16 | Fryderyka Laskowska

694 93 30
                                    

Nastała połowa grudnia, a Fryderyka Laskowska wciąż nie wiedziała, czy lubiła Dorę.

Dora była jak obcy akcent w ukochanych słowach; jednocześnie urocza i irytująca. A do tego była piękna jak czarnobiały film romantyczny z akcją rozgrywającą się w Paryżu. Urodziwa, urocza przyjaciółka to prawdziwe utrapienie. A gdy owa przyjaciółka posiada hebanowe włosy i najcudowniejsze wcięcie w talii na świecie, utrapienie wydaje się podwójne.

Dora Omkowicz sprawiała, że Fryderyka chciała zniknąć, by nie czuć się niewidzialną. I jakkolwiek absurdalnie to brzmiało, tak właśnie czuła; wolała nie pokazywać się w towarzystwie Dory, niż pokazywać się i zostać zignorowaną.

Ciężko było zwracać uwagę na Fryderykę, gdy Dora olśniewała uśmiechem, pod którego urokiem niemal omdlewali mężczyźni w każdym wieku.

Jednak nawet gdyby Fryderyka unikała Dory (a robiła to przez kilka tygodni), Dora zdecydowanie nie unikała Fryderyki. Stała przy jej boku i poświęcała jej całą swoją uwagę; niejednokrotnie zapraszała na wspólne wyjścia, wpraszała się na nocowania i próbowała ciągać na imprezy.

I nawet Fryderyce Laskowskiej, najbardziej sceptycznej osobie w tamtym warszawskim liceum, nie udało się oprzeć urokowi Dory.

Tamtego grudniowego dnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku, Dora i wyciągnięta przez nią Fryderyka siedziały w kawiarni.

Był piątek, na zewnątrz robiło się coraz zimniej, a nieliczne latarnie powoli zaczęły spowijać Warszawę ciepłym, bladym światłem.

Fryderyka uważała wieczorne przesiadywanie w kawiarni za całkiem miłe i niemal wyciągnięte z jej ulubionych książek, więc tylko udawała upór względem Dory, by ta nie poczuła się za pewnie. W końcu krytyczna względem wszystkiego dziewczyna, nie mogła zostać obłaskawiona zwykłym, wieczornym wyjściem.

Na ogródku kawiarnianym, pod parasolami przypominającymi zwisające smętnie główki tulipanów, już od dawna nikt nie przesiadywał. Metalowe krzesła i okrągłe stoliki pokrył lód i śnieg, a na wysokich oknach przyozdobionych białymi firankami pojawił się szron.

To właśnie ta kawiarnia, może ze względu na miejsce w centrum Warszawy, a może ze względu na dobre oświetlenie i ogrzewanie w zimie, stała się miejscem spotkań warszawskiej młodzieży.

Nie była to dobra informacja dla z reguły zamkniętej w sobie Fryderyki. Zdecydowanie bardziej wolałaby malutką, niszową kawiarenkę z odlatującym tynkiem i skrzypiącymi framugami okien.

Ale z drugiej strony, całkiem lubiła ciepłe, pomarańczowe światło mrugające zza białych firanek, cichą muzykę, a nawet konkretność i pozorną oschłość kelnerek.

Pozwoliła więc poprowadzić się do środka. Od razu uderzyło w nią ciepłe powietrze, słodki zapach ciast i starości, a dodatkowo niemal zupełny brak młodzieży, który zawiódł Dorę i bardzo uradował Fryderykę.

Więc Laskowska, już w lepszym humorze, tradycyjnie zamówiła wuzetkę i herbatę, a Dora zdecydowała się na ciastko ponczowe i kawę.

Starsza pani w za dużym żakiecie przyniosła zamówione dania, patrząc spode łba na Dorę, która śmiała się chyba odrobinę zbyt radośnie jak na ponury, wczesny wieczór w grudniu.

Na malutkim stoliku, oprócz talerzyków z ciastkami i szklanek z napojami, zmieścił się jeszcze smukły wazonik ze sztucznymi kwiatami. Za godzinę stoliki miały zostać usunięte na bok, by zrobić miejsce udającym się na potańcówkę. Dora miała ochotę potańczyć, ale Fryderyka kategorycznie odmawiała zabawy, powoli skubiąc wuzetkę i uważając, aby nie poparzyć dłoni o gorącą szklankę.

Goździk ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz