Część 5: Rozdział 9

262 19 2
                                    

Koniec. Tylko to słowo chodziło ci po głowie. Czekał cię niechybny koniec. I nic nie mogłaś na to poradzić. A już miałaś nadzieję. Shira ci ją dała i nagle wszystko runęło. To nie była jej wina. Chciała cię pocieszyć. Udało jej się. Nie powiesz, że nie. Jednak chyba najbardziej było ci szkoda, że nie będziecie mieć okazji utworzyć rodziny. A bardzo tego chciałaś...
Back mówił, że do uderzenia pozostało kilka godzin. Miałaś tylko kilka godzin, które chciałaś spędzić najlepiej jak mogłaś. Ale nie miałaś jak. Miałaś plany. Miałaś mieć rodzinę, dzieci, wnuki, a tu nic... Przygnębienie cię dodatkowo dobijało. Nie mogłaś zrobić nic. Tylko czekać. A to było najgorsze.

Rozejrzałaś się dookoła. Brzoskwinka siedziała z Julianem nad jeziorem. Maniek i Ela stali dalej, babcia rozmawiała z zającem, a Sid leżał głowę na kolanach Leni. Tylko ty byłaś sama. Dostrzegłaś głowę taty zza kryształu i ruszyłaś szybko w jego stronę. Zeszłaś po niewielkim kryształowym wzgórzu i zatrzymałaś się. Dopiero, gdy znalazłaś się bliżej dostrzegłaś, że Shira leży obok twojego taty opierając na nim łeb. No tak. Oni też spędzali swoje ostatnie godziny razem. Spuściłaś łeb i odwróciłaś się. Nie zamierzałaś im przeszkadzać. Należało im się to. Byli wspaniali i zasłużyli na chwilę samotności. Szczególnie jeśli to miała być ich ostatnia chwila. Zrobiłaś jeden krok i nagle coś pociągnęło cię za ogon. Zanim zdążyłaś się odwrócić już leżałaś między Shirą, a tatą który zaciągnął cię do nich za ogon. Otworzyłaś usta, żeby się odezwać. Żeby coś powiedzieć. Że zostawisz ich samych i nie będziesz przeszkadzała, ale spojrzałaś na ich uśmiechy i zrezygnowałaś zamykając usta. Nie musiałaś nic mówić.
Przysunęłaś się bliżej i podniosłaś łeb podziwiając otaczającą was różnorodność kolorów. Dostrzegłaś kątem oka, że tata ci się przygląda i uśmiechnęłaś się w duchu. To jest najlepszy sposób, aby przeżyć ostatnie chwile. Wśród rodziny. Mimo, że zostało wam kilka godzin życia wiedziałaś, że to jest twoja rodzina. Prawdziwa.

- Dziękuję. - powiedziałaś tylko patrząc nadal przed siebie, a oni rzucili na ciebie wzrokiem. Wiedziałaś, że cię zrozumieli. Czułaś to i nie musiałaś tłumaczyć. A oni nie pytali.

Nagle poczułaś jak wszystko dookoła drży. Spojrzałaś w górę spodziewając się najgorszego, ale asteroida była jeszcze daleko. Nagle cały sufit zaczął pękać i cała górna połowa Geotopii rozpadła się.

- Upsik... - wymamrotał Sid, a ty spojrzałaś jak Shangrli Lama chaotycznie nakłada na siebie kryształy.

- Niezdara! Kapuściany łeb!

- Mówisz do niej, czy do mnie? - Sid wskazał Lenię.

- Ta ściana dawała nam wieczną młodość! Teraz czeka nas zguba! - zawołał, a mieszkańcy Geotopii wciągnęli głośno powietrze. - I z tego wszystkiego dostałem gorączki. Wielkie dzięki, tempaku!

- Ej! Hamuj się trochę, lamo. - wtrąciła Lenia obejmmując Sida. - To tempak mojego życia. Chciał dobrze.

- Ooo chciał dobrze... Co z tego?! - wrzasnął, a ty popatrzyłaś na tatę.

- A taki był niewzruszony...

- Trzysta las spokoju i harmonii pogrzebane! Przez jednego potwornie, niewyobrażalnie, bezbrzeżnie głupiego leniwca! - dodał plując, a jego futro nagle zmieniło kolor na siwy, a skóra przybrała szarawy odcień.
Nagle jak na zawołanie wszyscy mieszkańcu Geotopii zestarzeli się w jednej sekundzie.

- Bardzo mi przykro, Panie Lama. - powiedział Sid stojąc przy siwej Leni.

- Przykro? Przykro?! Nie naprawisz ściany! Ty durny... - zamiast dokończyć krzyknął po prostu. - Potrzebna mi kąpiel, albo masaż... Kto się zna na akupunkturze?! Muszę zrzucić z siebie gniew. Pozbyć się go. Za długo to w sobie dusiłem! Aaaa! Muszę w coś przywalić! Niech ktoś nadstawi policzek.

"Ja tylko chciałam być szczęśliwa"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz