Siłownia STAR Labs świeciła pustkami. Nic dziwnego. Dochodziła godzina 19, ciężko się o tej porze już komukolwiek pracowało, a tym bardziej nie chciało się nikomu ćwiczyć. Co prawda zespół Flasha nie raz już siedział w pracy po godzinach, ale mimo wszystko. Im później tym procesy myślowe zwalniały. Ludzie byli zmęczeni. Tym bardziej po ostatnich miesiącach, w których superbohater naprawdę ostro wziął się za pracę angażując w to, chcąc nie chcąc, cały zespół. Może i mieli do czynienia obecnie z silnym meta-człowiekiem, ale każdy ma swoje granice. Nawet przyjaciele Barry'ego musieli kiedyś odpoczywać. On również, jednak w przypadku Allena nigdy nie było to takie proste, jakie mogło się wydawać. Zwłaszcza obecnie, kiedy wciąż mieszkał z detektywem Westem, a wspomniał mu przecież o przeprowadzce. Swoją drogą dziwił się, że Joe sam jeszcze nie wystawił jego rzeczy za drzwi. Oczywiście wiedział, że mężczyzna nie jest złośliwy, nic z tych rzeczy, ale na pewno decyzja Barry'ego zaskoczyła go na tyle i to dość nieprzyjemnie, że Flash nie miałby mu za złe podobnego zachowania. Jak do tej pory jednak nic podobnego się nie stało, więc mógł wrócić do jeszcze swojego domu. Nie chciał jednak tego robić, a przynajmniej nie o tej porze. Potrzebował zresztą przemyśleć kilka kwestii, a gdzie się najlepiej myślało? Poza toaletą chyba tylko na siłowni. Podczas wysiłku fizycznego można było wyrzucić z siebie wiele negatywnych emocji. Głównie tych negatywnych, bo kto chciałby pozbywać się tych pozytywnych? A czy miał jakieś takie? Owszem. Ot choćby spotkanie z Jimmym.
Wymierzył cios w uwieszony u sufitu worek treningowy.
Nigdy nie spodziewałby się, że jeszcze zobaczy kiedyś Jamesa Riley'a. Minęły przysłowiowe wieki, od kiedy widzieli się po raz ostatni. Ileż się w tym czasie zmieniło... Barry został Flashem, ale tego oczywiście Jimmy nie wiedział. Został technikiem policyjnym. O tym może i stary znajomy wiedział. A on? Dumny biznesmen. No i jak się zmienił! Wyglądał co najmniej jak osławiony Christian Grey. Albo i nawet lepiej. Chociaż oczywiście bez tej całej otoczki dotyczącej BDSM. Tak, myśli Barry'ego ani na moment nie zeszły w tamte rejony.
Kolejny cios. I jeszcze jeden.
Nie, wcale nie zeszły.
Kilka ciosów posypało się na nieszczęsny worek, jakby co najmniej był w tym momencie znienawidzonym przez Allena meta-człowiekiem.
Zmusił swoje myśli do zmiany toru. Przeprowadzka. To było zdecydowanie bezpieczniejsze. Bardzo podobała mu się kamienica, którą oglądał, a mieszkanie w niej było po prostu idealne. Na poddaszu, przytulne i miało swoje prywatne wyjście na niewielki taras zrobiony przez poprzedniego właściciela na dachu budynku. To znaczy tarasik był tam od zawsze, ale to, co zrobił z niego wcześniejszy lokator, sprawiało, że Barry przez moment zaniemówił. Mała oaza spokoju z piękną roślinnością. Podobno na wiosnę, kiedy wszystko rozkwitało, było tutaj bajecznie. Allen poczuł się urzeczony. Chciał właśnie czegoś takiego dla siebie. Potrzebował takiego azylu.
Do rąk doszły nogi i po chwili worek oberwał mocnego kopniaka z prawej.
Spotkanie w Jitters. 16. Następny dzień. I jego myśli ponownie dotarły do Jimmy'ego. Zastanawiał się o czym będą rozmawiać, co sobie opowiedzą. Riley z pewnością miał się czym pochwalić. Świetnie prosperująca firma, może rodzina? Pewnie miał żonę i dwójkę rozkosznych maluchów. Tak właśnie sobie go wyobraził Barry. A on co? Czym miał się pochwalić? Pracą w policji. To chyba jedyne, czym mógł. Przecież nie powie mu, że jest Flashem, superbohaterem uganiającym się za złoczyńcami. A rodzina? Nie miał jej, bo czy można założyć rodzinę z kimś, kto nawet cię nie chce?
Cios. Kolejny. Trzeci.
Nie można. Po prostu się nie da. Jeżeli ktoś cię nie chce, to po prostu cię nie chce. Nie potrzebuje cię w swoim życiu. Przychodzi, kiedy się mu podoba, weźmie, co chce i zostawi, bo tak mu wygodniej.
Ciosy w worek treningowy zaczęły sypać się jak asy z rękawa.
Wygodniej, bo jest wygodny i nie chce zobowiązań. Na co mu to? To tylko problemy. I odpowiedzialność. Właśnie, odpowiedzialność! A on nie chce przecież jej ponosić. Nigdy nie chciał. Bo...
Ciosy.
Wcale...
Kolejne ciosy.
Mu na Tobie...
Mnóstwo ciosów na sekundę.
Nie zależy!
Worek treningowy z impetem poleciał w stronę najbliższej ściany wyrywając z sufitu metalowy hak, na którym był zawieszony. Barry oddychał ciężko, szybko, patrząc na to co zrobił. Miał ochotę jeszcze bardziej zmaltretować sprzęt, ale w ostateczności zrezygnował. Podparł dłonie o kolana, pochylając się na moment i łapiąc głębsze oddechy. Miał dość.
CZYTASZ
Treat you better
FanfictionColdFlash. Kolejna, trzecia już seria o Barrym. Nie wiem, dlaczego, ale akurat ten bohater przypadł mi do gustu w dłuższych historiach. Mam nadzieję, że i Wam się spodoba. Wszystko dzieje się pięć miesięcy po wydarzeniach z "It's just a game". Ba...