R:35

180 5 4
                                    

Lorenzo przemyślał wszystko dokładnie. Bardzo chciał jechać z Gabo. W końcu przed nim był jeszcze jeden rok w IRS*, a potem nie wiadomo było jak to wszystko się potoczy, co przyniesie przyszłość dlatego bardzo chciał wykorzystać ten czas z bratem. Od dziecka, kiedy tylko zrozumiał, że kocha football marzył by znaleźć się w Juventusie. To było jego marzenie, ale wiedział też, że będzie to ciężki rok. Aklimatyzacja, daleko od domu,  na drugim kontynencie, w dodatku z daleka od brata. Na ten moment nawet nie mógł sobie tego wyobrazić. No i nie chciał, żeby Gabo jakoś bardzo zbliżył się znów do Felipe. Jasne rozumiał, że to przyjaciele jeszcze z dzieciństwa, ale po prostu się bał. Gabo stał mu się jedną z najbliższych osób i obawiał,  że kiedy tamta dwójka powróci do miejscowości skąd pochodzą, znów odżyją ich braterskie więzi, a on sam zostanie pominięty. Dla niego to była walka o brata. O tyle, o ile mógł zaakceptować Dede i Rickiego, to jakoś Felipe nie ufał, może dlatego że chłopak był w Orłach tylko dlatego, że chciał zrobić Gabo na złość. Już samo to powodowało niechęć, ale też jakby nie było, uratował Gabo życie i to był fakt. Nastolatek najzwyczajniej miał obawy przed tym, że skoro to Felipe uratował życie Gabo, ten będzie przyjacielowi dogonnie wdzięczny. To nie tak, że nie doceniał gestu Felipe, bez jego pomocy Gabo pewnie by zginął, ale z tyłu głowy wciąż tłukło mu się po głowie,  że w dzieciństwie to blondyn był dla Gabo jak brat. Nie mógł tego zdzierżyć, ponieważ to on i tylko on był bratem Gabo.  W każdym razie Lorenzo postanowił iść za radą brata. Postanowił zaprosić rodzinę matki, chociaż nie był jakoś przekonany do tych odwiedzin. Na szczęście wiedział, że ich nie spotka. Po prostu nie był na to gotowy. Przygotowania do imprezy trwały od kilku godzin, a brunet musiał jeszcze iść się spakować i poinformować matkę o swoich planach. Nie miał wątpliwości, że ucieszy się, że nie spędzi tych wakacji sama. Kiedy więc tylko przygotowania się zakończyły poszedł z bratem do domu bruneta by spakować się na najbliższe dwa miesiące. Jego matka niezbyt pozytywnie przyjęła fakt,  że jednak wyjeżdża z bratem, ale kiedy tylko dowiedziała się, że jej syn zgadza się na przyjazd jej rodziny, bardzo się ucieszyła. Stęskniła się już za córką i mężem, a teraz w końcu będzie im mogła pokazać Buenos Aires na żywo.  Nie będą już znali tego miejsca jedynie z opowieści, a ona w końcu wiele przeżyła w tym mieście. Wiązała z tym miejscem wiele pozytywnych jak i negatywnych wspomnień, a teraz nadszedł czas by jej rodzina poznała, bliskie jej sercu miasto. Przykro było jej jedynie z powodu,  tego że Lorenzo tak usilnie unikał rozmowy na temat poznania ich. Przecież Sophie była tak samo jak Gabo jego rodzeństwem. Nie rozmawiała o tym jeszcze z mężem, ale to nie mogło być tak że od tej chwili żyją na dwóch różnych kontynentach. Oddalali się przez to. Kochała Lorenzo i Sophie po równo i nie miała zamiaru wybierać. Jej córka odkąd tylko dowiedziała się, że ma starszego brata chciała go poznać, wcześniej nie było możliwości, ale teraz chciała by jej dzieci miały tak dobry kontakt jak jej syn z Gabo. W końcu jej córka nie była w niczym gorsza. Teraz pozwoliła dać synowi trochę czasu,  po wydarzeniach z jego ojcem. Nawet jeśli syn nie przyznawał się, że zachowanie ojca go zraniło, jej matczyna intuicja podpowiadała jej zupełnie inaczej. On gdzieś tam w głębi cierpiał. Miała wątpliwości czy nawet Gabo o tym wie. Nie chciała w żadnym wypadku, by Jorge zastąpił mu ojca, ale po prostu, żeby chociaż się akceptowali. Robiło się już późno,  a młodszy z braci w związku z tym że to on zaprosił szpitalny oddział dziecięcy, chciał już być obecny kiedy przyjadą. Lorenzo nie żegnał się długo z matką, kilka zdań, uwag i rad matki żegnającej syna. Kiedy byli już na zewnątrz przed oczami bruneta stanęła scena z jego dzieciństwa, głęboko ukryta za pozą pewnego siebie chłopaka.
#LORENZO#
*12 LAT WCZEŚNIEJ*
Cofnąłem się w czasie i zobaczyłem siebie, mającego z 5/6 lat. Siedziałem skulony w kąciku, a głowę ukrytą. Raz za razem wstrząsał mnie szloch. Nie rozumiałem dlaczego to wszystko się dzieje. Chwilę potem do pokoju wkroczyła mama. Kiedy zobaczyła w jakim jestem stanie odrazu do mnie podbiegła.
-Synku, co się dzieje?-zapytała zaniepokojona
Młodsza wersja mnie uniosła delikatnie głowę i oczy pełne łez.
-Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Zostań.-błagałem
-Przecież dobrze wiesz, że nie mogę. Spokojnie, to że nie będę już z tatą nie znaczy,  że Cię nie kocham.
-Kłamiesz! Kłamiesz! Kłamiesz! Gdybyś nas kochała nigdy byś nie wyjeżdżała. Tata mi wszystko wyjaśnił, udawaliście, te kilka lat cały czas kłamaliście. Nie kochacie siebie i nie wiecie co to znaczy miłość.-krzyczał  mały. Krzyk usłyszał Diego, który odrazu wbiegł do pokoju,  właśnie wrócił z pracy.
-Co ty tu robisz?!-zwrócił się do byłej żony.-Ustaliliśmy coś chyba. Jak wrócę,  miało Cię tu nie być.-cicho oznajmił. Rodzice zaczęli się kłócić, ale nie pamiętam tego za dobrze. Pamiętam tylko płacz swój i matki. To było straszne. Ojciec wyrzucił ją od tak z naszego domu, a mi wmówił, że nas opuściła, bo nas nie kochała.
*TERAŹNIEJSZOŚĆ*
Nie mogłem uwierzyć w to co umysł mi podsunął. Nie chciałem by kolejne pożegnanie z matką tak wyglądało. Żałowałem, że uwierzyłem wtedy ojcu. Resztę dnia spędziliśmy razem. Tamtego dnia mnie pocieszał i obiecywał, że on nigdy mnie nie opuści. Nie dotrzymał słowa... to bolało. Kiedy się urodziłem ojciec wyjechał do Europy. Już wtedy było wiadome, że małżeństwo moich rodziców to klapa. Rozwiedli się, ale dla mojego dobra mieszkali razem przez kilka lat. Byłem ciekawy czy matka wiedziała, o jego romansie z matką Gabo. Ze swoją miałem jeszcze sporo do przegadania. Teraz miałem dwa miesiące, które miałem spędzić wraz z Gabo i mogłem przespać się z decyzją co dalej będzie z moją rodziną. Poczułem, że moje oczy wilgotnieją, zatrzymałem się. Brat odrazu zauważył, że coś jest nie tak, również przystanął i klepnął mnie po plecach dodając otuchy. Byliśmy jeszcze całkiem blisko mojego domu.
-Daj mi chwilę.-powiedziałem po czym sprintem ruszyłem do domu, zostawiając walizę pod opieką Gabo. Biegłem tak szybko, że nie patrzyłem pod nogi, o mało się nie wywracając. Kiedy wpadłem do domu jak burza, przestraszyłem moją matkę.
-Synu, zostawiłeś coś?-zapytała.
-Nie, ale nie chcę żegnać się jak ostatnio.-powiedziałem,  na co w oczach mojej matki pojawiły się łzy.-Wiem, że jeszcze daleko nam do idealnych relacji, ale naprawdę bardzo bym chciał utrzymywać z tobą kontakt, podczas mojej nieobecności. Nie obiecuje, ale może zdobędę się także na zapoznanie z twoją rodziną.-powiedziałem ostrożnie. Moja mama płonęła zadowoleniem. Wzruszyła się, jako syn który myśli o poważnej i szczerej poprawie relacji, mocno ją przytuliłem. Przez chwilę trwaliśmy w takim uścisku.
-Do widzenia za dwa miesiące.-powiedziałem, po tych słowach wyszedłem.
Nie powiedziałem "Kocham Cię", ale w niektórych sytuacjach, są niepotrzebne takie wyznania. Ona to wiedziała i ja wiedziałem, że ona też mnie kocha. Może nie będzie tak źle jak myślałem. Może miłość i dobre chęci czasem wystarczą? Miałem taką nadzieję, bo naprawdę zależało mi na rodzinie. Może nie mogłem mieć dobrego ojca, ale miałem już brata. Do myśli, że mam młodszą siostrę wciąż ciężko było mi przywyknąć. W końcu niedawno się o tym dowiedziałem, a nawet z sytuacją Gabo musiałem mieć trochę czasu na przyzwyczajenie się.
# NARRATOR TRZECIOOSOBOWY
(WSZYSTKOWIEDZĄCY)
Gabo zauważył, że stało się coś z bratem. Od paru chwil był w nostalgicznym humorze. Nie naciskał. Chciał dla niego jak najlepiej i cieszył się, że brunet podjął decyzję o zacieśnieniu więzi rodzinnych. Nie wtrącał się, uważał że w ten sposób najlepiej pomoże Lorenzo. Kiedy doszli wszystko było już gotowe, wystarczyło poczekać na autobus ze szpitala. Muzyka była już włączona, Jastrzębie byli już w pełni gotowi do zabawy. Kiedy więc pojawił się autobus zaczęła się zabawa.
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
No dzisiaj trochę perspektywy Lorenzo. W serialu najstarsza klasa to 5. W tym roku Lorenzo ją skończył, ale szczerze polubiłam tą postać. To jest mój serialowy mąż. Jest moją najukochańszą w postaci. W opowiadaniu ten chyba bardziej chciałabym się na nim skupić, ale chciałabym też poznać wasza opinie.

O11ce-No Importa El Camino Que Tomemos, Siempre Estaremos Juntos Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz