04 | Maryna Banaszczyk

1.6K 179 84
                                    

Marynę Banaszczyk otaczali wyłącznie piękni ludzie. Sama nie wiedziała jak do tego doszło. Chyba zaczęło się od Leonii Aleksiewicz, która wyglądała dokładnie tak, jak wskazywało na to jej imię. Była dzika, piękna i nieokiełznana jak ogień. Natomiast Maryna zdecydowanie bardziej przypominała wodę z jej wrażliwością, zasadniczym spokojem i rzadkimi, aczkolwiek gwałtownymi wybuchami złości.

Maryna czasami myślała, że przy Leonii nie była wystarczająco dobra, a bycie niewystarczająco dobrą już od dzieciństwa jawiło się jej jako wielka porażka. Nie potrafiła określić źródła swojej niekontrolowanej frustracji spowodowanej każdym, nawet najmniejszym potknięciem. Może po prostu była nazbyt ambitna.

W końcu w bliskiej przyszłości miała zamiar wyjechać na studia nad samo morze, a do tego potrzebowała środków. Chciała po liceum pracować jako nauczycielka rosyjskiego dla klas podstawowych, a potem wylecieć niczym ptak z gniazda. Marzyła jej się bryza na policzkach, piach pod stopami i słona woda na skórze. Nauka w takich warunkach musiała być prawdziwą przyjemnością.

Dlatego też Maryna Banaszczyk postanowiła, że od września zacznie powoli i skrupulatnie zrywać kontakty z rówieśnikami, by z Warszawy wyjechać jako osoba nieposiadająca żadnych obowiązków ani obietnic względem innych.

Trwał pierwszy tydzień szkoły, a ona już miała z tym problem.

Wszystko zaczęło się od tego cholernego chłopaka z równoległej klasy, który miał imię jak pierdolona postać z tragedii Szekspira i Maryna, jako przykładna uczennica, nie umiała tego przeoczyć. Do tego był wszędzie i to dosłownie wszędzie. Na korytarzu, przy sali, w której miała mieć lekcje, w kolejce do sklepu i na osiedlu, na którym mieszkała. Nie była w stanie uwierzyć, że kiedykolwiek mogła nie zauważać tej jego czarnej, kręconej czupryny, karykaturalnie eleganckich strojów i twarzy jak z magazynu. I to nie polskiego, a prawdziwego, zagranicznego czasopisma.

Nie zamieniła z nim wielu słów, ale mimo wszystko chciała jak najszybciej wykasować pamięć o nim. Już bardziej ciepło myślała o Maksymie Szewczuku, a wiadomo było, że o nim nie można myśleć ciepło. Co najwyżej „neutralnie”. W końcu był zajęty; dokładnie tak zajęty jak toalety w pociągach. I dokładnie tak jak one niedostępny dla zwykłego śmiertelnika, którym z całą pewnością była Maryna.

Kiedyś, jeszcze zanim pojawiła się Nastia z jej bystrością i talentem, Maryna widziała siebie w silnych ramionach Maksyma Szewczuka. Oczywiście były to tylko marzenia, sny na jawie i, szczerze mówiąc, najzwyklejsze nastoletnie wymysły, ale Maryna myślała, że mogła być wtedy zakochana ten pierwszy raz.

Pierwsze zakochania są ważne, bo determinują następne. To, czy zostałaś odrzucona, zaakceptowana czy zignorowana może w przyszłości rzutować na to, jak będziesz traktowała mężczyzn.

A Maryna Banaszczyk traktowała mężczyzn tak, jak Maksym Szewczuk potraktował ją. Lekceważyła ich.

I choć Romeo tego nie wiedział, został przez nią skreślony grubą, czerwoną linią już na starcie. Dokładnie w momencie, kiedy okazał się chłopakiem, a tym samym przedstawicielem płci przeciwnej do Maryny.

Siedziała na lekcji i słuchała, jak Hanna Armenik kolejny raz męczyła ten sam rosyjski wiersz:

„ не знает наперёд,
Кого и с кем судьба сведёт:
Кто будет друг,кто будет враг,
А кто знакомый,просто так [...]”

(tłum. „Nikt z góry nie wie
Kogo z kim los przyniesie
Kto będzie przyjacielem, kto wrogiem
A kto po prostu znajomym [...]”)

Goździk ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz