podróże

359 62 251
                                        

Przez lata Gloria zdążyła przywyknąć do przegrywania w pokera. Tym tylko się uśmiechnęła, oddała ostatnie ciastka Jamesowi, usiadła obok Edwina przy wezgłowiu łóżka i oparła głowę na jego ramieniu.

– Gram z tobą.

– Ok.

Kościsty obojczyk malarza wbijał jej się w czaszkę, więc po kilku próbach znalezienia wygodnej pozycji, usiadła między jego nogami i oparła głowę o równie kościsty, ale mniej wystający mostek. Nigdy nie przypuszczała, że będzie czuć się swobodnie w podobnej pozycji z cudzym chłopakiem. Nawet gdyby tym chłopakiem był James, bo dyskomfort Jamesa szybko stałby się jej dyskomfortem.

– Nie za wygodnie wam? – zapytał Devir, chociaż Wymond wyglądał, jakby miał to samo na końcu języka.

Gloria podniosła wzrok na brodę Edwina.

– Są zazdrośni?

– Są zazdrośni – potwierdził. – Też możecie tak usiąść, gdy Wymond przegra.

Nikt nie próbował bronić honoru Wymonda. Przynajmniej nie słownie, bo czyny obroniły go same. Wygrał.

Po skończonej grze, gdy do ciszy zostało niecałe pięć minut, James powiedział:

– Edwin, puść Glorię.

– Ale ona jest taka urocza. Możemy ją zatrzymać? Będziemy ćwiczyć bycie rodzicami.

Gloria parsknęła śmiechem i wstała, ale to nie zraziło Edwina. Kontynuował:

– Będziemy ją czesać i karmić, i pilnować, żeby odrobiła pracę domową, i mówić Wymondowi, że ma ją odprowadzić przed ósmą...

Z pobłażliwym uśmiechem na ustach Gloria oparła się o Wymonda. Żarty Edwina zawsze był warte kilku minut spóźnienia i może Wymond uważał tak samo, może ego go zabolało, bo odpowiedział:

– Odprowadzam ją, o której chcę.

– Uuu, zgrywamy niegrzecznego chłopca, Wymond? Na twoim miejscu bym się zastanowił. Jesteśmy jej niebezpiecznymi ojcami i nasi ludzie skopią ci tyłek, jeśli spóźnisz się minutę.

– Edwin... – zaczął James ostrzegawczym tonem.

– Widzisz? To było popierające Edwin. Na twoim miejscu zacząłbym się bać.

– Edwin – powtórzył James. – Idź spać. Jutro lecimy do Wiednia.

Lecieli do Wiednia, bo rodzice Jamesa albo uznali malarza za swoje drugie dziecko, albo za sposób na dotarcie do pierwszego. Zaczęło się od Xanthii, która kilka tygodni po pogrzebie Valarie zadzwoniła do plastyka, że chce rozmawiać z jego podopiecznym. Basile od razu zrozumiał, kogo ma na myśli i ściągnął Edwina do swojego pokoju, żeby wepchnąć mu słuchawkę do rąk.

– Dzień dobry? – przywitał się nieśmiało.

– Dzień dobry, Edwin. Lubisz balet, prawda?

– Widziałem tylko w telewizji, ale tak. Myślę, że lubię.

– Świetnie. James nie lubi, ale nie chcę, żeby znowu pomyślał, że go tobą zastępujemy albo że próbuję cię mu ukraść, więc powiedz mu, proszę, że przylecę po was w piątek. Moja ulubiona grupa baletowa tańczy wieczorem w Nowym Jorku. Rozumiesz.

– Powiedzmy.

– Świetnie. Zahaczymy o dom, żeby się przebrać i może nawet zdążymy zjeść przed pokazem.

Coś mu nie pasowało.

– Gdzie pani teraz jest?

– W Meksyku, ale bez obaw. Postaram się wylecieć kilka godzin wcześniej niż to konieczne.

Czarny JogurtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz