Wstałam o wiele wcześniej, niż naprawdę zamierzałam. Jak się okazało, nie jedyna wstałam godzinę przed budzikiem. Wszystkie moje współlokatorki w dzień wyjazdu do domów także o wiele wcześniej były już na nogach, pakując swoje rzeczy. Chwilę po obudzeniu się, schowałam do walizki mundurek oraz pozostałe książki. Następnie przetrząsnęłam bagaże, by znaleźć klatkę mojej sowy. Była naprawdę mała, ponieważ ją pomniejszyłam. Robiłam tak ze wszystkimi rzeczami, gdy je przewoziłam. Następnie przebrałam się w moje znienawidzone ubrania.
Moja matka nie znosiła, gdy ubierałam się w przeciętne szaty, ponieważ sama ubierała się tradycyjnie, czego również wymagała ode mnie. Westchnęłam, gdy zobaczyłam ubrania innych dziewczyn. Noah zaśmiała się, gdy zobaczyła moją kreację. Co roku moje współlokatorki robiły sobie z niej żarty. Szmaragdowa suknia nie była zbytnio praktyczna i tworzyła kontrast z jeansami i jasną bluzą mojej przyjaciółki. Wywróciłam oczami, starając się ją zignorować.
- Och, to bardzo zabawne - prychnęłam, by ukryć własne zażenowanie. Rzuciłam na sowią klatkę zaklęcie zwiększające. - Idę po Wegę. - Noah wzięła swoją klatkę w ręce, co mogłam rozumieć jako chęć pójścia ze mną.
- Twoja sowa ma świetne imię - zaśmiała się Elise. Odwróciłam się w jej stronę z szerokim uśmiechem.
- Dziękuję. Jestem zaszczycona, że doceniłaś jej imię, o pani - skłoniłam się, po czym wyszłam z sypialni.
W Pokoju Wspólnym wybuchnęłam śmiechem, dołączyła do mnie Noah. Udałyśmy się do wieży, gdzie przebywały sowy. Wega nie wyglądała na szczęśliwą, jednak takie miała usposobienie. Nieważne, co robiłam - dawałam jej przysmaki, opiekowałam się nią, a ona zawsze pozostawała niezadowolona. Sowa usiadła na moim ramieniu, ewidentnie znudzona. Otworzyłam drzwiczki klatki, a Wega ze swobodą wypełniła ją swoją obecnością. Moja przyjaciółka po chwili również była gotowa do wyjścia.
Wróciłyśmy do dormitorium po bagaże. Zostawiłyśmy przy sobie jedynie cieplejsze okrycia wierzchnie, bo w zimę nie jest zbyt przyjemnie podróżować bez odpowiednich ubrań. Wszyscy uczniowie zaczęli znosić swoje rzeczy w wyznaczone miejsce, dlatego wraz z Noah postąpiłyśmy tak samo. Następnie udałyśmy się na śniadanie, gdzie byłam jedną z niewielu osób, które wyglądały naprawdę komicznie na tle innych.
Każdy był w dobrym nastroju, w Wielkiej Sali był większy hałas niż zazwyczaj. Dało się słyszeć śmiechy, podekscytowane głosy.
Rozumiałam radość uczniów, choć nie całkiem ją podzielałam.
Owszem, byłam nawet zadowolona z powrotu do domu, ale wizja możliwego spędzenia Bożego Narodzenia jedynie z mamą, nie była wcale aż tak przyjemna.
Podczas posiłku nie zamieniłam z Noah ani słowa, miałam potrzebę pomilczeć. Po śniadaniu wszyscy wsiedliśmy do karoc, których zadaniem było przewieźć nas na stację, znajdującej się w Hogsmeade. Założyłam na głowę kaptur, było naprawdę zimno.
- Abi, jesteś gotowa na odpoczynek? Ciągle się uczysz, przyda ci się wolne! - rzekł do mnie Victor Scamander, Puchon, z którym uczęszczałam na eliksiry i opiekę nad magicznymi stworzeniami. Przyszło dzielić mi karocę z nim, Gregorym i oczywiście Noah. Było to o wiele lepsze, niż podróż z Taylor, Elise lub - co gorsza - Charlesem!
- Jasne, że jestem - skłamałam. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Miałam jedynie cichą nadzieję, że te święta będą jednak udane.
- Co będziecie robić? Zostajecie w domu, czy gdzieś wyjeżdżacie? - Gregory odłożył książkę i włączył się do rozmowy.
- Będę w Irlandii, u mojego wujostwa! Powiedzmy, że organizujemy zjazd rodzinny - odparła Noah.
- Moja rodzina prawdopodobnie w końcu będzie w komplecie - odpowiedziałam, na chwilę się zamyślając. - Mój tata może wróci na jakiś czas do Londynu.
CZYTASZ
Pokochać Eliksiry || Severus Snape
FanficAbigail Rabelais jest ambitną, młodą czarownicą, uczęszczającą do Hogwartu. Ma szesnaście lat i właśnie rozpoczyna szósty rok nauki magii i czarodziejstwa. Jest Ślizgonką z krwi i kości. Za wszelką cenę pragnie zadowolić apodyktyczną matkę, dla któr...