Dom Fryderyki Laskowskiej wyglądał zupełnie normalnie.
Przedpokój był tak malutki, że nie zmieściłyby się tam dwie osoby i tak kanciasty, że każdy gość czuł się jak zamknięty w drewnianym klocku. Na ścianach wisiała pomarańczowa boazeria, a niemal całą powierzchnię pomieszczenia zajmowała szafa wnękowa wypełniona po brzegi niepotrzebnymi butami, poplamionymi obrusami i świątecznymi ozdobami.
Na podłodze w pokoju dziennym swoje miejsce zajmował świeżo wytrzepany dywan w tureckie wzorki, a pod ścianą dumnie stał połyskujący kredens z odświętnymi naczyniami mrugającymi zza szyby. Na pomarańczowych ścianach wisiały wielkie obrazy i lniane makatki, natomiast w oknach powiewały kolorowe firanki. Jednak najważniejszym punktem domu był „Rubin” nazywany pieszczotliwie „Rubinkiem”. Stał na drewnianym podwyższeniu, a na jego wierzchu spoczywała biała serwetka, zasłaniająca górny kawałek ekranu, i wielki storczyk w doniczce.
Fryderyka jednak najbardziej ze wszystkiego lubiła pokój rodziców. W wielkich szafkach, obok starego czajnika, puszki po kawie i klaserów ze znaczkami leżały zakurzone książki. I właśnie w jednej z tamtych szafek stojących niedaleko rozkładanej „amerykanki” Fryderyka pierwszy raz zobaczyła nazwisko Johanna Wolfganga von Goethego. Pamiętała doskonale zapach kolejnych kartek „Cierpień młodego Wertera” (wilgoć, kurz i dawno niedotykany papier) i pamiętała uczucie mrowiących z niepokoju palców.
Od tamtego czasu jej hasłem stał się cytat z ulubionej książki: „Porobiłem rozmaite znajomości, towarzystwa jednak nie znalazłem do tej pory”.
Była samotniczką. Spędzała czas na czytaniu, pisaniu, potajemnej nauce języka niemieckiego i tłumaczeniu rozmaitych tekstów z polskiego na niemiecki i na odwrót. Na lekcjach pisała swoje krótkie myśli na okładkach zeszytów, a potem umierała ze wstydu, kiedy zapominała ich zetrzeć przed sprawdzaniem brulionów.
To nie tak, że nikt jej nie lubił; ona po prostu wolała towarzystwo Goethego, ciepłego koca i przyjmnie gorących butelek z wodą pod stopami.
I być może właśnie to sprawiało, że mogła być szczęśliwa.
Fryderyka Laskowska nie była piękna. Prawdopodobnie nie była nawet ładna, choć jej rodzice uparcie wmawiali jej, że jest inaczej. Miała żydowskie pochodzenie, a w jego wyniku — żydowską urodę. Długie do połowy pleców, gęste, kręcone, czarne włosy nosiła rozpuszczone. Otaczały one w swoim nieujarzmieniu jej pulchną, lekko opaloną buzię ponaznaczaną prawie czarnymi piegami i czerwonymi rumieńcami na policzkach. Oczy miała podłużne i czarne jak węgielki, natomiast rzęsy — krótkie i proste. Jej twarz wieńczyły łuki grubych, gęstych brwi, które nadawały jej surowy, prawie męski wygląd. A w dodatku nie mogła się pochwalić talią i szczupłymi nogami; właściwie całą swoją figurę mogła opisać jako koło. Jedynie obfite piersi, którymi raz po raz zachwycały się jej kuzynki i starsze siostry kazały jej sądzić, że być może nie była taka całkiem beznadziejna.
Wiedziała, że nigdy nikt się w niej nie zakocha, ale nie spędzało jej to snu z powiek ani nie męczyło za dnia. Właściwie Fryderyka była szczęśliwa jako panna, ze swoimi książkami i ciszą przerywaną rozmowami rodziców i szumem telewizora. Lubiła swój spokój i swoją stałość. Sama nie podejrzewała, żeby miała kiedykolwiek się w kimś zakochać. Każdy chłopiec w okolicy wydawał się infantylny, pochłonięty wieczną zabawą i alkoholem, a ona mogłaby zamknąć się na zawsze w domu i trwać w nim do śmierci, uśmiechając się pod nosem.
Czasami myślała, że Werter wziął od niej całą miłość, pewność co do jej piękna oraz potrzebę kochania i bycia kochaną.
Oczywiście Fryderyka Laskowska miała uczucia, a jakże! Kochała rodziców, którzy byli dla niej wsparciem oraz nieskończonym źródłem czułości i mądrości życiowej. Kochała też swoje trzy starsze siostry, które przyjeżdżały do domu na Święta ze swoimi chłopakami, narzeczonymi i mężami, a zamiast z nimi spędzały czas z najmłodszą kobietą w rodzinie. Kochała też Goethego za jego geniusz i Berlin, w którym nigdy nie była. Kochała pisanie i czytanie i wiele różnych rzeczy, tak drobnych, że stały się dla niej jedynie malutkimi radościami. Jednak tak, Fryderyka kochała, choć nigdy nie trzymała za rękę żadnego mężczyzny innego od jej ojca.
CZYTASZ
Goździk ✓
Novela JuvenilChcieli wtykać goździki w lufy karabinów. ❝ Żyjemy w świecie atomowych gigantów i moralnych dzieci. O wojnie wiemy więcej niż o pokoju, o zabijaniu więcej niż o życiu ❞ - Omar Bradley Praca bierze udział w konkursie literackim „Splątane Nici" organ...