Kolejne trzy dni upłynęły mi szybciej, niż się spodziewałam. Cóż, wszystko powoli wracało do normy- zaczęłam uczyć się na bieżąco (czego nie robiłam w trakcie przerwy świątecznej) i poświęcać czas na czytanie książek, głownie tych mugolskich. Zakochałam się w nich i wcale nie zamierzałam przestać ich czytać. Co do szlabanów- nie, ich forma wcale się nie zmieniła. Dalej szorowałam kociołki wraz z Noah, jednak z każdym dniem nabierałyśmy wprawy i zajmowało nam to o wiele mniej czasu, niż wcześniej. Zachowanie profesora Snape'a nie zmieniło się i choć wcześniej nie był zbyt uprzejmy, teraz traktował nas nawet o wiele gorzej, niż na samym początku jego pracy w Hogwarcie. Właśnie z tego powodu bałam się, iż szlaban tego wieczoru będzie dla mnie katorgą. W końcu z Noah jakoś znosiłam jego ,,docinki". Czasem kazał jednej z nas szorować kociołek dwa razy, bo wydawał mu się brudny, ale tak naprawdę był czyściutki. Gregory starał się mnie pocieszać po obiedzie, gdy poszliśmy do biblioteki wraz z moją przyjaciółką i jej chłopakiem. Ciągle powtarzał, że przynajmniej Filch nie wymierza kar w Hogwarcie, bo wisielibyśmy na łańcuchach pod ścianą. Wizja tego była dla mnie szczególnie przerażająca. Po spędzeniu kilku minut w bibliotece postanowiłam ją opuścić, zabierając ze sobą Krukona. John i Noah byli w sobie zakochani tak bardzo, że nie widzieli poza sobą świata. Postanowiliśmy, że ich zostawimy i damy im trochę czasu tylko dla siebie.
- Cóż, tak naprawdę chciałem się stamtąd ulotnić- stwierdził Gregory, gdy odeszliśmy paręnaście metrów od biblioteki.- To głupie.
- Dlaczego? Uważam, że są uroczą parą- odparłam. Cały czas trzymali się za ręce, wszędzie chodzili ze sobą. Z drugiej strony cieszyłam się, że są w innych domach, bo przynajmniej w dormitorium moja współlokatorka wracała na ziemię.
- Owszem, ale takie relacje doprowadzają do uzależnienia się od drugiej osoby. I wiesz czym się kończą?- Zapytał, a ja pokręciłam głową.- Złamanym sercem, gdy dochodzi do rozstań! Nie przeżyją wakacji!
- Jak zwykle dramatyzujesz- wzruszyłam ramionami.- To taka szczenięca miłość. Noah po prostu za dużo naczytała się romansideł.
- Ty chyba również- mruknął, a ja spojrzałam na niego pytająco.- Och, czyli wcale nie wzdychasz do Charlesa?- Zaniosłam się tak głośnym śmiechem, że ściągnęłam uwagę osób znajdujących się najbliżej nas. Pokręciłam głową, ale chłopak zamiast mi uwierzyć, dodał:
- Sama sobie zaprzeczasz, Abi.
***Gdyby ktoś spytał mnie, kiedy ostatnio tak się stresowałam, to nie umiałabym porównać tych nerwów z żadnymi innymi. Żałowałam dnia, w którym postanowiłam poszukać Noah. Sama sobie szkodzę. Gdybym wtedy smacznie spała w dormitorium, to nie byłabym zmęczona następnego dnia i wcale nie zasnęłabym na lekcji. Stałam przed gabinetem nauczyciela, czując przytłaczający lęk. Czego ja się tak boję? Konfrontacji z nauczycielem? Potrząsnęłam głową i zapukałam do drzwi gabinetu.
- Proszę- usłyszałam. Zawahałam się, ale przecież nie miałam innego wyjścia, jak dostać się do środka. Tak też uczyniłam. Na brodę Merlina, serce podchodziło mi do gardła.
- Czy znowu będę szorować kociołki?- Wypaliłam. Mężczyzna spojrzał się na mnie, jakbym właśnie zaproponowała mu odwołanie szlabanu. Cóż, nie byłabym zaskoczona, gdybym przypadkowo powiedziała coś takiego!- Dobry wieczór, profesorze.
- Nie, dzisiaj dostaniesz inne zadanie. Za mną- zarządził, a ja posłusznie podreptałam za nim. W sali lekcyjnej znajdowało się wiele statywów na fiolki, każdy zapełniony po brzegi szklanymi pojemniczkami.- Jakiś bałwan postanowił pomieszać wszystkie moje eliksiry- cóż, nie owijał w bawełnę.- Jak znajdę tego...- zaczął, ale w porę się opamiętał.- Uporządkowanie tego nie zajmie ci chyba wiele czasu, z resztą co za różnica- machnął ręką i wyszedł z sali. Poczułam ulgę, że nie będę musiała spędzić z nim szlabanu. Skoro mnie tutaj zostawił, będę czuła się bardziej komfortowo. Cóż, w większości przypadków, już na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, czym jest dany eliksir. Tak więc rozpoznałam Eliksir Wiggenowy, Wywar Tojadowy i wiele innych, które posiadały cechy dla siebie szczególne. Cóż, półmrok nie ułatwiał mi zadania i substancje, które miały delikatne kolory wcale się od siebie nie różniły. Przyświecałam sobie różdżką (której na szczęście nauczyciel mi nie zabrał), ale to światło niewiele mi dało. Na szczęście Wywar Żywej Śmierci był świeży, dlatego nadal posiadał bladoróżową barwę. Nie chciałabym go raczej spróbować... Zostało mi dziesięć eliksirów do rozpoznania. Naliczyłam, iż na jedną substancję przypadało pięć fiolek. Obie przypominały wodę, były przezroczyste. Ciężko było dojrzeć jakąś różnicę, mimo jasnego światła, wydobywającego się z końca różdżki. Odkorkowałam fiolkę i powąchałam. Cóż, była bezwonna. To oznaczało, iż jest to Veritaserum. Zawartość kolejnych czterech naczyń w ogóle się nie wyróżniała. Natomiast mikstura w następnej buteleczce miała dziwny, dobrze znany mi połysk... I pachniała przecudownie! Tylko teraz, przez zapach lawendy, który dotychczas odczuwałam najbardziej, przebił się inny- również kwiatowy, ale wydawało się, że o wiele bardziej delikatny, liliowy. Zupełnie jak asfodelus!
- Skończyłaś?- Usłyszałam głos nauczyciela i natychmiast odstawiłam eliksir na statyw. Pokiwałam głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Byłam pewna, że w powietrzu dalej unoszą się opary Amortencji i tylko dlatego jestem taka odurzona. Miałam cichą nadzieję, że właśnie skończył się mój szlaban i na szczęście miałam rację. Cóż, jeszcze tylko jeden wieczór cierpień i będę mogła leniuchować od razu po kolacji. Wracając do dormitorium, zastanawiałam się, czemu zaczęłam czuć zapach asfodelusa. Z jego kwiatem miałam ostatnio styczność w dniu, w którym musiałam udowodnić, że wypracowanie oddane profesorowi, zostało napisane przeze mnie. Powoli zaczynałam wątpić, czy to dziwne uczucie, rodzące się we mnie jest zwykłym zauroczeniem, czy też czymś poważniejszym...
CZYTASZ
Pokochać Eliksiry || Severus Snape
FanfictionAbigail Rabelais jest ambitną, młodą czarownicą, uczęszczającą do Hogwartu. Ma szesnaście lat i właśnie rozpoczyna szósty rok nauki magii i czarodziejstwa. Jest Ślizgonką z krwi i kości. Za wszelką cenę pragnie zadowolić apodyktyczną matkę, dla któr...