13 | Maryna Banaszczyk

715 115 21
                                    

Maryna Banaszczyk miała słabość do naprawdę niewielu rzeczy. Potrafiła odmówić papierosów, gardziła narkotykami, nie szalała na zakupach (a właściwie nie szalałaby, gdyby istniała taka możliwość) ani nie patrzyła maślanym wzrokiem na każdego chłopca przypominającego Johna Travoltę z „Grease”. Jednak dwóch rzeczy nie potrafiła sobie odmówić: alkoholu i myślenia o Romeo.

To nie tak, że była zakochana. Zresztą zakochanie to tak ogromne słowo, że zdaniem Maryny zasługiwało na pisownię wielką literą. Zatem Maryna Banaszczyk nie była Zakochana. Jakże by mogła, skoro znała Romea tylko z tego, że mieszkał na tym samym osiedlu co ona, odwiedzał te same imprezy, pił mniej od niej, miał gen superbohatera i awersję do słowa „erekcja”?

Romeo po prostu wydawał się inny. Miał swoje kręcone, czarne włosy, eleganckie kamizelki i brudne pokoje w mieszkaniu; miał książki na podłodze i miły uśmiech. I był moralny. Jakże słodko brzmiało słowo „moralność” w PRL-u, kiedy na koncertach Perfect zdanie „Chciałbym być sobą” wciąż było zmieniane na „Chciałbym bić ZOMO”!

Świat Maryny zawsze opierał się na fundamentach, które wymagały obalenia i postawienia nowych. Tylko co się stanie, kiedy to, na czym opierała całą siebie zniknie? Nie chciała o tym myśleć, ale była zbyt wnikliwa i ciekawa świata, by tego nie robić.

Pewnie Romeo Gmaj też myślał o świecie jaki znał, leżąc poobijany w łóżku. Pewnie też słuchał Perfect, Jacka Kaczmarskiego i Lady Pank na kasetach, kiedy okna w całym mieszkaniu były zamknięte.

Maryna chciała być przy nim, otworzyć okna w jego dusznym pokoju i wpuścić listopadowe, mroźne powietrze. Chciała spojrzeć w jego zapuchnięte oczy, przesunąć opuszkami palców po rozbitej brwi i zapewnić go, że w przyszłym świecie milicja naprawdę będzie szukała sprawców prawdziwych tragedii, a nie walczyła z opozycją. Że świat będzie wolny nawet dla kogoś takiego, jak Romeo Gmaj czy Maryna Banaszczyk.

Dziewczyna drgnęła na samą myśl dotknięcia Romea.

— Jest po prostu przystojny. A ty najzwyczajniej w świecie nie jesteś przystosowana do jego uroku. To wszystko. Powinnaś się uspokoić — strofowała samą siebie, chodząc nerwowo po pokoju.

Rodziców Maryny nie było w domu (jak zwykle), a młodsza siostra wyszła na noc do przyjaciółki. Była całkiem sama ze swoimi nieznośnymi myślami.

„Tylko zaniosę mu zupę. Pewnie kiepsko się czuje, a ja jestem jedynie zmartwiona jego stanem. Nie, nie zmartwiona. Zaniepokojona”, mówiła w myślach, przelewając jarzynową zupę pozostałą z obiadu do plastikowego pudełka.

Założyła elegancki, krótki płaszcz, różową, wełnianą czapkę i granatowy, prawie czarny szal, jednak ostatecznie postanowiła zrezygnować z czapki, a do uszu przyczepiła wielkie, koliste kolczyki na klipsy. Spięła włosy opaską pokrytą elastyczną tkaniną, spryskała się perfumami mamy i wyszła z mieszkania.

Była już na ulicy, gdy przypomniała sobie o zupie, którą zostawiła w przedpokoju. Spojrzała z rezygnacją na szare, zachmurzone niebo. Bała się, że nie zdąży znaleźć się w mieszkaniu Romea przed deszczem, więc jedynie ruszyła przed siebie, ignorując śmiejący się w jej głowie głosik.

Cała droga pod jego blok była wypełniona wątpliwościami. Bo kim ona była, żeby odwiedzać go w jego mieszkaniu, kiedy on był słaby, poobijany i przeraźliwie samotny?

Ale z drugiej strony, gdy widziała w głowie ten ból na jego pięknej twarzy, kiedy nawet przewrócenie się na drugi bok go przerastało, tylko przyspieszała kroku.

Gdy stała już przed drzwiami jego mieszkania, poczuła duszący niepokój. Oczywiście, spotkanie z Romeem nie było sprawą życia i śmierci, a niewyjście na idiotkę nie było czymś wiodącym prym w jej istnieniu, ale jednak wolała pozostać osobą obdarzoną przez niego szacunkiem (lub chociaż jego ułamkiem, biorąc pod uwagę pamiętne wymiotowanie za śmietnik).

Goździk ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz