R15:

218 12 2
                                    

-Nie możemy pozwolić, żeby umarł. Będziemy mieć go na sumieniu. Zadzwońmy chociaż na pogotowie.
-Rób, jak chcesz, nie zamierzam mieć kłopotów. Tym bardziej za coś, czego nie zrobiłem.
Tak więc tajemniczy ów osobnik prawdopodobnie niewiele myśląc włączył alarm przeciwpożarowy.
-Zwariowałeś?!
-Musiałem coś zrobić, nie możemy pozwolić, żeby się wykrwawił. Trzeba jakoś zawiadomić dyżurnego.
-Jak nas wsadzą do pierdla, to będzie twoja wina. Dobra, nie damy rady go przenieść. Zadzwoń na pogotowie i spadamy.
-Idźcie, ja chcę się upewnić czy nic mu nie jest. Nie musicie się obawiać, nie wydam was, jeśli chodzi o psikus i o tą całą sytuację.-powiedział
-Nie, stary. Jeśli czegoś się się nauczyłem od Jastrzębi, to tego że jesteśmy drużyną. Nie tylko na boisku, swoich się nie zostawia. Jeśli mamy za to wziąć odpowiedzialność, to razem. Poza tym, wiem że byłeś blisko z Gabo i się pogodziliście.
-Dobra, w takim razie Julián i Ciro zostańcie przy nim. Uciskajcie ranę. Oby nie było za późno. Camillo, chodźmy. Pewnie wszyscy są na zewnątrz po alarmie. Tam napewno będzie jakiś dyżurujący nauczyciel.
-Karetka już jedzie-powiedział Ciro, który właśnie wykonał telefon na pogotowie o zaistniałej sytuacji. Kiedy Felipe i Camilo usłyszeli, że karetka jest juz w drodze natychmiast wybiegli na zewnątrz budynku, a następnie skierowali się w stronę boiska. Mieli rację, uczniowie i próbująca opanować zamieszanie panna Griselda byli na boisku. Można było usłyszeć głośne rozmowy, śmiechy, przerażenie. Jednak kiedy uczniowie IRS-u zobaczyli chłopców z przeciwnej drużyny, wszystko zaczęło się od nowa. "To napewno oni włączyli ten alarm", "No i gdzie jest ten pożar", "Jeszcze się z nimi policzymy" i wiele innych tego typu komentarzy. Jednak Felipe i Camilo nie zwracali uwagi. Szybko podbiegli do nauczycielki literatury. Nim jednak zdążyli otworzyć usta by coś powiedzieć zostali uprzedzeni.
-Orły, możecie nam wytłumaczyć co wy tu robicie?! Ten alarm to napewno wasza sprawka!-Dede mógłby prowadzić taką litanie godzinami, jednak Camilo brutalnie mu przerwał.
-Dede, zamknij dziób. Nie przyszliśmy do was, tylko do panny Griseldy. Proszę pani-zwrócił się do nauczycielki-jest pewna sytuacja kryzysowa. Musi pani iść z nami.-powiedział
-Ona nic nie musi.-mruknął Ricky
-Zaraz, zaraz. Nie było żadnego pożaru? Czy wy wiecie w jakie kłopoty się wpakowaliście? Jeju niech ten dzień już się skończy.-biadoliła
-Pani profesor z całym szacunkiem...
-Wy tu mówicie o szacunku? Wy, którzy ciągle knuliście, zwłaszcza przeciwko Jastrzębiom. O jakim wy szacunku mówicie? Chyba sam...-tym razem głosu dopuścił się Martin. Jednak przerwano mu równie szybko jak zaczął mówić.
-Proszę panią, naprawdę chodzi o coś bardzo ważnego. Nie pożałuje pani. Tym bardziej, że jednego ucznia chyba brakuje, prawda?-przekonywał Camilo
-Nie wiemy co konkretnie się stało, ale wiemy gdzie jest.-włączył się do rozmowy Felipe.
-No, dobrze pójdę. Jeśli to jest jakiś głupi żart, to wzywam policję.-zastrzegła. Wzięła megafon i powiedziała:
-Przepraszam was za problem. To był tylko głupi żart waszych kolegów. Możecie wracać do swoich pokoi.
Była zdenerwowana. Nie wiedziała czego bardziej się obawiała: głupiego żartu, czy prawdy. Dede, Ricky i Martin uparli się, że pójdą z nauczycielką. Reszta uczniów nie wiedząc nic o zaginięciu Gabo dali sobie spokój z tą sprawą. Uznali to za głupi dowcip, ale nie było już na to pory. Było późno i wszystko o czym uczniowie marzyli to ich ciepłe łóżka. Gabo do tej pory nie odzyskał przytomności. Krew z rany sączyła się już o wiele wolniej, ale chłopak stracił jej naprawdę dużo.
-No gdzie ta karetk, już dawno powinna tu być.-powiedział Ciro. Zarówno on jak i Julián byli wystraszeni. Nikt nie wiedział co się stało.  Bali się o swoje tyłki, że oskarżą ich za usiłowanie morderstwa i mimo, że nie przepadali za Gabo to nie chcieli jego śmierci.
-Ja tam się boję, że Felipe i Camilo nas wystawili. Co jeśli nie przyjdą, a wszystko pójdzie na nas.-Martwił się Julián.
-Już, już, już jesteśmy. Sory, że tak długo.-powiedział Przepraszam-powiedział Felipe. Do szatni weszła Griselda. Ale to co zobaczyła zwaliło ją z nóg i najzwyczajniej w świecie biedna, młoda kobieta runęła na ziemię tak jak stała.
-Chyba trzeba będzie wezwać drugą karetkę. -powiedział Julián. -Jak ją wezwiemy, myślicie że wezmą nas na poważnie? -zapytał
-Mam lepszy pomysł-powiedział szybko Dede zanim któryś z chłopców zdążył się odezwać i podszedł do kranu gdzie obok stała konewka z wodą. Wziął ją i chlusnął prosto na twarz nauczycielki, a ona powoli zaczęła się wybudzać.-No, muszę przyznać. Sposób Lorenzo działa.-powiedział rozbawiony. Nauczycielka odzyskała przytomność, ale była bardzo niemrawa. Chłopcy natomiast zainteresowali się Gabo, który zaczął kaszleć krwią.
-Dzwoń na tą karetkę i zapytaj ile jeszcze mamy czekać.-rozkazał Felipe kumplom. Z Orółw, on jedyny nie przejmował się, że może mieć potem problemy i oskarżenie o próbę zabójstwa. Relacje między Gabo a Felipe nie były tak jak kiedyś, ale dużo rzeczy się poprawiło.
-Zaraz będą. Na mieście był jakiś wypadek i straszne korki są.-powiedział Ciro po zakończonej
-To niech, się pośpieszą. Widać po nim, że on długo nie pociągnie.-powiedział kąśliwie Ricky
Panna Griselda powoli doprowadziła się do porządku. Ciężko dyszała i była blada jak ściana, ale wstała o własnych siłach. Podeszła pod ścianę, aby, się o nią oprzeć, złapała się za głowę i zaczęła płakać. Nastolatkowie chcieli ją pocieszyć, ale właśnie w tej chwili usłyszeli syreny.
-To napewno karetka!-powiedział Martin.-Wybiegnijmy im naprzeciw, aby ich zaprowadzić tutaj-zarządził
Choć nikt z tych ludzi nie trafił Martina, nikt nie chciał się z nim sprzeczać. Nie teraz, nie w takim momencie, momencie pełnym powagi oraz nie w tym miejscu. Szatnia to była ich nieodłączna część. Wiele w tym miejscu przeżyli. No i wszyscy chłopcy, nawet ci z Orłów musieli przyznać Martinowi rację. To była logiczna propozycja ze strony nastolatka i dawała większe szanse na dotarcie do karetki i przyprowadzenie do poszkodowanych funkcjonariuszy. Więc dotarli biegiem do drzwi, otworzyli je ratownikiem i biegiem zaprowadzili ich do Gabo oraz na szybkie zbadanie nauczycielki. Nic nie powiedzieli. Nie powiedzieli jaki jest stan ich przyjaciela, nie powiedzieli czy nie ma powikłań, nie powiedzieli nic. Położyli poszkodowanego nastolatka na noszach, podając przez krótkofalówkę podstawowe informacje.
-Przepraszam co z nim jest? Będzie mógł wrócić do gry w piłkę?-pytał Felipe
-Przykro mi, ale takie informację mogę udzielać rodzinie lub opiekunowi prawnemu, ewentualnie dyrektorowi placówki-wytłumaczył
-Ale my jesteśmy dla siebie jak rodzina. Proszę, niech pan nam coś powie o jego stanie zdrowia.-prosili chłopcy
-Nie jestem lekarzem. Szczegóły może uzyskać rodzina pacjenta od lekarza,  który się zaopiekuje chłopakiem. Narazie mogę tylko powiedzieć, że jest to rana kłuta. Czyli dostał jakimś narzędziem np. nożem. Wezwiemy policję jak dojedziemy do szpitala. Stan wydaje się być, poważny. Jednak dzięki uciskom, prawie nie krwawił. Trudno mi stwierdzić ile procent stracił, ale na tę chwilę uratowaliście mu życie. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Nie wam. Więcej informacji możecie uzyskać w szpitalu Świętego Augustyna. Tam go zabieramy. A teraz przepraszam, ale się śpieszymy.-wytłumaczył ratownik odchodząc od chłopców. Felipe dopiero teraz zorientował się, że trzymał Gabo za rękę. Uświadomił sobie, że zrobi wszystko aby między nim a Gabo było tak jak kiedyś. Będzie to trudne zadanie. Ale nie wyobrażał sobie inaczej swojego życia. Praktycznie od urodzenia trzymał się z Gabo. I zrobi naprawdę wiele, aby tak zostało.
W tym całym zamieszaniu nikt nie usłyszał dzwoniącego wcześniej telefonu Griseldy. Teraz na telefon Rickiego dzwonił Lorenzo i już na wstępie przywitał go grad pytań.
-Możesz mi wytłumaczyć dlaczego Griselda nie raczyła odebrać ani jednego telefonu od Isabelle? Dzwoniła do niej chyba z milion razy. I co znaczy, najpierw ten alarm przeciwpożarowy, a teraz karetka? Co się tam do cholery ciężkiej dzieje?
-Przyjedź, to pogadamy. Mamy naprawdę dużo spraw do obgadania.-wytłumaczył Ricky. To nie była rozmowa na telefon. Nie chciał tłumaczyć Lorenzo, tego że jego brat prawdopodobnie został dźgnięty. Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kto, nie wiadomo jak. Oj dłuuuuuuuuuga i poważna rozmowa przed nimi
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Takie krótkie info. Kolejne rozdziały mogą was trochę zdziwić. Pod względem Martiny i Lorenzo, tym bardziej, że niedawno pytałam was na ten temat. Ale spokojnie wszystko mam zaplanowane. Dobranoc :D
  

O11ce-No Importa El Camino Que Tomemos, Siempre Estaremos Juntos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz