ostrzeżenia: spoilery do trzeciego sezonu Friends, po prostu pomińcie ten dialog.
✭
James nie potrafił się wybronić, gdy Edwin zasypał go lawiną pytań, skupiających się wokół: Dlaczego nie zabrałeś mnie do Słowenii? Bez protestów, jedynie z krótkim wahaniem, zgodził się wziąć malarza na następny pogrzeb. Co prawda Valarie chowali pod Waszyngtonem, ale liczył się fakt, że Edwin pozna całą rodzinę Jamesa.
Rodzina Jamesa go rozczarowała. Duża, wielokulturowa, ale mieszcząca się w granicach normy. Nikt nie próbował go złożyć w ofierze, nad czym akurat nie ubolewał (może trochę), ale też nikt nie próbował go zwerbować do sekty. Chyba że uznali, że James go werbuje. Co jeśli James naprawdę go werbuje? Zaśmiał się na tę myśl.
Jedyne zaskoczenie stanowił Marcus Nobilian. Z jakiegoś powodu – nie pamiętał jakiego, ale kojarzył, że to całkiem logiczny powód – wyobrażał go sobie jako pomarszczonego staruszka. Tymczasem wujek Marcus wyglądał bezwiekowo, na oko między dwadzieścia a pięćdziesiąt, i przypominał W. mimo kompletnie innego typu urody. Edwin nie wiedział, czy atrakcyjność to cecha rodzinna, ale nie wątpił w pokrewieństwo Nobilianów.
Właściwie czuł się całkiem swobodnie wśród Złotych Ludzi. Jedynie, gdy Devirowie zniknęli mu z pola widzenia, trochę spanikował. Jadł ciasto czekoladowe, rozmawiał z plastykiem, zerkał na Jamesa, tańczącego z Glorią, generalnie nic się nie działo. Nagle stanęła przed nim gastronomiczka i już chciał kłamać, że on tylko pilnuje tego talerza, gdy bez wstępu zaczęła zachwalać słodzony daktylami wypiek. Kiedy pierwszy szok minął, zauważył, że Jamesa nie ma. Poszedłby go szukać, ale trochę bał się, że przypadkiem znajdzie miejsce kultu. Dlatego został z nauczycielami, a kilka minut później James wrócił w towarzystwie rodziców i nie wyglądali już, jakby mieli się nawzajem pozabijać. Jeszcze nie wiedział, co to dla niego oznacza, więc przyjął rodzinne pojednanie z ulgą.
Pokłócili się dzień po śmierci Nejca. Wszyscy próbowali wrócić do zwykłego życia, więc James i Edwin sprzedawali frytki podczas obiadu, a Kaeden i Xanthia mieli zaraz lecieć do Waszyngtonu. Jak przystało na dobrych rodziców, najpierw przyszli się pożegnać.
Po wejściu do zatłoczonej stołówki Kaden stanął na jednym z krzeseł, przyciągając uwagę części uczniów, i rozejrzał się, żeby namierzyć syna. Zbyt zajęty nakładaniem frytek James tego nie zauważył. Edwin tylko nalewał keczup, więc zauważył i zdusił śmiech, widząc ojca swojego chłopaka w pozycji surykatki.
Państwo Devir sprawnie przepchnęli się przez tłum, zlekceważyli kolejkę i stanęli po drugiej stronie stołu, który pełnił funkcję stoiska. Kaeden bezceremonialnie wrzucił sobie frytkę do ust.
– Trzydzieści centów – poinformował James.
Rozbawiony Kaeden uniósł brwi.
– Pięćdziesiąt procent od sprzedaży, bo kupiłeś je za moje pieniądze.
– Kupiłem je za pieniądze, które zarobiłem z Edwinem. Trzydzieści centów.
– Stworzyliśmy potwora – Kaeden zwrócił się do Xanthii.
– Ty stworzyłeś – poprawiła męża.
By przypomnieć, że wciąż tu stoi, James powiedział:
– Czekam.
– Może jakaś zniżka po znajomości? Jakby nie patrzeć, jestem twoim ojcem.
– Ojca nie można być pewnym – rzucił Edwin.
– Robiłem testy. – Nie miał ochoty tłumaczyć dlaczego, bo w całą historię był zamieszany ich wybitnie utalentowany teleporter, któremu James zabił rybki, więc wyszłoby niezręcznie.
![](https://img.wattpad.com/cover/139111692-288-k944074.jpg)
CZYTASZ
Czarny Jogurt
FantasyWiększość uczniów nie jest ludźmi i większość o tym nie wie. James wciąż musi kłamać, bo jeśli to wyjdzie na jaw, bójki zmienią się w magiczne pojedynki i nikt już nie będzie bezpieczny. Pomijając te drobne szczegóły, życie mija mu na sprzeczkach, r...