Wciąż widzę twe oczy
Wciąż widzę twe dłonie
Twe oczy, twe dłonie
Na innym peronie
Mam przed oczami płaszczyk wrzosowy
Szminkę czerwoną, szaliczek fuksjowy
*huk, zgrzyt, odgłosy silnika
marzenie ucieka i znika*
To rusza właśnie lokomotywa
A nas w sobie ciągle ubywa, ubywa
Nie było już miejsc w przedziale, wagonie
Kochanie, czemuś ty na innym peronie
Tak myśląc siedzę w pociągu pospiesznym
Daleko mi do tych uczuć bezpiecznych
Gotuje się we mnie, gotowym wyskoczyć
Lecz nie mogę bo muszę do celu wciąż dążyć
I choćbym tęsknił sam nie wiem jak mocno
Zakończyć musimy współpracę owocną
Było nam miło, to już stracone i zapomniane
Te wieczory wspólnie przegadane
Te dyskusje wygrane, przegrane
Ta mądrość i polot i piękne oczy
Boże nic mnie tak nie zauroczy!
Jakże ja mogłem, jak ja zbłądziłem
Nie wierzę że to wszystko tak łatwo puściłem
Ale nie wszystko stracone, mam przecież szansę
Odmienie swój los, na końcowej stacji czeka samochód
Wsiądę do niego, do marzeń progów
Zadudni osiem cylindrów ze snu zbudzonych
Rozedrze mgłę para świateł rozognionych
Pomknę w twą stronę, do Białężyna
Tam z mą rodziną żegna się dziewczyna
Zabiera skarby jej przepisane
Nie wszystko stracone, nie wszystko oddane
Ja jeszcze ten skarb największy dostanę
Już mi niewiele drogi zostało, zmienić muszę kurs na Owińska
Tam szukać będę dziewczyny! Od Pragi do Mińska
Nie ma drugiej tak pięknej, tak mądrej, tak idealnej
Tak wrednej, tak śmiesznej, tak niebanalnej
To się nazywa chyba tęsknota, zapomniałem!
Ona ma kota, z kotem siedzi i go przytula
Nie może jej uspokoić nawet matula
Och jak ja mogłem tak strasznie zgrzeszyć
Swoim ideałom zdawałem się przeczyć
Już dojeżdżam do Potasz, więc proszę się pokaż
I widzę jak siedzi na skraju drogi
Płacze
Tęskni
Za mną?
To widok tak błogi!
Już nie będę ranić, już będę pokorny!
I czy to rolls royce czy wózek rolny
Wsiadamy do auta, wrzucona jedynka
Ruszamy powoli, i ta piękna blondynka
Tak pieszczotliwie zwie swoje auto
Wiezie nas przed siebie, ku pięknym widokom
A każdy ten widok zapada w jej oko
A ja widzę tylko jej oczy, przecudnej urody
I nagle znowu staje się młody,
I łączy nasze usta pocałunek namiętny
Jak mogłem być dla niej tak obojętny
Lecz pod jej uściskiem giną wyrzuty
Nie chcę być jak kiedyś zasnuty
Teraz w ekstazie się jakby znajduje
Ona to samo chyba już czuje
Rozkładamy więc kocyk w srebrnym cieniu
Wyciągamy jedzenie, termos w skupieniu
I patrzymy na zachód słońca
Tak, ta historia dobiega końca
Lecz morał jej ważny i proszę was wielce
Niech nie rządzi sam rozum, lecz razem z nim
Serce
CZYTASZ
Poezje Wybrane
PuisiMoje wiersze, pisane w chwilach odetchnienia między ciągłym pędem i walką z pomówieniami.