44. Zazdrość

3K 220 72
                                    

 Nocny spacer zmienił się w kilkugodzinną wycieczkę. Wróciłam do dormitorium dopiero o trzeciej. Oczywiście, nie obyło się bez problemów. Wędrując po szkole, wpadłam na Irytka, który postanowił mnie nastraszyć, kilka razy wylatując zza filarów, pomiędzy którymi przemykałam. Uniknęłam jednak spotkania z woźnym, co niezmiernie mnie cieszyło. Szlaban w trakcie przerwy od nauki byłby czymś, czego pewnie bym nie zniosła.
- Na brodę Merlina, jestem taka głodna- wymamrotałam sama do siebie. Żałowałam, iż wczoraj nie zjadłam kolacji, ponieważ obudziłam się aż dwie godziny po śniadaniowej porze. Oznaczało to, że posiłek zjem nie wcześniej, niż o szesnastej. Co prawda, posiadałam niewielki zapas słodyczy, ale nie miałam na nie najmniejszej ochoty. Westchnęłam, przewracając się na drugi bok. Mój wzrok padł na ogromne okna. Przez taflę wody przebijały się promienie słoneczne, a to oznaczało, iż na zewnątrz musiało być dzisiaj niezwykle ciepło. Przez ostatni tydzień nie przestawał padać deszcz, więc taki bezchmurny dzień był miłą odmianą. Mozolnie podniosłam się z łóżka, następnie zabrałam się za ścielenie go. Po zabraniu potrzebnych rzeczy, udałam się do łazienki, by wziąć szybki prysznic. W międzyczasie zastanawiałam się, jak spędzę kolejne godziny. Nie minęła nawet doba od wyjazdu Gregory'ego, a ja już zaczynałam za nim tęsknić. Gdy wrócę do sypialni, napiszę do Krukona list, by upewnić się, że wszystko jest u niego w porządku.

***

Wyszłam z dormitorium, niosąc ze sobą kopertę. Włożyłam ją do kieszeni bluzy, żeby jej nie zgubić. List, który napisałam, w zamyśle miał ograniczać się tylko do kilku zdań, jednak w końcu opisałam w nim mój sen oraz przeżycia zeszłej nocy. Byłam kilka metrów od gabinetu profesora Snape'a, gdy otworzyły się drzwi. Poprawiłam włosy z nadzieją, że to właśnie nauczyciel wyjdzie z pomieszczenia. Od wieczoru, w którym dowiedziałam się, że jest Śmierciożercą, widywałam się z nim tylko w trakcie lekcji oraz posiłków. Nie prosił mnie o pomoc w warzeniu eliksirów, jakby całkowicie zapomniał o tym, iż może na mnie liczyć. Nie rozmawiałam z nim jak dawniej. Przejęłam się tym dopiero teraz, gdy zamiast mistrza eliksirów, ujrzałam Sophie. Poczułam, jak krew we mnie zaczęła wrzeć. Co ona tutaj robi?!
- Dziękuję, profesorze- uśmiechnęła się do Snape'a, stojąc w progu. Trzymała w rękach kilka książek, jednak nie to było w tym momencie najważniejsze. Moją uwagę przykuło to, że twarz Krukonki pokrywały rumieńce. Gdy zamknęła drzwi, spojrzała w moją stronę. Natychmiast zrzedła jej mina, jakby zobaczyła największego wroga.
- Och, cześć!- powitałam dziewczynę, na co ona skinęła głową w odpowiedzi. Twarz nastolatki skrzywiła się pod wpływem fałszywego uśmiechu.
- Witaj, Abigail- poczułam, jak moje dłonie zaciskają się w pięści, kiedy wypowiedziała moje imię.- Nie widziałam cię dzisiaj w Wielkiej Sali. Pewnie zaspałaś- zachichotała. Czemu się tak szczerzy? Nie powiedziała nic śmiesznego. Skrzyżowałam ręce na piersiach, ledwo powstrzymując się od rzucenia na nią jakiegoś zaklęcia.
- Byłam bardzo zmęczona- odparłam. Zaczęłam się śmiać, by rozładować rosnące napięcie. Nasza rozmowa przypominała nieudolną grę aktorską.- Tak właściwie, trochę się spieszę- zmusiłam się do szerokiego uśmiechu. Podeszłam do drzwi, przy których stała dziewczyna. Zaczęłam pukać i uchyliłam je, gdy usłyszałam zgodę na wejście do środka. Gdyby Sophie potrafiła mordować wzrokiem, zabiłaby mnie już kilka razy. Poczułam ogromną satysfakcję, że udało mi się rozzłościć uczennicę.
- Panna Rabelais?- spytał Snape, od razu sprowadzając mnie na ziemię.- Co pani tutaj robi?- spojrzałam na niego. Na twarzy mężczyzny nie dostrzegłam żadnych emocji, natomiast jego głos był oschły.
- Dzień dobry, profesorze- powiedziałam, starając się brzmieć pewnie.- Czy mogę dzisiaj panu pomóc w warzeniu eliksirów? Nie mam nic lepszego do roboty- moje pytanie wyraźnie go zaskoczyło. Oparł się rękoma o stół, na którym leżały stosy kartek.
- Jedna osoba zaoferowała mi pomoc, w zamian za użyczenie ksiąg z prywatnej biblioteki- odparł, przyglądając mi się uważnie.
- Z miłą chęcią się dołączę! Szybciej skończymy pracę- nauczyciel skinął głową. Sophie chciała z nim spędzić trochę czasu sam na sam i myślała, że jej na to pozwolę? Nie ma nawet takiej opcji!

***

Chwilę po zjedzeniu kolacji, wstałam od stołu. W moje ślady poszła najgorsza Krukonka, jaką miałam okazję poznać. Gdy wyszłyśmy z Wielkiej Sali, złapała mnie za rękę i zaczęła gdzieś ciągnąć.
- Co ty robisz?- spytałam, jednak nie uzyskałam odpowiedzi. Nie odzywała się do mnie, póki nie weszłyśmy do jednej z łazienek. Kiedy Sophie upewniła się, że nikogo nie ma w pomieszczeniu, popchnęła mnie z taką siłą, że prawie się przewróciłam. Poczułam, jak narasta we mnie gniew.
- Przepraszam, nie chciałam tego zrobić- uśmiechnęła się, chociaż w jej oczach widać było żywy ogień. Gdybyśmy nie były w szkole, pewnie już dawno by mnie zabiła.- Mam tylko jedną, niewielką prośbę- nasze twarze prawie się stykały, ponieważ podeszła do mnie bardzo blisko.- Proszę, nie idź tam ze mną...
- Niby dlaczego?- przerwałam jej. Mimo że dziewczyna posmutniała, zdawałam sobie sprawę, iż tak naprawdę próbuje dalej mną pogrywać.
- Chcę się dowiedzieć, czy on jest Śmierciożercą- wyszeptała. Postanowiłam udawać, że wszystko jest w porządku, dokładnie jak Sophie.
- Potrzebujesz ochrony, żeby cię nie skrzywdził- położyłam jej dłoń na ramieniu.- Chodźmy, ponieważ jeżeli się spóźnimy, on zacznie coś podejrzewać- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź, zaczęłam iść w kierunku wyjścia. Nastolatka podążała za mną, cały czas milcząc. Mistrz eliksirów zaczął mnie traktować inaczej, a ja nie wiedziałam, co może być tego powodem. Czy Snape wie, że odkryłam jego sekret? Może zaczął mnie przez to nienawidzić? Nie wiedziałam, czy mogę poruszyć ten temat... On jest nauczycielem, a ja uczennicą. Pytając go o Mroczny Znak, mogę zniszczyć naszą relację, jednak czy mam inny wybór? Merlinie, dlaczego relacje międzyludzkie są takie trudne?

Pokochać Eliksiry || Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz