28. No!

334 32 4
                                    

Pov. Rye
Obudziłem się równo z Andy'm i razem poszliśmy do kuchni na śniadanie.
Zjedliśmy i postanowiliśmy iść z Bisciut'em na spacer.
- Andy nie wiem dlaczego tak się śpieszę ale chciałbym już nasz ślub
- No prawda. Przyszłość, ale nie tak daleka jak myślisz Rye. Może za rok lub dwa. Też bym chciał już jak najszybciej, ale myślę że przygotowywanie zajęło by nam strasznie dużo czasu i nawet jakbyśmy zaczęli dziś to byśmy nie skończyli do końca roku
- Fakt. Jeszcze trasy I pisanie piosenek, nagrywanie coverów. Dużo roboty z zespołem.
- Więc jak wrócimy do domu to wszystko obgadamy I porozmawiamy z chłopakami
- A ja już wiem kto będzie świadkiem. Mikey
- A świadkowa?
- Hailey albo Ginger ( dziewczyna/ narzeczona czy żona Blair'a idk)
- Nawet dwie mamy.
- No widzisz - zaśmiałem się
Rozmawialiśmy o naszej przyszłości I planach na ślub który się odbędzie za rok albo dwa lata jak planujemy. Śmialiśmy się wspominając nasze pierwsze trasy i koncerty kiedy jeszcze nie było Jack'a w zespole i kiedy Blair zatwierdził że przyłącza Jack'a do zespołu. Nasze szczęście było nie do opisania. Zaszliśmy tak daleko z pomocą roadies i Blair'a nawet nie myśleliśmy, że się kiedyś może to skończyć. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planami. Tak się zamyśliłem, że nawet nie poczułem jak smycz wyślizguje mi się z ręki a Biscuit ucieka w głąb lasu biegnąc za wiewiórką.
- Biscuit! Wracaj!
- O kuźwa. Mikey nas zabije, bo Biscuit to jego największa miłość- powiedział zmartwiony Fovvs
- Nie mów tak, na pewno go znajdziemy
- Miejmy nadzieję, że tak jak kiedyś gdy biegał po łące smycz zaczepi mu się o wystającą gałąź i daleko nie ucieknie.
Szukaliśmy go dość długo bo nawet Brook dzwonił gdzie jesteśmy. Powiedziałem mu, że na spacerze z Bisciut'em pomijając fakt, że szukamy go właśnie w lesie I blondyn pewnie się zastanawiał skąd tak głośny szelest liści który trochę zakłócał nam rozmowę. Tak...normalni ludzie nie wychodzą na spacer z psem do lasu, a już na pewno nie do takiego który jest tak wielki jak ten w którym teraz szukamy naszego psa.
- Andy! Tam jest! - rzucił mi się w oczy Biscuit który siedział grzecznie przy drzewie
- Chyba mu się bieganie znudziło- zaśmiał się Andy
- No i postanowił poczekać na nas właśnie tu- wziąłem smycz i ruszyliśmy do domu.
Andy szedł trochę szybciej gdy był na pasach Biscuit zaczął szczkeać i warczeć, Andy zdziwiony się odwrócił I patrzył na psa.
W pewnym momencie zauważyłem ogromną ciężarówkę z prędkością chyba sto na godzinę która nie zdążając zachamować jedzie w kierunku Andy'ego.
- Andy! Nie!
- Rye!
Nie zdążył ciężarówka zahamowała dopiero za pasami potrącając Andy'ego...
- Andy. Nie! Andy nie opuszczaj mnie! Nieeee! - krzyczałem i płakałem trzymając Andy'ego w moich objęciach. Był ledwo przytomny i płakał.
- R-rye nie mogę się r-ruszyć - mówił cicho bezwładny cały poobijany. Ciężko oddychał
- Andy... - płakałem jeszcze bardziej
- J-ja nie chce u-miera-ać - powiedział drżącym głosem
- Nie umrzesz. Pamiętaj masz jeden powód. Mnie
Jeden z przechodniów zadzwonił po karetkę. Zjawiła się już po kilku minutach. Wybłagałem żeby jechać razem z Andy'm.
Cały czas trzymałem go za rękę i powtarzałem że wszystko będzie dobrze.
Chociaż tak naprawdę nie wiedziałem co się stanie...

Przepraszam...
Nie bijcie.
Może dodam wieczorem już ostatni rozdział
Kocham Was 😘

One Reason | RANDY | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz