16.

152 16 1
                                    

Miał iść do domu. Swoje kroki miał skierować prosto do domu, ale gdy uświadomił to sobie, poczuł wewnętrzną blokadę. Jeszcze mieszkał u detektywa Westa. Wciąż miał tam swoje rzeczy, wciąż tam sypiał, wciąż tam przebywał i mieszkał. Może i było już późno, ale pewności nie miał, czy Joe już na pewno śpi. Co, jeżeli znowu będzie chciał rozmawiać? Dzisiejszego dnia miał już dość prób rozmowy. Najpierw Harry, później Cisco. West na dokładkę naprawdę nie był mu potrzebny. Dlatego nie chciał jeszcze wracać. Jeszcze nie teraz.

Skierował swoje kroki powoli w stronę Jitters. Nie wiedział, czy wciąż będą mieli otwarte, czy może, jak zwykle, był spóźniony. Co prawda kawiarni w Central City było pod dostatkiem, ale ta jednak była jego ulubioną.

Nie zawiódł się – wciąż było otwarte. Ludzi w środku praktycznie nie było. Przy jednym z okien siedział jakiś mężczyzna. Sączył powoli kawę. Wydawał się mocno zamyślony. I smutny. Był starszy od Barry'ego i to sporo. Allen miał jednak jakieś mgliste przeczucie, że kiedyś i on tak będzie przesiadywał wieczorami tutaj. Starszy, samotny. Nie mający tak naprawdę do czego ani do kogo wracać.

Poczuł mocny ucisk w okolicach serca, więc skupił się na zamówieniu kawy. Gdy ją dostał skierował się do stolika w samym rogu sali. Miał jednak widok na okno, na to co działo się za nim. Zaczął padać deszcz, mocząc ulice i chodniki. Samochodów było zdecydowanie mniej niż w dzień, a i przechodniów brakowało. Czas i pogoda nie sprzyjały wyjściom na zewnątrz.

Upił łyka kawy i wypuścił nadmiar powietrza z płuc. Pomyślał o Cisco. Miał nadzieję, że dobrze się bawił. Może nawet już opuścił klub razem z Wendi i przenieśli się gdzieś indziej? Kto wie. Barry uśmiechnął się lekko pod nosem. Życzył przyjacielowi szczęścia. Wiedział, że na nie zasługuje. Czuł, że przy tej dziewczynie może mu się udać. Wydawała się taka sympatyczna.

Kolejny łyk kawy rozgrzał jeszcze bardziej jego wnętrze. Czuł się mocno przemarznięty od wewnątrz, chociaż na dworze nie było wcale tak zimno. Jednak jakby ten chłód nie pochodził wcale z zewnątrz, jakby pogoda i temperatura panująca na świecie nie miały z tym nic wspólnego. Może i w rzeczywistości tak było. Może jego serce powoli obrastało lodem? Za jakże trafną mógł uznać taką metaforę.

Kolejny łyk kawy uszczuplił zasoby kubka, kiedy coś mignęło Barry'emu za oknem. Zmrużył oczy, bo nawet kątem oka doskonale zauważył ten niebieski kolor kurtki. Podniósł wzrok w momencie, kiedy człowiek w niebieskiej kurtce znikał za rogiem budynku. Nie zastanawiał się wiele. Nie działał racjonalnie. Działał instynktownie. Po prostu wybiegł z Jitters, doganiając w mgnieniu oka mężczyznę.

- Leo... - szepnął, łapiąc za ramię bruneta, by ten się odwrócił. Kiedy jednak już to zrobił, Allena spotkał poważny zawód. Mężczyzna nie był tym, którego szukał.

- Co do...?

- Przepraszam. Nie chciałem, myślałem... - wyjąkał Flash. – Przepraszam – dodał naprędce, cofając się o kilka kroków.

Był idiotą. Kretynem. Wiedział o tym. Wmawiał sobie, że to koniec, że przestanie, a i tak tego nie robił. Wciąż go wypatrywał. Wciąż go szukał. Był jego obsesją, z której nie potrafił się wyleczyć.

Kawa stygła, pozostawiona na stoliku w samym rogu sali, ale Barry już tam nie wrócił. Nie miał nawet na to siły. Nie zwrócił uwagi na fakt, że był cały przemoczony od deszczu. Może nawet mu to nie przeszkadzało? Deszcz podobno oczyszczał, a jemu takie oczyszczenie by się przydało. 

Treat you betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz