Mógł nie cierpieć matematyki, ale liczenie pieniędzy, które dzięki Jamesowi zarobił na keczupie, sprawiało mu dziwną przyjemność. Siedział otoczony monetami na środku sali artystycznej, gdy Plastyk wreszcie dotarł na umówione spotkanie.
Bez słowa, jedynie z głośnym westchnieniem, nauczyciel położył się na kolorowych kafelkach.
– Kobiety są złe, Edwin, pamiętaj.
– Zapamiętam – uśmiechnął się krzywo.
Mężczyzna z jękiem potarł oczy.
– Zapomniałem. Ty nie musisz pamiętać. – Przekręcił głowę w stronę ucznia. – Myślisz, że jestem gruby?
Dawno przywykł do powalającej spójności myśli swojego opiekuna.
– Puszysty.
Plastyk przykrył twarz dłonią.
– Rozumiem, dlaczego masz takie problemy ze współlokatorami.
– Szczerość to cnota.
– Ale nie twoja.
– Przyszedł mnie pan uczyć czy obrażać?
– Jedno i to samo. – Zamilkł na chwilę. – Widzę, że robisz z Jamesem interesy.
Zabił myśl, krzyczącą „On wie!". Profesor nie miał, skąd wiedzieć. Chyba że również współpracował z Devirem albo przymykał oko z czystej sympatii. W to ostatnie Edwin szczerze wątpił. W końcu każdy czegoś chce.
Nauczyciel usiadł i z powagą patrzył na podopiecznego, który jeszcze przez chwilę udawał zainteresowanie pieniędzmi.
– Edwin, James jest w tej szkole dwa lata dłużej niż ja...
– Domyśliłem się.
Rozmawiali o tym kiedyś. Jednych zapraszano do szkoły na programie stypendialnym, inni płacili. Wśród innych znajdowali się wszyscy Złoci Ludzie, których rodzice wysłali tutaj już do pierwszej klasy.
– Trochę go znam i martwią mnie okoliczności, w jakich się poznaliście.
– Skąd profesor wie, jakie to był okoliczności?
– Czyli w złych. Nie patrz tak na mnie. Nie manipulowałem tobą. Chciałem powiedzieć, że nie mogliście się poznać na moich zajęciach, bo wtedy nie wyglądasz na ofiarę losu.
– Więc zwykle wyglądam?
– Nie. Edwin, przestań być taki.
– Jaki?
Zacisnął usta, gdy nauczyciel posłał mu jedno ze swoich rozczarowanych spojrzeń. Działało lepiej niż jakikolwiek krzyk.
– Rozumiem, że to twoja reakcja obronna, ale ja cię nie atakuję. Chcę, żebyś rozumiał sytuację. Odkąd tu uczę, był James Devir i Gloria Rived. Najpierw ze Złotymi Ludźmi, ale James wstawił się za jakimś chłopcem. Dzieciak był słaby z wuefu, wiesz, jak to jest. Przez jakiś czas przyjaźnili się we trójkę, aż ten nękany, naprawdę nie pamiętam już imienia, wyprowadził się do Portugalii.
– I to był jedyny, którego do siebie dopuścili, a ja jestem jego następcą? – zakpił Edwin.
– Jasne, że nie. Po nim była jakaś dziewczynka, później kolejna, jakiś chłopak i znowu dziewczyna. Ta ostatnia tak się rozwinęła przy nich, że wszyscy liczyli na ślub. Nie mówię o lubych Glorii, bo tu ciężej o schemat, ale ci, których przygarniał James, zawsze mieli problemy. Z kadrą mamy podejrzenia, dlaczego potrzebuje kogoś chronić, ale są zbyt osobiste.
CZYTASZ
Czarny Jogurt
FantasyWiększość uczniów nie jest ludźmi i większość o tym nie wie. James wciąż musi kłamać, bo jeśli to wyjdzie na jaw, bójki zmienią się w magiczne pojedynki i nikt już nie będzie bezpieczny. Pomijając te drobne szczegóły, życie mija mu na sprzeczkach, r...