Niezaprzeczalną zaletą sterylnie czystej sypialni jest to, że po ciemku można się zabić wyłącznie o własne nogi.
Tak właśnie zrobiła Gloria. Z tym że przeżyła.
Wymond bardziej przejął się upadkiem swojej dziewczyny niż ona sama, więc trzy razy musiała zapewnić go, że nic jej nie jest.
– Wyglądam na Jamesa? Gdyby coś się stało, powiedziałabym ci od razu.
– A co się stało Jamesowi?
Naprawdę nie chciała rozmawiać o kuzynie, gdy siedziała na łóżku w blasku księżyca, a Wymond klęczał przed nią, trzymając jej dłonie w swoich.
Wykorzystała najlepszy sposób do uniknięcia odpowiedzi.
Usta Wymonda były miękkie i delikatne. Czuła dotyk szkła na policzku. Nie chciała go brudzić, więc wysunęła dłonie spomiędzy palców Wymonda i zdjęła okulary.
Wstała, a Blance nieruchomo czekał, aż odłoży je na biurko i wróci.
Uklękła przed nim, znów stając się niższa.
Kiedy dotknęła twarzy chłopaka, pochylił się w dotyku, rozchylając usta, pytając.
Nigdy nie zrobiłby czegoś, czego nie chciała.
Oddychali płytko, jakby bojąc się, rozproszyć ciszę.
Gdy ich usta znów się złączyły, Wymond położył dłoń między łopatkami Glorii. Mimo grubego swetra, czuła, jak kreśli kciukiem kółka wzdłuż kręgosłupa.
Zamykała oczy z przyjemności i otwierała, by móc podziwiać srebrne światło na ciemnej skórze Wymonda. Dopiero gdy zniknęło, uświadomiła sobie, że Devir kuli się ze strachu sam w swojej mrocznej sypialni.
– Muszę iść – mruknęła w usta Wymonda.
Rozumiał. Wszystko rozumiał albo starał się zrozumieć i to w nim uwielbiała.
– Co się stało Jamesowi? – Nie odpuszczał.
– Dostał ataku paniki albo czegoś zbliżonego.
– Tak, ale dlaczego?
– Boi się ciemności.
– Ale dlaczego?
Nikt nigdy, aż tak nie drążył.
Z jednej strony chciała, żeby rozumiał, z drugiej nie powinna mówić o problemach Devira.
Wymond widząc wahanie Glorii, kontynuował.
– Myślałem o tym, gdy szliśmy do ciebie. Mógł go napaść wampir w jakiejś opuszczonej uliczce albo mógł widzieć, jak cień z jego twarzą znika w ciemności, albo wiedźmy mogły przetrzymywać go w piwnicy, albo syrena mogła go wciągnąć do jeziora... Chociaż James pływa, więc syreny odpadają. Przynajmniej te rybohybrydowe.
Parsknęła śmiechem.
– Masz niesamowitą wyobraźnię.
– Wychowałem się w Gold Mount. Przecież to dla nas normalne.
Podkręciła głową.
– Po pierwsze wampiry nie mogą nikogo atakować. Po drugie nikt nie widział cienia od dziesięcioleci. Po trzecie wiedźmy nikogo nie porwały od tamtego Halloween.
– Dobrze, ale nie możesz powiedzieć, że takie rzeczy nigdy się u nas nie wydarzyły.
– Nie za życia Jamesa.
– Więc o co chodzi?
Wstała.
– Przykro mi, Wymond. Ufam ci, ale to nie znaczy, że mogę zdradzać cudze sekrety.

CZYTASZ
Czarny Jogurt
FantasyWiększość uczniów nie jest ludźmi i większość o tym nie wie. James wciąż musi kłamać, bo jeśli to wyjdzie na jaw, bójki zmienią się w magiczne pojedynki i nikt już nie będzie bezpieczny. Pomijając te drobne szczegóły, życie mija mu na sprzeczkach, r...