Zrezygnowana położyła głowę na jego ramieniu.
-Co się dzieje? - wyszeptał.
-Nic - podciągnęła nosem - Tak jakoś mi się zrobiło smutno.
Oderwał się od niej, aby na nią spojrzeć.
-Nie martw się. Już ci mówiłem, że możecie zostać u mnie tak długo, jak tylko będziecie potrzebowały.
Zdziwiona podniosła na niego wzrok.
Nie chciała, aby usłyszał jej słowa.-Olgierd, ale...
-To żaden problem - przerwał jej. Chciał koontynuować, ale ich rozmowę przerwał płacz Marysi.
-Csiiii - westchnęła, przytulając dziewczynkę do siebie - Nie płacz, malutka.
Nagle do pomieszczenia wszedł lekarz.
-Dzień dobry - przywitał się - Miło mi państwa widzieć.
-Dzień dobry - odpowiedziała.
-Jak się pani czuje?
-Słucham? - odparła, kołysząc nadal płaczące dziecko.
-Daj mi ją - wtrącił Mazur.
-Jak się pani czuje? - powtórzył - Coś córeczka dzisiaj w wyjątkowo złym humorze.
-W porządku - odpowiedziała - Tak, od rana nie mogę jej uspokoić...
-W każdym razie jestem tu w innej sprawie - zaczął uśmiechnięty - Pani wyniki są w normie, a samopoczucie jak mniemam coraz lepsze. Wygląda na to, że nie mamy podstaw, aby dłużej trzymać panią na oddziale.
-Czy to oznacza, że mnie wypisujecie?
-Jeszcze dziś wieczorem - oświadczył.
W tym momencie krzyk Marysi ustał.
Wzrok kobiety i lekarza skierował się na Olgierda.-Chyba tęskniła za tatusiem - roześmiał się medyk.
Tymczasem Natalia siedziała sama w swoim mieszkaniu. Po tym, czego wczoraj się dowiedziała, nie miała siły iść do pracy. Po prostu nie chciała.
Zaciągnęła głębiej koc, by po chwili dać upust wszystkim swoim emocjom. Nie mogła pohamować łez, która mimowolnie wylewały się z jej zmęczonych oczu.
Tak, żałowała. Żałowała, że nie zdążyła powiedzieć mu tylu rzeczy. Żałowała, że tak konsekwentnie go odpychała. Chociaż wiedziała, że tożsamość ofiary nie jest potwierdzona, w jej głowie układały się same najgorsze scenariusze.
Mimo wszystko, miała jeszcze nadzieję.
Raptownie jej rozmyślania przerwał kolejny sygnał telefonu.
Danka. Nie, nie chciała z nikim rozmawiać.
Wyłączyła urządzenie.
Kolejna godzina upłynęła jej w podobny sposób. Wstała do łazienki, gdy usłyszała krótki dzwonek do drzwi. Naraz serce zaczęło jej szybciej bić.
-Cześć, Natalia - uśmiechnęła się kobieta.
-Danusia? - zapytała zrezygnowana.
-Szef mnie przysłał - oświadczyła - Nie odbierasz telefonu, nie można się z tobą w ogóle skontaktować.
-Chciałam być sama - odparła - Wejdź.
Przybyła ściągnęła płaszcz, po czym obie usiadły na sofie.
-Jeśli przyszłaś tu, żeby wyciągnąć mnie z mieszkania to ci się nie uda...
-Nie, posłuchaj - wtrąciła - Zrobiliśmy te badania DNA i...
-I? - spuściła wzrok.
-I to nie jest Kuba!
Osłupiała. Z jednej strony czuła ogromną ulgę, a z drugiej obawę.
Rzuciła się kobiecie na szyję.-Całe szczęście - wydukała - W takim razie... gdzie on jest?
-Tego jeszcze nie wiemy - zaczęła - Ale obiecuję ci, że wkrótce ustalimy. Znajdziemy go. A teraz, chodź. Nie możesz tak tu siedzieć. Jedziemy go szukać.
Niebawem nadszedł wieczór.
-Masz wszystko? - zapytał Olgierd, pomagając Łucji spakować ostatnie rzeczy.
-Mhm - oznajmiła, ubierając Marysię.
-W takim razie wychodzimy - powiedział i rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu.
Cała trójka wyszła na korytarz. Po przejściu kilku oddziałów w końcu znaleźli się przy wyjściu.
Naraz ich oczom ukazała się znajoma postać wchodząca do budynku. Jej widok sprawił, że kobieta zatrzymała się w miejscu.
-A co ty tu robisz?! - zawołał zdenerwowany Mazur, po czym zaczął iść w jego kierunku. Lekko pchnął go do tyłu.
-Olgierd, zostaw go! - krzyknęła za nim.
-Po co tu znowu przyszedłeś?! - koontynuował.
-Nie przyszedłem do ciebie - odpowiedział Wiktor, a następnie wyminął go i podszedł do brunetki.
-Łucja... - zaczął, jednocześnie spoglądając na dziecko - Przepraszam. Wybacz mi, błagam...
Zszokowana nie odpowiedziała.
-Marysia, tak? - dodał uśmiechnięty, klękając przy nosidełku.
-Zostaw ją - warknął tamten, co ostatecznie otrzeźwiło Wilk. Szybko odsunęła dziewczynkę od mężczyzny.
-Kochanie... - odezwał się smutno, chwytając dłoń Łucji.
-Zostaw mnie - rozkazała, wyrywając rękę z jego delikatnego uścisku.
-Łucuś...
-Nie słyszałeś co powiedziała? - wtrącił Olgierd.
-Łucuś... - nie dawał za wygraną, a gdy ta ponownie wyswobodziła się z jego uścisku, klęknął przed nią na kolana.
-Wstawaj - odparła zakłopotana, czując na sobie wzrok innych ludzi - Słyszysz?!
-Żałosne - prychnął Mazur.
-Nie wstanę - oświadczył - Wybacz mi. Ja chcę się zmienić. Zacząłem chodzić na terapię. Chcę się zmienić dla ciebie. Dla was. Kocham cię, słyszysz?! Nie potrafię bez ciebie żyć... Wróć ze mną do domu... Błagam - mówiąc to pocałował jej dłoń.
Kobieta stała jak wryta. Nie potrafiła wydobyć z siebie ani słowa. Jej wzrok kursował naprzemiennie między obydwoma mężczyznami.
-Łucja, chodź - odezwał się w końcu brunet - Nie będziemy dłużej patrzeć na to przedstawienie.
-Kocham cię - powtórzył tamten.
-Nie bądź śmieszny - wtrącił - Ty chyba nie wiesz co oznaczają te słowa. Mało się przez ciebie wycierpiała?
Nie czekając na odpowiedź ze strony Wiktora pociągnął ją za sobą. Nie było dla nich zdziwieniem, że wyszedł za nimi.
-Łucja! - krzyczał za nią. Przebiegł cały parking, gdy w końcu dogonił ich koło samochodu.
-Wiktor, idź już - westchnęła, gdy ten zupełnie niespodziewanie złapał jej twarz w swoje dłonie i złożył na jej ustach tęskny pocałunek.
Mazur poczuł jak emocje w nim wzbierają. Nie mógł darować mu tego wszystkiego, co jej zrobił. Tych łez, które niejednokrotnie wylewała na jego koszulkę. Nie chciał, żeby znowu ją skrzywdził. Nie chciał, żeby znowu cierpiała.
Odruchowo odepchnął go od całkowicie zdezorientowanej kobiety.
-Jeszcze jeden taki numer - wykrztusił - I pożałujesz.
CZYTASZ
5 sezon moimi oczami / GLINIARZE
Fanfic5 sezon "Gliniarzy" widziany moimi oczami. Jak potoczą się dalsze losy bohaterów?