03 | Flawia Miakisz

1.6K 209 52
                                    

Flawia Miakisz nie pamiętała, kiedy stała się prawdziwą nastolatką. Moment, w którym przed każdą kolejną cyfrą mogła stawiać jedynkę nie był tym, co sprawiło, że jej skrupulatnie zbierane lalki zostały oddane młodszym dzieciom, a ich miejsce zajęły płyty Cher, plakaty, kosmetyki i jedna, jedyna, amerykańska kurtka dżinsowa.

Teraz miała piętnaście lat, od tygodnia była uczennicą ósmej klasy i czuła się zagubiona.

Być może to obowiązki związane z jej wiekiem po ludzku ją przygniatały. A może po prostu tęskniła za dzieciństwem.

Jej szkoła znajdowała się w sąsiedztwie liceum, do którego uczęszczał Maksym. Sama nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. Z jednej strony Maksym kontrolował ją na każdym kroku, z drugiej natomiast był dla niej wielkim wsparciem.

Tym bardziej, że Flawia Miakisz mogłaby opisać siebie w jednym słowie: „kłopoty”. Daleko jej było do grzecznych dziewcząt recytujących rosyjskie wiersze. Wolała zlizywać kolejne warstwy truskawkowego błyszczyku z ust i po kryjomu oglądać zdjęcia z amerykańskiego Time'a. Dodatkowo ubierała na lekcje farbowane koszulki, a na przygotowaniu do życia w rodzinie zasypywała zażenowaną nauczycielkę anatomii pytaniami o prezerwatywy, które zobaczyła w paczce z Ameryki.

Szkoła była dla niej czymś, co układało jej życie do pojedynczych, nudnych szufladek. Na szczęście zawsze mogła napisać na tychże szufladkach, oczywiście cyrylicą: „фабрика идиотов” (tłum. fabryka idiotów).

Bycie przeciwko wszystkiemu weszło jej w krew. Chciała spędzać całe dnie na słuchaniu muzyki, żuciu gumy „Donald” i próbach zdobycia papierosów.

Szkoła ją nudziła. Nudziły ją zajęcia z gimnastyki (więc przestała na nie chodzić i zamiast tego przesiadywała godzinę lekcyjną w szkolnej, zadymionej toalecie w poszukiwaniu niedopałków), historia (na której dorysowywała kolejne wagoniki do długiego na całą szerokość ławki pociągu) i język rosyjski (czuła się jakby była do czegoś zmuszana, a ona chciała pozostać niezależną jednostką).

Jednak gdy tydzień temu wpadła (oczywiście spóźniona) na apel z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, po prostu oniemiała. Nie wiedziała, czy należy śmiać się czy płakać. Nad dyrektorem szkoły wisiał, jakby nigdy nic, napis: „Służymy socjalistycznej ojczyźnie”. Zaraz pod sloganem, za plecami chwiejnego emocjonalnie dyra jakiś wyrośnięty ósmoklasista próbował dopisać słowo „nie” na początku zdania. Flawia z rozbawieniem patrzyła, jak profesor od przysposobienia obronnego ściąga go ze sceny.

Może jednak ta szkoła potrafiła ją zaskoczyć?

— Zaczyna się nieźle. — Usłyszała czyjś głos.

Obok niej stała dziewczyna w podartych na kolanach dżinsach z Pewexu i w białej koszuli przewiązanej w pasie cienkim sznurkiem.

— Jesteś hipiską? — zapytała Flawia, przyglądając się dziewczynie.

Była szczupła i dużo wyższa od drobnej panny Miakisz. Długie włosy na pograniczu rudości i miodu miała splecione w dwa warkocze.

— Byłabym, gdyby były lata sześćdziesiąte i mieszkałabym w Ameryce — wyjaśniła nastolatka. — Tutaj jestem zwykłym, nieposłusznym dzieciakiem.

— To tak samo jak ja.

Prawie-hipiska obrzuciła Flawię oceniającym spojrzeniem.

— Nie wyglądasz.

Blondynka poczuła, jak rumieni się aż po czubki uszu ozdobionych rzędem lśniących kolczyków. Wiedziała, że posłuchanie Maksyma pod względem ubioru nie było dobrym wyjściem. Wyglądała okropnie w swojej sztywnej, białej koszuli i czarnej, plisowanej spódniczce.

Goździk ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz