Rozdział 48

594 22 13
                                    

-Wiem - westchnął Olgierd - Ale to, że będziecie mnie teraz umoralniać nie sprawi, że ona tu wróci...

-Swoją drogą ten Oliwier to niezły dupek - pokręcił głową Roguz.

-Mało powiedziane - wtrąciła Nowak - Nie znam go, ale chyba nie chcę poznać.

-I co ja mam teraz zrobić...?

-Nie wiem...

-Stary, zostaw już ten telefon. Jak nie odbiera to nie odbiera - odparł mężczyzna.

-To co ja mam zrobić?! Boję się o nie. A co jeśli stała im się jakaś krzywda? Przecież one nie miały gdzie pójść...

-Olgierd... - zaczęła ciekawa - A wy...

-Nie wiem. Ja nic nie wiem... - odburknął, nie dając jej dokończyć pytania, bo dobrze wiedział jak będzie ono brzmieć.

Chciał udzielić twierdzącej odpowiedzi, ale zdawał sobie sprawę z tego, że swoim zachowaniem przekreślił to, co nawet nie zdążyło się jeszcze zacząć.

-Cholera! - wyrzucił po kolejnej nieudanej próbie dodzwonienia się do kobiety, rzucając telefonem na ławę.

W tych samych chwilach Łucja leżała bezczynnie na dużym łóżku. Po jej policzkach leciały łzy, które pomimo chęci powiedzenia "stop" nie chciały jej słuchać. Po jej głowie krążyło wiele obaw i znaków zapytania, na które nie znała odpowiedzi.

Co dalej?

Ostrożne wyciągnęła Marysię z nosidełka i położyła ją obok siebie.

-Co tam, malutka?

-Nie wiem, co dalej z nami będzie, ale wiem jedno. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, wiesz? Bardzo cię kocham.

-I razem damy radę, prawda? - odparła po dłużej chwili, na co dziewczynka wymachując nóżkami w powietrzu roześmiała się, sprawiając, że na twarzy kobiety momentalnie pojawił się szeroki uśmiech.

Popatrzyła na stolik przy łóżku, na którym zobaczyła wciąż wibrujący telefon. Na wyświetlaczu pojawiało się tylko jedno imię, a sygnały wiadomości nie ustawały, choć Wilk nie miała ochoty ich czytać. Wiedziała, że miał prawo być zły, ale jednocześnie czuła do niego okropny żal, który zabraniał jej przeciągnięcia zielonej słuchawki. Przecież on powinien być teraz tutaj, przy niej. A zamiast niego były łzy i jedna wielka niewiadoma...

Tymczasem Olgierd razem z Natalią i Kubą, którzy zdecydowali się wesprzeć przyjaciela w całej sytuacji w końcu dojechali pod właściwy blok. Mazur jak rażony piorunem wypadł z samochodu i z rysującą się na twarzy złością zaczął iść w stronę mieszkania. Ci, całkowicie zmieszani szli za mężczyzną, raz po raz spoglądając na siebie ze zdziwieniem.

Kiedy cała trójka weszła na właściwe piętro, Olgierd - zupełnie niespodziewanie - rzucił się z pięściami na drzwi, które tak dobrze pamiętał.

-Otwieraj!

-Co jest... - wybełkotał zaspany blondyn, otwierając zakluczone wejście. Nie zdążył nawet spojrzeć na nieproszonego gościa, bo ten siłą wdarł się do środka, a Nowak i Roguz bez zastanowienia ruszyli zaraz za nim.

-Olo, stój! Uspokój się!

-Łucja! - nawoływał.

Jednak bez odzewu.

-Łucja, gdzie jesteś?

-Nie ma tu żadnej Łucji - oznajmił Wiktor i przetarł swoje oczy. Ze  zdziwieniem popatrzył na bruneta, a to zdziwienie wcale nie wyglądało na udawane.

Po kilku chwilach, kiedy przeszedł już całe mieszkanie i przekonał się, że ten nie kłamie, chwycił go za podkoszulek i przycisnął do ściany.

-Gdzie jest Łucja i Marysia? - wycedził przez zęby.

-A skąd ja mam to wiedzieć? - odpowiedział.

-Już od ciebie uciekły? - dodał rozbawiony - Szybko. Niestety nie pomogę ci, bo nie wiem gdzie są, a tu - jak widzisz - ich nie ma.

-Posłuchaj - warknął - Jeżeli dowiem się, że masz cokolwiek wspólnego z ich zniknięciem to gorzko tego pożałujesz.

-Grozisz mi? - prychnął - Ja nic nie wiem. Ale teraz chyba sam przekonałeś się, jaka naprawdę jest Łucja. Pazerna na kasę su...

-Nie kończ - rozkazał.

-Suka - uzupełnił.

Nagle Olgierd bez żadnych skrupułów uderzył Wiktora w twarz tak, że tamten upadł na podłogę. Będąc w szoku zamilnął.

-Jeszcze raz ją obrazisz - zaczął - I inaczej porozmawiamy.

-Olo - wtrącił Roguz - Zostaw go. Przecież widzisz, że ich tu nie ma.

-A potem będziesz miał tylko masę problemów - stwierdziła Nowak.

-Wychodzę - oznajmił Mazur - Ale tylko spróbuj skłamać. Nie daruję ci.

(...)

Dochodziła północ.

Zrezygnowany Olgierd usiadł na ławce. Po odwiezieniu przyjaciół i obdzwonieniu wszystkich szpitali czuł jedynie bezradność i żal do samego siebie. Cała złość na nią powoli mijała, a w jej miejsce pojawiało się zmartwienie. Wiedział, że powinien ją wspierać, a w tej całej sytuacji to ona była skrzywdzona.

Wyciągnął telefon i jeszcze raz wykręcił numer. Ostatnia nadzieja umarła w chwili, gdy zamiast jej głosu usłyszał dźwięk poczty głosowej.

Do: Łucja
Łucja, proszę porozmawiajmy. Przepraszam. Zachowałem się jak skończony dupek...



5 sezon moimi oczami / GLINIARZE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz