8.

164 18 0
                                    

Alarm w banku „Future" rozdzwonił się cicho, ku zaskoczeniu personelu obsługującego klientów. Ochroniarze patrzeli po sobie zdezorientowani, przerzucając się pytaniami „kto go uruchomił?". Żadna z pracownic placówki nie potwierdziła swojego w tym udziału. Kilku mężczyzna również tam pracujących nie miało pojęcia, co się działo. Dyrektor tegoż oddziału bankowego wyszedł na salę, zwabiony sygnałami z niej płynącymi. Wszystko jednak wyglądało całkiem normalnie. Być może to awaria systemu? Na wszelki wypadek jednak nakazał ewakuację klientów „Future Banku". Doskonale wiedział, że policja niedługo będzie na miejscu. Tylko co im powie? Co się działo tak naprawdę?

Młody mężczyzna, w doskonale skrojonym granatowym garniturze, podszedł do dyrektora i pochylił się w jego stronę.

- Steven, sprawdźmy sejf. Może coś się tam dzieje – zasugerował, na co szef placówki przytaknął skinieniem głowy. Machnął ręką na dwóch ochroniarzy i nakazał im iść za nim. W oddali słychać było już syreny policyjne.

- Ron, zostań tu. – Zatrzymał swojego zastępcę, który również zamierzał pójść razem z nimi. – Wyjaśnij policji, że mamy prawdopodobnie jakąś awarię. I pogoń informatyków, niech to sprawdzą. Nie chcę takich numerów więcej – mruknął. Odwrócił się w stronę strażników i nim we trójkę postąpili kilka kroków dalej zatrzymał ich Flash.

- Co się dzieje? – zapytał nieco zmienionym głosem.

- Mamy cichy alarm. Nie wiemy kto go włączył – odpowiedział Steven.

- Sejf?

- O tym samym pomyśleliśmy. Właśnie mieliśmy go sprawdzić.

- Proszę się nie kłopotać. Ja to zrobię. Niech Panowie zapewnią bezpieczeństwo ludziom i porozmawiają z policją – poradził Barry, na co dyrektor oddziału właściwie przystał z chęcią. Jeżeli coś się działo w banku, w sejfie, jeżeli to znowu jakiś meta-człowiek... Szczerze? Nie chciał mieć z tym nic wspólnego.

Allen skinął głową i ruszył w stronę sejfu, wskazanego jeszcze przez mężczyznę w garniturze. Zatrzymał się na moment przed wielkim wejściem. Drzwi sejfu były zamknięte. Jednak tym razem wcale go to nie zdziwiło. Jeżeli to niewidzialny Speedster... mógł z pewnością spokojnie przez nie przeniknąć. Flash może niewidzialny nie był, ale przenikać przez obiekty potrafił. Mocno się skupił i po chwili znalazł się po drugiej stronie, we wnętrzu sejfu. Prędko obrzucił środek spojrzeniem i okazało się od razu, że kilka skrytek jest pootwieranych. A więc jednak problem tkwił tutaj. Tylko jaki błąd popełnił Speed Ghost, że alarm zdołał na niego zareagować? A może zrobił to celowo?

Barry powoli ruszył do przodu, rozglądając się uważniej. Interesowało go jeszcze coś – czy Speedster wciąż tu był? Nagle poczuł silne uderzenie w twarz. Zatoczył się do tyłu, uderzając plecami o metalowy stół, stojący po środku. Meta-człowiek z pewnością wciąż tu był. Allen poczuł metaliczny posmak w ustach, a warga nieprzyjemnie zapulsowała mu bólem.

- Może byś się pokazał? Nieładnie tak okładać kogoś, nie pokazując mu się na oczy – odezwał się Flash, ale zamiast odpowiedzi poczuł silnego kopniaka w żebra. Aż zgiął się wpół, nieco krztusząc przy okazji. Musiał jednak coś zrobić. Skupił się, mrużąc oczy. Próbował dostrzec chociaż jakiś ruch powietrza, cokolwiek co wskazałoby mu miejsce, w którym znajdował się w tej chwili Speed Ghost. Nie zauważył jednak kompletnie niczego. Nie słyszał też żadnego głosu, żadnego oddechu, absolutnie żadnego dźwięku. Aż nagle... Wpadł na pomysł. Chwycił papiery, leżące na stole, o który chwilowo się opierał i rozrzucił je, gdzie tylko się dało. I to był strzał w dziesiątkę. Kilka odbiło się od niewidzialnego celu Flasha, tworząc przez ułamek sekundy zarys sylwetki. Co ciekawe, nie przefrunęły przez niego. Dobrze było to wiedzieć. Superbohater musiał wykorzystać ten moment dezorientacji przeciwnika. Natarł na niego, wymierzając cios. Jak się okazało – skuteczny. Musiał trafić gdzieś w okolice twarzy. Jednak sukces był chwilowy. Speed Ghost szybko się pozbierał i wymierzył Barry'emu cios w plecy.

- Od tyłu, nieładnie! – krzyknął Allen, próbując ponownie namierzyć przeciwnika, jednak zaraz posypał się na niego grad ciosów. Były na tyle szybkie, silne i precyzyjne, że ugiął się pod nimi, lądując na chłodnej podłodze bankowego sejfu. Ciosy sypały się jeszcze przez dłuższą chwilę, aż wreszcie ustały, ale Barry'emu zrobiło się ciemno przed oczami. Wnętrze sejfu zawirowało i gdzieś zniknęło. 

Treat you betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz