R11:

255 11 3
                                    

I tak oto nadszedł czas na ostatnią część maratonu.

Gabo śledził tajemniczego mężczyznę dość długo. Nie wyglądało jednak na to, że dowie się jednak czegoś sensownego na temat owego jegomościa. Było już dość ciemno, kiedy Gabo, idąc śladami nieznajomego dotarł do najbardziej niebezpiecznej części miasta w Buenos Aires. Nikt o zdrowych zmysłach się tam nie zapuszczał tym bardziej samotnie i po ciemku. To była dzielnica jak Ulica Śmiertelnego Nokturnu w Harrym Potterze. Tajemniczy mężczyzna wkońcu chyba zmierzał do domu. Zniknął za jakimś zakrętem, nastolatek odczekał chwilę, a potem następną i poszedł w ślady nieznajomego. To była jednak ślepa uliczka a mężczyzna jakby rozpłynął się w powietrzu.
-Gdzie on się podział?-zapytał sam siebie Gabo
-Szukasz kogoś?-zapytał go ktoś z tyłu, nastolatek gwałtownie się odwrócił wystraszony. Został nakryty i zapędzony w kozi róg dosłownie i w przenośni. Za nim stała ściana jakiejś kamienicy, a przed nim mężczyzna.
-Nie bój się, nie zabiję Cię.-powiedział mężczyzna jakby czytał w jego myślach.-Jesteś zbyt ważny, żeby Cię zabijać. No i zdałeś test. Muszę Cię jedynie ukarać, za to że w tym grzebałeś, a nie czekałeś na dalsze instrukcje. Dlatego, wybacz mi Gabo. -powiedział mężczyzna po czym pchnął go nożem.
-Oooołł..h-wyrzęził nastolatek. Robiło mu się coraz ciemniej i ciemniej przed oczami. Miał wrażenie jakby spadał w jakąś czarną otchłań. Obudził się w jakimś jasnym, białym pomieszczeniu. Przez chwilę pomyślał, że miał szalony sen. Jednak po chwili uświadomił sobie, że ma ścierpnięte nogi i ręce. Chciał się ruszyć, ale nie mógł. Miał ograniczony zasób ruchów i ten ból w brzuchu. Zmusił się by podnieść głowę, tak by zobaczyć gdzie jest. Zobaczył, że ma związane ręce i nogi do łóżka.
-No, wkońcu się obudziłeś, Śpiąca Królewno.-usłyszał głos.-Sprawa wygląda tak: jesteś w Sądzie Sprawiedliwości. To tutaj decyduje się o sprawach życia i śmierci. Radziłbym nie wyrywać się z pryczy, twoja rana jeszcze się porządnie nie zasklepiła. Założyliśmy prowizoryczne szwy. Szkoda, by było jakby puściły. Masz szansę jak każdy inny zbrodniarz. Zaraz poznasz Robbiego. To pielęgniarz. Odetnie wszystkie szwy, które Ci zrobiliśmy. Swoją drogą i tak były prowizoryczne tylko. Wywieziemy Cię stąd. Jeśli spróbujesz jakiegoś numeru to dam Ci kulkę w łeb. Więc radzę Ci się dobrze zastanowić. Jeśli uda Ci się przeżyć, dołączysz do naszej rodziny. I dla ciebie znajdzie się miejsce przy naszym stole. Nie tolerujemy nielojalności. Zwykle, kiedy nasi adepci przechodzą oba testy od razu ich werbujemy, ale ty jesteś inny. Jesteś wyjątkowy. Dlatego jeśli przeżyjesz, dajemy Ci rok. Rok, na pogodzenie starego życia z nowym. Nie przyjmujemy odmowy.-tłumaczył choć Gabo i tak nic nie rozumiał. Jakie stare życie, jakie nowe? Nastolatek poczuł jak zakładają mu worek na głowę. Nic nie mógł dostrzec. Widział tylko ciemność. Czuł bardzo nieprzyjemne uczucie w podbrzuszu. To nie był już tylko sam ból, chłopak przy tym całkowicie tracił poczucie czasu. Nie wiedział ile tu leżał, bał się zapytać. Kiedy ten cały Robbie skończył robotę ze ściąganiem szwów, zajął się oswobadzaniem kończyn chłopaka. Nastolatek miał nadzieję, że szybko odzyska czucie w rękach i nogach. Chwilę potem już był przez kogoś podtrzymywany i prowadzony. Zaraz potem wyczuł, że jedzie prawdopodobnie jakimś motorem lub skuterem zawrotną prędkością.
-Jesteśmy na miejscu.-poinformował głos. Gabo rozpoznał w nim głos mężczyzny, którego śledził. Od tego miejsca musisz radzić sobie sam. A no i żadnych telefonów dopóki nie dojdziesz.-poinformował-Powiedz mi tylko gdzie jest twoje miejsce docelowe. -rozkazał
-Miejsce docelowe?-zapytał Gabo. Z rany sączyła się krew i chłopak był lekko nieogarnięty
-Tak. Miejsce docelowe. Musimy Cię monitorować.-wytłumaczył mężczyzna
-Do domu.-wyszeptał nastolatek
-IRS, czy dom Lorenzo, a może dom trenera?-dopytywał. Gabo milczał-Gabo, skup się jesteś nam potrzebny. Jeśli Ty nie dasz rady zginą wszyscy, których kochasz. Chcesz, żeby spotkał ich jeszcze gorszy los niż twój? Chcesz?-motywował chłopaka
-IRS-wymamrotał chłopak. Zaczął powoli iść, potykając się noga o nogę, ale wciąż idąc. Szedł chwiejnie, jego kroki były niestabilne. Nie chciał jednak by jemu bliskim stało się coś złego z jego winy. Nie mógł na to pozwolić. Dotarł wkońcu do szkoły. Dopiero teraz zorientował się, że jest jeszcze noc.
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Koniec pierwszego maratonu. Mam nadzieje że wam się podobało. Dziękuję wszystkim, którzy pozostawili za sobą jakikolwiek znak. Czy to gwiazdkę czy komentarz. To wszystko bardzo motywuje. Dziękuję za wsparcie i wasz czas, który poświęcacie na czytanie tej opowieści. :****  

O11ce-No Importa El Camino Que Tomemos, Siempre Estaremos Juntos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz