XIV

1K 94 9
                                    

- Już idziesz do domu? - zaczepił mnie Maciek.

- A co cię to obchodzi? - odparłam.

- Możemy pogadać? - nie miałam na to najmniejszej ochoty, ale nie wiedzieć czemu się zgodziłam. Może to sumienie chciało mi wyczyścić czarną listę wrogów? Chwilowo są na niej Jasmina no i właśnie Maciek.

- OK, ale streszczaj się. - odpowiedziałam beznamiętnie. Co prawda po tym jak stwierdził, że nic nie wiem o koniach, nawet nie sprawdzając swoich informacji, nie rozmawialiśmy. Nie był dla mnie nie miły, po prostu mnie unikał, tak jak ja jego.

- Chciałbym cię przeprosić... - no wreszcie - nie powinienem cię oceniać.

- To prawda.

- Możemy się pogodzić? - prychnnęłam.

- Nie wiem.

- Ej, wiedz, że jesteś pierwszą osobą od paru dobrych lat, którą przeprosiłem. Weź to uszanuj.

- O matko, jaki mnie zaszczyt spotkał!

Po chwili wywróciłam oczami i powiedziałam:

- Okej... Zgoda. - westchnęłam.

- Świetnie. Jakbyś czegoś potrzebowała to możesz zapytać.

- Dzięki, ale myślę że prędzej ty będziesz potrzebował mojej pomocy. - uśmiechnęłam się złośliwie.

- Zobaczymy. Cześć.

Uśmiechnęłam się i wyszłam ze stajni.

*

- Marta, możemy pogadać? - właśnie rozwiązywałam pomarańczowe sznurówki moich wrotek. Dzisiaj znowu pojeździłyśmy i muszę powiedzieć, że idzie mi coraz lepiej.

- Jasne, tylko zdejmę rolki.

Gdy obie zdjęłyśmy buty na kołach niosące śmierć i zagładę, usiadłyśmy przy stoliczku w kawiarence należącej do rolkowiska. Zamówiłyśmy koktajle owocowe. Dobra, czas powiedzieć Marcie o przyjaźni z Niną.

Zrozumie.

Tak, na pewno zrozumie.

Zaufaj jej.

Trzy.

Dwa.

Jeden.

- Więc tak, pamiętasz tą dziewczynę z którą mam zdjęcie z Halloween.

- Jasne, jak mogłabym zapomnieć. Nieźle mnie wkurzyło. Ta cała blondyna... Mam wrażenie, że chce mi ciebie zabrać.

Zamurowało mnie. I co ja mam teraz zrobić? Jak Marta tak myśli o Ninie to nie mogę jej powiedzieć, że się przyjaźnimy, bo się załamie... I stracę ją.

- A co chciałaś mi powiedzieć? Kontynuuj. - Blondynce zadzwonił telefon. -Przepraszam, to mama, muszę lecieć.

I dziewczyna odeszła. A ja zostałam sama ze świadomością, że mogę zniszczyć naszą długą przyjaźń.

*

Gdy Dragon był już wyczyszczony założyłam mu na grzbiet pad do jazdy na oklep w meksykańskie wzory. Kupiłam go nie dawno. Razem z trenerką stwierdziłyśmy, że będzie to bardzo dobre rozwiązanie by odciążyć plecy konia. Ciężar mojego ciała będzie się lepiej rozkładał, a z kolei pad jest dużo lżejszy od siodła, więc nie będzie dodawał kilogramów na grzbiet wałacha.

Na szyję założyłam sznurek cordro, a na nogi ochraniacze. Zauważyłam, że u jednego urywa się rzepa. Będę musiała niedługo kupić nowe... Dobrze się składa bo i tak w weekend miałam jechać z Niną do sklepu jeździeckiego.

Na koniec założyłam na jego grzbiet błękitną derkę.

Zaprowadziłam Dragona na krytą ujeżdżalnię, gdzie w okresie zimowym i przy złej, lub nieodpowiadającej pogodzie prowadzone są treningi. Czekała tam na mnie pani Paulina zawinięta w różową derkę, prawdopodobnie swojej klaczy. No cóż, prowadzenie jazd w temperaturze  -10°C nie należy zapewne do najmilszych rzeczy.

Przez jakiś czas stępowałam, a po chwili zdjęłam Dragonowi derkę i rzuciłam na ławkę. Wałach zrobił parę nerwowych kroków ale szybko się uspokoił.

Trening nie należał do najlepszych, ale zawsze mogło być gorzej. Dragon miał dzisiaj widocznie za dużo energii i strasznie się napędzał, a przeszkody skakał z dużym zapasem. Jutro będzie lepiej, przynajmniej mam taką nadzieję.

Po jeździe wzięłam Dragona na lonże, żeby pozbył się nadmiaru energii. Potem odprowadziłam go do stajni, wyczyściłam i dałam żarełko.

- Do jutra, mały.

Hejka, długo nie pojawiały się rozdziały, za co przepraszam, ale rozumiecie - ferie, brak zasięgu i te sprawy. Teraz postaram się, żeby rozdziały pojawiały się częściej.

Do następnego!

DragonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz