2. Chyba wolę różane perfumy od cytrusowych.

344 15 36
                                    

Właśnie trwają występy, a my, zamiast słuchać, mamy "gorące tematy", jak to mówi Beth, do omówienia.
- Złapią cię.
- Jeśli dobrze się przebiorę, to może nie. Nikt mnie nie powstrzyma.
Ashley, rozsądniejsza część naszej trójki i ta, która często musi nas uspokajać, właśnie wzdycha i przewraca oczami co chwila. Okazało się, że Martinus wstawił na relacje na Instagrama zdjęcie, na którym leży bardzo blisko jakiejś dziewczyny na kanapie. Nie mogło się obejść bez reakcji.
- Beth, posłuchaj. Ta dziewczyna mogła przecież przerobić to zdjęcie.
- Nie sądzę. Wygląda bardzo realistycznie. Nie przekonasz mnie. Znajdę ją, pójdę i wygarnę tej szmacie co myślę na ten temat.
- Beth, język!
- A może zapytasz się go dzisiaj? Nie będzie miał wyjścia nie odpowiedzieć. - postanowiłam włączyć się do dyskusji.
Po chwili namysłu Beth energicznie kiwa głową. Wygląda w tym momencie jak dziecko, którego ktoś spytałby się, czy chce nową zabawkę.
Dopiero słowa pani Cartwight oderwały nas od naszej jakże poważnej rozmowy.
- A teraz wystąpią przed wami bliźniacy, Marcus i Martinus, którzy...
Gdyby nie moja kochana przyjaciółka, w tym momencie krzycząca mi prosto do ucha, może usłyszałabym, co mówili dalej. No cóż.
Zaczęła grać muzyka i po chwili rozległy się pierwsze słowa piosenki:
"Well here we go again, another perfect ten
Sometimes we gotta let it out...

***

- A to była nasza pierwsza piosenka w języku angielskim - "Girls"!
Rozległy się głośne oklaski. Wszyscy dookoła, w tym Beth, krzyczeli prosząc o bis.
Gdy zeszli ze sceny i wreszcie zrobiło się ciszej, pani Cartwight mogła przemówić:
- A więc czas na przerwę, po której zostaną ogłoszone wyniki. W tym czasie zapraszamy wszystkich piosenkarzy i piosenkarki, jak również gości na przekąski!

Rozejrzałam się w poszukiwaniu moich przyjaciółek, ale nigdzie ich nie było. Pomyślałam, że może poszły do toalety, więc postanowiłam na nie poczekać przy przekąskach. Po zjedzeniu dwóch babeczek zachciało mi się czegoś do picia. Nalałam sobie soku pomarańczowego i już miałam odejść od stolika, ale ktoś na mnie wpadł. Możecie się domyślić, co się w konsekwencji stało - potknęłam się, a kubek z napojem wypadł mi z rąk prosto na moją sukienkę. Nie ma to jak pachnieć pomarańczami.
- Przepraszam! Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
- Wszystko ok, ale chyba wolę różane perfumy od cytrusowych. - próbowałam zażartować, bo nie chciałam, żeby czuł się winny. Chyba podziałało, bo się zaśmiał, po czym podał mi rękę. Podniosłam się i spojrzałam na jego twarz. Dopiero teraz skojarzyłam, że rozmawiam właśnie z którymś z bliźniaków Gunnarsen - idoli Beth. Tylko nie wiedziałam którym.
- Przepraszam za to zamieszanie. Jestem Martinus.
- Maddie. I nie masz za co przepraszać. Mogłam bardziej uważać. Nic się nie stało.
- Przecież widzę. Twoja sukienka jest cała w pomarańczowych plamach. Może pójdziemy do łazienki po jakiś papier?
- Jasne.
Patrzyłam na jego twarz. Był bardzo przystojny. Nie dziwię się Beth. Jego włosy, lekko roztrzepane, z rozjaśnionymi końcówkami, wyglądały fenomenalnie. Do tego jeszcze piękna czarna skórzana kurtka.
- Coś nie tak?
Jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. No tak, gapiłam się na niego "jak kobieta na diecie w kawałek ciastka". To musiało wyglądać dziwnie. Muszę z tym skończyć. I to jak najszybciej.
- T- tak. Przepraszam. Zamyśliłam się.
- Myślę, że raczej podziwiałaś moją doskonałość, ale nazywaj to jak chcesz..
Poczułam, jak pieką mnie policzki. Czy on właśnie to powiedział?!
- Wcale nie! Nie podziwiałam, tylko.. opisywałam ją sobie w myślach!
Po tych słowach dosłownie wybuchnął śmiechem. Świetnie. Zrobiłam z siebie idiotkę w ciągu zaledwie pięciu minut. Ktoś wie, gdzie mogę się zapisać na zawody z ośmieszania siebie na czas przed znanymi osobami?

Moje przyjaciółki postanowiły zająć miejsce na widowni w tych zawodach.
- Tu jesteś Maddie!
- Zaraz, Martinus?!
- Macie bardzo zabawną przyjaciółkę.
Nie wiem, czy to widać po mojej twarzy, ale w myślach zabijałam się już trzeci raz. Ashley i Beth, oczywiście razem z Martinusem, śmiały się z mojej osoby, a ja stałam jak kołek i dalej obmyślałam plan samobójstwa. Po chwili chyba poczuły, że pachnę pomarańczami i zauważyły, że sukienka jest poplamiona sokiem.
- Co ci się stało, Mad?
- Niech Martinus wam powie. W końcu to jego sprawka.
- Nie rozumiem twojego zdenerwowania Maddie. A poza tym, sama powiedziałaś, że to ty na mnie wpadłaś z sokiem i żebym nie przepraszał - rozłożył ręce w geście niewinności.
- Ale zmieniłam zdanie.
- Dobra, dosyć tego gadania, pójdziemy do mnie, przebierzesz się szybko i wrócimy. - jak mówiłam, Ashley zawsze stara się jakoś opanować sytuacje.
- Zdążymy? Bo to jakieś 20 minut drogi pieszo, a niedługo ogłoszą wyniki. - wtrąca się Beth.
- Mój, to znaczy nasz, bo Marcusa też, kierowca może nas podwieźć.
- Świetnie! - Ashley i Beth się zgadzają.
- Zaraz, to ty jedziesz z nami?
- Oczywiście, Mad. To co, idziemy?
Nie mam nawet czasu się sprzeciwić, bo Beth ciągnie mnie za rękę i podążamy za Martinusem.
Wsiadamy do czarnego busa. Brzmi to trochę creepy, ale chyba się nie martwię. O dziwo.
Ashley usiadła z przodu, żeby pokazać którędy mamy jechać, a ja, Martinus i Beth jesteśmy z tyłu. Z prawej strony siedzi moja przyjaciółka, a po lewej Martinus. Chłopak udaje, że ma za mało miejsca, co nie jest prawdą, bo bus jest duży, a on nie jest aż taki szeroki. Specjalnie siada bardzo blisko mnie, co tak mnie krępuje, że z chęcią otworzyłabym drzwi i wyrzuciłabym go z pojazdu. Nie podejmuję jednak takiego działania, bo z przodu siedzi kierowca a za nami jeszcze ochroniarz. Wolę nie ryzykować. Beth to chyba widzi, bo kiedy odwracam się w jej stronę posyła mi oczko, co oznacza, że trzyma kciuki za coś więcej. Do listy "kogo wyrzucę z czarnego busa" dopisuję rówież ją.

***

Jesteśmy już na miejscu. Wysiadamy, to znaczy ja dosłownie wyskakuje z pojazdu/więzienia. Wchodzimy do domu w milczeniu. Ja i Ashley idziemy na górę do jej pokoju wybrać rzeczy do przebrania, Beth idzie do salonu na dole, a Martinus, sama nie wiem. Mniejsza.
Po przeskanowaniu szafy Ashley biorę trochę za dużą bluzkę przed kolana z napisem "honey" i czarne dżinsy. Nie chciałam znowu sukienki, a poza tym, nie musi być aż tak elegancko, prawda? Idę do łazienki, zdejmuję sukienkę i ubieram suche ubrania. Odwracam się, a przed drzwiami, których najwyraźniej nieogarnięta ja nie zamknęła, stoi z głupkowatym uśmieszkiem Martinus.
- Hej, nie czerwień się aż tak, bo zaraz wykipisz.
- Czy ty mnie podglądałeś?!
- Spokojnie, ni..
- Jak mam być spokojna?!
- Nie wiedziałem, że tu jesteś.
- To się puka!
- Przepraszam... Ale nie martw się, miałem bardzo ładny widok...
- Nie no, nie wierzę...
Naszą przemiłą konwersację przerywa Beth, która woła nas już na dół.

To się porobiło...

Jakoś nie miałam zbytnio weny do tego rozdziału i na początku trudno mi się go pisało, ale chyba się udało.
Piszcie jak wam się podoba i gwiazdkujcie, bo to serio motywuje.

Do napisania!

Only One Time | Marcus&Martinus [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz