Jak to jest, kiedy natłok myśli nie daje Ci spokoju? Gdy co chwilę inny obraz taranuje twój umysł, jak ciężki sprzęt walący się budynek? Tak właśnie teraz czuł się Barry. Milion myśli naraz w tempie zdecydowanie flashowym atakowało jego głowę i każda i tak kończyła się w jeden sposób.
Próbował sobie to wszystko jakoś poukładać, idąc przed siebie jedną z najdłuższych ulic Central City. Znowu zbierało się na deszcz, jednak Allen uznał, że to mu nie zepsuje planów. W końcu jakieś miał.
W mieście pojawiło się nowe zagrożenie. Niewidzialny Sprinter. Caitlyn i Cisco kombinowali jak go powstrzymać, jednak Flash wiedział, że naprawdę tym razem tak łatwo nie pójdzie. Oczywiście radził sobie już z wieloma i z nim też pewnie sobie poradzi, jednak meta-ludzie z każdym kolejnym robili się coraz silniejsi. Może czas poszukać jakichś sprzymierzeńców? Może Vibe i Killer Frost to za mało? Dobrze wiedział, że Snow nie lubiła swojego alter ego. Nie chciał go zresztą wykorzystywać. Nie chciał zmuszać przyjaciółki do stawania się kimś, kim być nie chciała. A Cisco? Był bardzo pomocny. Jego umysł i dar, którym dysponował były niezastąpione. Może kiedyś oboje będą musieli zastąpić jego – Flasha.
Co się z nim działo? Naprawdę zmierzał do wniosków, że się wypala? Central City przecież było jego miastem. Flash był jego bohaterem. On był nim. Co się więc działo? Odpowiedź była niezwykle prosta, dlaczego brunetowi coraz ciężej było wstawać z łóżka. W końcu się roztyje i nie będzie mógł się ruszyć. Ileż można było jeść tych czekoladek?
Uśmiechnął się gorzko do swoich myśli i zatrzymał. Spojrzał na kamienicę, przy której w tej chwili stał. Kamienne schody prowadziły do ładnych, dużych brązowych drzwi. Cegła je okalająca idealnie współgrała z ich odcieniem. Kamienica była cztero-piętrowa, a jego cel znajdował się na piętrze ostatnim. Uśmiechnął się lekko do siebie. Przeprowadzka to musiał być dobry pomysł. Chciał wierzyć w to, że to naprawdę początek czegoś nowego, dobrego. Czegoś, co pomoże stanąć mu na nogi. Tak, myślał w tym momencie o sobie. Chciał tego dla siebie. Być może łamał serce detektywa Westa, ale wiedział, że Joe w końcu zrozumie. I jeszcze przyjdzie na parapetówkę, którą Barry tu urządzi. Oczywiście najpierw musiał obejrzeć całe mieszkanie, ale po wstępnych zdjęciach widział, że mu się spodoba.
Zabrał dłoń z mosiężnego ogrodzenia i już miał wejść na pierwszy schodek, gdy usłyszał za sobą czyjś głos.
- Barry Allen?
Barry odwrócił się powoli w stronę dobiegających go słów. Znał skądś ten głos, był tego pewien. I gdy tylko zobaczył tę twarz już wiedział.
- James Riley? – Uśmiechnął się szeroko na widok dawno nie widzianego znajomego.
- Jimmy, wiesz jak nie znoszę tego Jamesa. – Szatyn również się uśmiechnął, podszedł bliżej do Allena i uściskał go za całych sił. A miał ich sporo, naprawdę.
- Wow, co za spotkanie. – Barry odwzajemnił uścisk, po czym odsunął się o krok, by przyjrzeć się mężczyźnie. Musiał przyznać, że porządnie wyrósł. Znali się z liceum. Wtedy był średniego wzrostu chłopakiem z nadwagą. Tylko Allen się z nim trzymał. Jimmy był jednak naprawdę inteligentnym facetem, a jak wiadomo – kujony trzymają się razem. A teraz proszę. Ponad 1,80 m, atletyczna budowa ciała, delikatny zarost i świetnie ułożone włosy. Do tego garnitur, skrojony na miarę. Wyglądał... perfekcyjnie.
- W rzeczy samej. Widzę, że niewiele się zmieniłeś, Barry – zażartował Riley.
- A Ty wręcz przeciwnie. Co robisz w Central City? Myślałem, że po liceum wyjechałeś.
- Tak było – przytaknął, kiwając lekko głową. – Wróciłem jednak, bo moja firma planuje otworzyć w CC swoją filię. A ja... szukam mieszkania do wynajęcia. Nie będę przecież cały czas nocował w hotelu. – Uśmiechnął się promiennie.
- Racja. Masz... swoją firmę. Świetnie. Czym się zajmuje?
- Wiesz... - Zrobił krok wprzód, stając bliżej Barry'ego. – Myślę, że powinniśmy umówić się na kawę i o wszystkim pogadać. Mamy sporo do nadrobienia. – Mrugnął.
- Jasne. Jutro? W Jitters? Pamiętasz, gdzie to?
- Pewnie. Będę o 16, pasuje?
Allen pokiwał głową, wciąż przyglądając się znajomemu. Musiał trochę oprzytomnieć. Jimmy wspomniał, że szuka mieszkania. Może w tej samej kamienicy?
- Szukasz mieszkania tutaj? – zapytał Flash.
- Tu? Nie, nie. Wyskoczyłem po pączka. – Wskazał dłonią pączkarnię na rogu dwóch krzyżujących się ulic. – Szukam jakiegoś loftu. Tutaj to chyba trochę za mało, jak na mnie. – Ponownie mrugnął. – Lecę, Barry. Do zobaczenia jutro. – Klepnął bruneta w ramię i wyminął go. Nie odszedł jednak daleko, bo tuż obok zaparkowany był luksusowy Aston Martin. Jimmy wskoczył do niego, zatrąbił i odjechał.
Barry odruchowo uniósł jedną dłoń, jakby machał mu na pożegnanie. Rany... Nie spodziewał się takiego spotkania. Tyle lat minęło. Jakim cudem na siebie wpadli? Niesamowite. Niemalże zapomniał, po co w ogóle tutaj przyszedł. Dopiero widok kamienicy uświadomił mu cel wycieczki na Scarlett Road. Uśmiechnął się do siebie na myśl o jutrzejszym spotkaniu, gdy pokonywał kolejne schody być może swojego nowego domu.
CZYTASZ
Treat you better
FanfictionColdFlash. Kolejna, trzecia już seria o Barrym. Nie wiem, dlaczego, ale akurat ten bohater przypadł mi do gustu w dłuższych historiach. Mam nadzieję, że i Wam się spodoba. Wszystko dzieje się pięć miesięcy po wydarzeniach z "It's just a game". Ba...