz... sprawę tego co powiedziałem i światełko nad drzwiami sali zaświeciło się na czerwono, wydając piskliwy dźwięk, jakby alarm. A potem pojawił się tu rój lekarzy.-tłumaczył Ricky
-Defibrylator, raz!!!!-nastolatkowie usłyszeli zduszony dźwięk zza szyby.
Wzrok sześciu postaci był skierowany w scenę rozgrywającą się w pomieszczeniu obok. To wszystko było tak trudne, że aż bolało. Jednak żaden z nastolatków nie zdołał odwrócić wzroku. Widać, że akcja resuscytacyjna wiele kosztuje lekarzy. To była walka o życie. Walka o życie szesnastolatka, praktycznie jeszcze chłopca. Tak naprawdę nikt nie wiedział ile to wszystko trwało jednak kiedy wszyscy lekarze wyszli nikt nie chciał wierzyć, że to koniec. Nie wiedzieli, że Gabo już wtedy wybaczył swojemu prześladowcy, temu który wyciągnął nóż skierowany na ciało nastolatka.

"Życie ludzkie jest bezcenne, ponieważ jest darem Boga, którego miłość nie ma granic. A kiedy Bóg daje życie, daje je na zawsze."- Jan Paweł II

I tak oto Gabo miał żyć już na zawsze. Choćby w sercach, tych którzy go kochali.

Ludzie umierają, ludzie żyją. Taka jest kolej życia. Ludzie odchodzą. Dziś odszedł Gabo. To boli, cholernie boli, ale to co zostawił, to nasze i należy do nas. Nikt nam tego nie zabierze. Dla niektórych to tylko głupie i puste słowa lub czyny. Dla mas to coś bezcennego. Znaliśmy się dość krótko, ale wszyscy go pokochali. Był wyjątkowy. Czasami to co wydaje się być przerażające, nie jest wcale takie straszne. Unikamy wtedy tego jak ognia, ale nie wiemy co stanie się za dzień, dwa, rok, czy pięć. To co dziś wydaje się być straszne, za jakiś czas to może być przełomowym wydarzeniem prowadzącym do szczęścia. Może boleć, możemy cierpieć. Takie jest życie. Taka jest nasza natura. Cieszmy się z czasu jaki jest nam dany. Gabo kochał piłkę nożną, to była jego pasja, jego marzenie. Ale jego największym osiągnięciem nie jest medal, który i tak kiedyś pójdzie w zapomnienie, to nie jest zdobycie trudnego gola w meczu. To jego miłość. Miłość do otaczających go ludzi, dar. Dar do zmieniania ludzi na lepsze. To jest jego największe osiągnięcie. A teraz? Nie wiem co będzie teraz. Ale będziemy żyli dla niego. Będziemy robić te wszystkie rzeczy, których on nigdy nie zdołał zrobić. Będziemy się wspierać i BĘDZIEMY PAMIĘTAĆ. Będziemy pamiętać, tak by on nigdy nie poszedł w zapomnienie.
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Powiem jedno: o rany to się porobiło. I kiedy pisałam to, to poprostu się poryczałam. Wiem, jestem melodramatyczna, ale szczerze powiem, no trudno.
Długo myślałam. Nie tylko o tym opowiadaniu, ogólnie o życiu. Zawsze kiedy pisałam chciałam włożyć w taką opowieść cząstkę siebie. Tak naprawdę czytając to, to naprawdę sporo się o mnie dowiadujecie. I tez taka przerwa była mi potrzebna.
Długo zastanawiałam się jak to wszystko opisać. Pomysł miałam już dawno, ale totalnie nie miałam pomysłu jak to wszystko zebrać do jednej, logicznej kupy.
I na koniec oczywiście, Szczęśliwego Nowego Roku (tak, tak, wiem że to dopiero jutro xd). Niech ten 2019 będzie lepszy dla was niż 2018. Aby zawsze na waszych twarzach widniał uśmiech. I tak zdaje sobie sprawę, że ktoś może być ateistą, ale pozwolę sobie coś jeszcze powiedzieć. Wiecie gdzieś tam macie swojego Przyjaciela. On zawsze was wysłucha, bo bardzo was kocha. Ten rok był dla mnie trudny. Wierzę, że po coś to było. Nie wiem po co. Ludzka logika tego nie ogarnie, ale zaufajcie Mu. Mówię z doświadczenia :D
I juz ostatnia rzecz na dziś. Wpadłam na pewien pomysł. Pokładam w nim duże, żeby nie powiedzieć ogromne nadzieje. Otóż za niedługo (coś około 2 tygodni), znów wejdzie na anteny Jedenastka. Co powiecie na to, abym nagrywała do każdego odcinka reakcje. Powyżej pokażę wam jak to będzie wyglądać. A uwierzcie wygląda na super zabawę. I bardzo bym chciała spróbować. Ale zobaczymy.
Ogólnie filmik, który wrzuciłam, należy do Papierowej Embers. Możecie znaleźć jej kanał ma yt. I poprostu uwielbiam tę dziewczynę. Subskrybuje jej kanał od niedawna, ale to jak się wysławia,  to jak komentuje The 100 to poprostu to jest czad. Bardzo polecam jej kanał. Wiem, że może ktoś nie przepadać za typem takiego serialu jakim jest The 100, ale możecie tam także znaleźć bardzo fajne książki do polecenia i wgl. To jest reakcją na s05e03 i wiem, że jak ktoś tego nie oglądał to może nie wiedzieć o co chodzi, ale to jest tylko przykład, a nóż może akurat kogoś z was zainteresuje. Także dajcie znać co myślicie o pomyśle o reakcjach. 
A teraz: Dobranoc. :*     

O11ce-No Importa El Camino Que Tomemos, Siempre Estaremos Juntos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz