33. Ciemność, której pragnęłam zalała moje oczy.

158 11 46
                                    

Beth

Wyszłam z apteki z dziwnym spokojem, jak na siedemnastoletnią dziewczynę, która może być w ciąży. Wiedziałam, że to bardzo niedobry moment. Marcus kończył trasę, rozwijał karierę, oboje się uczyliśmy. Chcąc dla niego jak najlepiej, nie będę mu mówić  dopóki nic nie jest pewne. Kluczowe jest słowo może, więc tak, jak poradziła mi aptekarka, miałam powtórzyć test. Starałam się zachować spokój, ale to, co zobaczyłam mi w tym nie pomogło.

Znowu wynik pozytywny.

Jack

- Czas na kolejny krok.
- Co zamierzasz? - zapytała Jennifer.
- Zobaczysz.
- Nie powiesz mi? Myślałam, że działamy razem.
- Nie tym razem. Chcę to zrobić sam.
- Nie wiesz co tracisz. - rzuciła i poszła.

Kiedy byłem już sam, zadzwoniłem do dziennikarza gazety Trofors.
- Spotkanie aktualne? - zapytałem.
- Godzina 19:00, tam, gdzie chciałeś.
- Dobrze, do zobaczenia.

***

- Dobrze, więc jakie ciekawe informacje masz mi do przekazania?
- Wiem, że zajmuje się pan sławnymi osobami. Mam coś związanego z córką burmistrza i dziewczyną Martinusa Gunnarsena. Jest pan zainteresowany?
- Ile za to chcesz?
- Nie zależy mi na kasie. Chcę rozgłosu.
- W takim razie do rzeczy.
Podałem mu zdjęcie Maddie, trzymającą w rękach żyletkę. Ciężko było to zdobyć, tym razem były stuprocentowo prawdziwe.
- Więc? Bierze to pan?
- Nie jestem pewnien, czy jesto to stosow...
- Wyobrazi sobie pan, ile mógłby zarobić.
Mężczyzna chwilę nic nie mówił, po czym podał mi rękę i powiedział:
- Dobrze, umowa stoi.
- Cieszę się.

Jennifer

Jak mógł mnie tak zostawić? To ja miałam zniszczyć Maddie. Nie on. Jeszcze mu pokażę, że mogłam mu się przydać. Nawet mam już świetny pomysł.
Napisałam do osoby prowadzącej konto z anonimowymi newsami na fejsie z naszego miasta. Wysłałam do niej relację z łazienki. Martinus nie zrobił ze mną sesji... Teraz dostanie się też Maddie. W końcu w związku  gdy jedna osoba ma problem, to druga też, czyż nie?

NASTĘPNEGO DNIA

Martinus

Dzisiaj czekał nas ostatni koncert z mini trasy. Holandia.
- Już za kilkanaście godzin będziemy z powrotem w domu. - powiedział Marcus, kiedy wychodziliśmy z busa do hotelu.
- Wreszcie będę mógł przytulić Maddie.
- A ja Beth. Mam nadzieję, że kiedy wrócimy, wszystko będzie dobrze.
- Ja też.

- Chłopaki, idziemy na próbę! - krzyknął nasz tata, który wszędzie z nami jeździł.
- Zróbmy to dla nich.


Maddie

Siedziałam na wannie w łazience. Przede mną było lustro. Odbijała się w nim dziewczyna, która w niecałe dwa tygodnie stała się najgorszą wersją siebie.
Spojrzałam na moje uda. Tak jak za czasów Jacka w wakacje przed pierwszą klasą liceum, to na nich było najwięcej kresek. Było też Kilka, prawie niewidocznych na nadgarstkach...
Wtedy kolejny raz coś silniejszego ode mnie postanowiło wziąć górę. Tym razem na brzuchu, miejscu, którego najbardziej nienawidzę. Znowu poczułam chwilową ulgę.

***

Dziesięć minut przed ósmą weszłam do szkoły. Beth nadal nie było, bo jeszcze nie wyzdrowiała. Ashley też, ale to z powodu konkursu z angielskiego w innej szkole.
Kiedy szłam przez korytarz dużo osób zwracało na mnie uwagę bardziej niż zwykle. Dziewczyny patrzyły z pogardą, a chłopaki z dziwnymi uśmieszkami typowymi dla Mathew zanim poznał Olę.
Otworzyłam drzwi do klasy.
- Dla mnie też może zrobiłabyś taki pokaz? - krzyknął jeden z grupki Mathew, na co on powiedział:
- Zamknij się.
Podszedł do mnie.
- Wiesz, co jest grane?
- Ja nie, ale Jennifer pewnie tak.

Postanowiłam ją znaleźć, co nie było trudne.
- Co zrobiłaś? - pytam, na co jej przyjaciółeczki wybuchają śmiechem.
- Pamiętasz może tą imprezę, na której Martinus oblał cię sokiem i poszłaś się przebrać do łazienki, a drzwi...
- Nie... Nie zrobiłaś tego.
- Dlaczego miałabym nie?
Nie odpowiedziałam jej. Poszłam szybko do szatni. Nie chciałam myśleć, co inni teraz o mnie uważają. Rodziców nie było w domu, więc postanowiłam iść tam. Dopiero sprawdziłam telefon.  Ludzie ze szkoły zaczęli już nawet komentować na instagramie, ale nie czytałam ich dokładnie. Miałam dość.

Nagle przyszedł mi SMS od Jacka: Nie chciałaś po dobroci, a więc bardzo proszę. Okazało się, że nie tylko moje prawie nagie ciało krążyło po internecie, ale też ja z żyletką. "Problemy córki burmistrza. Czy to przez jej chłopaka?" - głosił nagłówek.


Pożałowałam, że poszłam na tą imprezę. Ten jeden, głupi raz, kiedy się zgodziłam. To, co teraz się działo, mogło wcale nie nastąpić. Jennifer nie byłaby dla mnie jeszcze wredniejsza niż zazwyczaj, Jack nie wróciłby, żeby mnie szantażować. Moje życie byłoby stabilne. A teraz? Jak miałabym się pokazać w szkole? Czy gdziekolwiek? Nie da się tego cofnąć. Nie da się o tym zapomnieć. Chyba, że... skończyć to na zawsze.
W przeszłości wiele razy o tym myślałam, ale nigdy nie miałam na to odwagi. Teraz jest inaczej. Właściwie, to gdybym zniknęła, nic by się nie stało. Mama i tata są silni, Beth ma Marcusa, a Ashley Paula, Martinus... znajdzie sobie kogoś lepszego. Poradziliby sobie beze mnie. A ja, nie musiałabym już znosić niczego, w tym znienawidzonej siebie.
Wystarczy jeden ruch dłonią, która zaciska mojego metalowego przyjaciela. Jedynego, który mnie w pełni rozumie.
Przycisnęłam żyletkę do skóry. Zobaczyłam pierwszą kroplę krwi... i kolejną... i kolejną...
W ostatniej chwili świadomości wzięłam telefon i napisałam krótką wiadomość do Martinusa.
Wtedy upuściłam przedmiot i ciemność, której pragnęłam zalała moje oczy.

***

Martinus

- I make you a believer
We can call it love
Baby when you feel like this
When I feel like this
Does it make you believe in love? - skończyliśmy śpiewać ostatnie wersy piosenki.
Zeszliśmy na backstage, żeby się szybko przebrać, napić wody i wrócić z powrotem. W tym czasie na scenie prowadzący zajmował się publicznością.

Podczas gdy Marcus jeszcze się ubierał, zdążyłem jeszcze sprawdzić telefon. Przez chwilę ucieszyłem się, bo Maddie do mnie napisała, a ostatnio była na mnie zła, ale treść wiadomości... "Przepraszam, zawsze będę cię kochać."
Zamarłem. Czy ona... Nie... Zrobiła to. Musiałem powstrzymywać się od łez. Muszę komuś powiedzieć. Szybko. Zadzwoniłem do mamy Maddie i wyjaśniłem jej. Działałem jak w jakimś amoku. Znalazłem tatę, który mówił coś o tym, że powinienem być na scenie, ale go  nie słuchałem.
- Jadę na lotnisko.
Rzuciłem, po czym zbiegłem ze schodów sceny. Tata chyba coś krzyczał, właściwie to nie rozróżniałem już czy to on, czy może tłum fanów stojących przy wyjściu. Jestem najgorszym idolem i chłopakiem...
Otworzyłem drzwi naszego busa i wsiadłem do środka.
- Na lotnisko. - powiedziałem do kierowcy.



Jedyne, co chcę powiedzieć to:
1. Nie zabijajcie mnie.
2. Nie zabijajcie mnie.
3. Nie zabijajcie mnie.  

Do napisania!

Only One Time | Marcus&Martinus [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz