siniaki

846 121 543
                                    

Po śniadaniu współlokatorzy Edwina spali, więc wsunął się do pokoju po rzeczy i szybko stamtąd wyszedł. Kiedy wrócił spod prysznica, ich łóżka stały puste.

Rozważył ucieczkę do Jamesa, ale wiedział, że prędzej czy później dojdzie do konfrontacji. Wolał prędzej. Mniej strachu. Szybciej zrozumie, na czym stoi. Szybciej zdecyduje, co dalej.

Padł na łóżko w budach, licząc, że zaśnie po dotknięciu głową poduszki, ale kawa wciąż nie opuściła jego organizmu. W przeciwieństwie do kaca.

Przekręcił się na bok i podkulił nogi. Nie chciał znów biegać boso po korytarzu, więc zostawił tenisówki na stopach.

Ustalili z Jamesem oficjalną wersję wydarzeń, jednak Devir nie pomyślał o czymś dla współlokatorów Edwina. Może uznał prawdę za najlepsze wyjście.

Edwin szybko zdał sobie sprawę, że prawda pogrąży Wymonda, a może też Jamesa. W końcu ktoś musiał donieść, prawda? Winą nie mogła być ilość alkoholu. Nie, potrzebowali kozła ofiarnego.

Czekając zwinięty w kłębek, obmyślił wiele scenariuszy. W niektórych był bohaterem, w innych tchórzem. Nie pozwolił sobie na taki, gdzie współlokatorzy wchodzą do pokoju, rzucają się na łóżka i śpią dalej, zapominając o sprawie.

Drzwi z hukiem uderzyły w ścianę, przyprawiając Edwina o zawał serca.

- Zluzuj, Yo - usłyszał.

Yo nie zluzował.

- Kto to wrócił? Fajnie się kablowało?

Edwin zszedł z łóżka.

- Posłuchaj, Yo. - Wyciągnął ręce przed siebie. - Nic nikomu nie powiedziałem...

Uderzył plecami w szafkę. Nawet nie zauważył, kiedy Yo go popchnął. Stał i nagle klęczał, podparty na rękach, próbując złapać oddech.

- Ile razy sprałem dla ciebie tamtego kolesia?

Nie zastanawiał się, dlaczego Yo nagle zmienił temat.

- Trzy. - Nie podniósł głowy.

- Ile razy stanąłem w twojej obronie, gdy coś palnąłeś?

- Nie wiem.

- Właśnie. A teraz donosisz i kłamiesz. Bo co? Bo chciałem, żebyś wyluzował?

Nie mógł oddychać, nie mógł oddychać, nie mógł oddychać. I wtedy jedna myśl przecięła jego umysł i pociągnęła falę następnych.

Miał plan, w którym nie był ani bohaterem, ani tchórzem.

Złapał oddech.

- Ile razy sam mi przywaliłeś? - Podniósł głowę. - Ile razy ośmieszyłeś mnie przed kumplami? - Wstał. - Ile razy mi coś zabrałeś? - Oparł się o szafkę. - Ile razy mnie do czegoś zmusiłeś? Naprawdę myślałeś, że się nigdy nie odegram? Doniosłem. I co? Miałem powody.

Dostał w twarz. Upadł na łóżko.

- Przegiąłeś. - Yo wyszedł.

Edwin zaczął płakać.

♢♢♢

Kiedyś chował twarz za długimi włosami, ale Były Numer Dwa lubił je zbyt bardzo, a Joey wyglądał zbyt dobrze w pierwszym sezonie Przyjaciół.

Co prawda gniazdo na głowie Edwina w niczym nie przypominało fryzury aktora, ale pomogło mu zdecydować, jak wejść na stołówkę. Więc wszedł z wysoko uniesionym podbródkiem, rękami w kieszeniach i napiętym uśmiechem, kogoś, kto rozpaczliwie udaje, że wszystko gra, mimo przekrwionych oczu, czerwonej twarzy, i spuchniętego policzka.

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz